piątek, 17 października 2008

Kiszarnia

Młody starszy zapytał:
- Tata co to jest kiszarnia?
Ni cholery nie wiedziałem. Zaczęły mi przychodzić do głowy różne skojarzenia. Ponieważ większość z nich była raczej nieprzyzwoita, i na pewno wykraczała poza zasób pojęciowy siedmiolatka, poszedłem na łatwiznę.
- Synu nie ma czegoś takiego.
- Jest - odpowiedział
- „O kurde – pomyślałem – może starsze chłopaki w szkole... Nie idę w zaparte”
- A co robi ta kiszarnia? – spytałem podstępnie
- No przecież ja pytam – doprał.
- Dzieci są od zadawania pytań, no nie? - miał rację.
- Nie ma czegoś takiego, albo ja jestem głupi. - Natychmiast pożałowałem tych słów, bo wiedziałem, że zaraz obrócą się przeciwko mnie.
- Jest – stwierdził przez co potwierdził pośrednio postawioną przeze nie tezę o brakującej klepce.
- Nie ma! - broniłem już nie tylko prawdy, ale i resztek swojej godności.
- Jest, na pewno jest! Tylko nie u nas ale.... w Nowym Jorku.
Grając na remis oświadczyłem, że tego nie wie on ani ja. Wie za to na pewno bywały w świecie Wujek Grzesiek – w końcu Nowojorczyk. Zgodził się, że najlepiej jest zapytać właśnie jego. Rozejm. Na drugi dzień zapytałem Wujka Grześka o kiszarnię. Ten oświadczył, że o kiszarni w Nowym Jorku nie słyszał. Ale w Nowym Jarku jest wszystko, więc kiszarnia na pewno też jest. Młody triumfował, a ja zachowałem na pocieszenie resztki rodzicielskiej godności.
Matko, co z niego wyrośnie?

1 komentarz:

  1. USMIALEM SIE setnie ,niestety mnie czasami nie stac na dyskusje z moimi szkodnikami/17,16,8/ i konczac nasze dyskusje ex cathedra zamiast uczyc sie od moich chlopcow.Jestes swietnym ojcem majacy odpowiedni dystans do siebie

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj