środa, 1 października 2008

Krowa

Poszła krowa do przychodni,
miała nóż w kieszeni spodni.
Wchodzi zaraz do doktora:
„Proszę Pana jestem chora”

„Co dolega Ci łaciata?
Czujesz ból wymion, czy gnata?”
Wtedy krowa nóż wyciąga,
prosto w oczy mu spogląda.

On ma już na włosku życie,
ona trzyma nóż w kopycie.
Gdy podeszła całkiem blisko,
wygłosiła stanowisko:

„Nie wymiona i nie nogi,
tnij mi rogi Ty mój drogi!
Już nie mogę z tą ozdobą,
wszak jam jest rasową krową.

Los mój trudny jest niestety,
jak na żywot mnie – kobiety.
W sklepie, w kinie czy w kościele,
miejsca na nie jest niewiele.

Śmieją ze mnie się dzieciaki,
wiem już czemu – z jakiej paki!
Muszę pozbyć się ich w mik,
bo nie zechce mnie mój byk!”

„Co za pacjent! Co za moda?”
Obciąć rogi - jest mu szkoda.
„Lepiej zerwać jej ten wieniec,
bo jak przyjdzie oblubieniec?”

Lekarz bierze nóż we dłonie,
ostrzy krowie na ogonie.
Gdy ogarnia go euforia,
ciacha z wrzaskiem akcesoria.

Krowa w lustro zerka z bliska,
„Jestem ładna teraz z pyska!
Ile płacę Ci mój Panie?”
„Kubek mleka na śniadanie!”




„Wierszyk” powstał z nudów przy udziale moich chłopaków uczestniczących w procesie twórczym jako scenarzyści. W każdym razie pragnę oświadczyć wszystkim ekoterrorystom, że pomysł z obcinaniem rogów nie jest mój i że w trakcie pisania „wierszyka” nie zginęło ani nie zostało okaleczone żadne zwierzę... Zbieżność z charakterystycznymi w tej chwili dla kobiecej próżności zabiegami chirurgicznymi jest także oczywiście przypadkowa.
Następne nasze głupawe wierszyki już wkrótce... Mam nadzieję, że już bez sadystycznych podtekstów. Ale niestety treść wiersza nie należy do moich kompetencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj