Prawda czasu, prawda ekranu
Wcale nie dlatego, że mam sentyment do PRL czy do tytułowego, dziarskiego oficera milicji. Wcale też nie dlatego, że lubię kryminały, ani nie dla kultowych wręcz tekstów w rodzaju: "My first name is Iwona, but my second name is fifth dollars" czy „Była tu taka jedna. Pewnie kurew bo we futrze”. Oglądanie tego filmu w trzydziestoletniej perspektywie pozwala na dostrzeżenie meandrów funkcjonowania propagandy czyli zbiorowego prania mózgów. Można także dostrzec zmiany tej propagandy. Jest to doskonałe studium przypadku pozwalające ocenić naszą współczesną "pralnię umysłów"... Ujawniający się w pewnym momencie poza-rozrywkowe i propagandowe cele można sklasyfikować w dwóch grupach:
1.Pokazanie dobrej strony systemu i jego służb
2.w późniejszym okresie przygotowanie gruntu pod demontaż systemu
Funkcjonariusz też człowiek
Górnymi bohaterami serialu jest grupa dziarskich milicjantów, którzy z jednej strony stanowią kolektyw. Wszystkim kieruje major jak ojciec: dobry, życzliwy, ale potrafiący też skarcić. Prawdziwy autorytet.
Jest też Zubek, którego nazwisko jasno wskazuje jego potencjalny rodowód (z UB). Pomimo, że jest w wieku pozwalającym mu spokojnie wyrywać paznokcie w okresie błędów i wypaczeń, ale pochwicy konserwatywny chłopina.
W późniejszych odcinkach zastąpił go porucznik Jaszczuk; twardogłowy przygłup z klucza. Jego zadaniem było wyszydzenie starej twardogłowej ideologii i zastopowanie jej geszefciarską jej odmianą.
No i on Borewicz. Sympatyczny, uwodzicielski, bez skazy niczym James Bond - w końcu tamten był 007 a ten tylko 07 ale zawsze. Sierota, ateista, bezpartyjny z rodziny od pokoleń czerwonej, jednym słowem idealny statystyczny propagandowy produkt. Targany sprzecznościami idealista, buntownik i wrażliwiec. Był żonaty, ale żona zdradziła go i wyszła za araba. Propagandowo miał być opiniotwórczy i pełnić współczesną rolę naszych autorytetów. Z uwagi na fakt, że nic tak nie uwiarygadnia medialnej kreacji jak czasami okazanie odrobiny słabości, dzielny porucznik też miał taką przypadłość. Było to zamiłowanie do kobitek.
Oczywiście piękna lola w każdym odcinku musiała się pojawić. Bo praca funkcjonariusza jest przecież atrakcyjna, a jak wiadomo za mundurem panny sznurem. Nie ważne że mundur niebieski. Ten manewr propagandowy jak i stylizowanie bohatera na polskiego Bonda wyszedł najsłabiej. Choć należy przyznać, że bohater był dość wybredny i nie zawsze „brał jak leci”. Przecież nie mogło być też tak, że wizerunek funkcjonariusza będzie powielał obraz „psa na baby”. Umiar zawsze poprawia apetyt.
Dyfuzja systemów
Największe znaczenie dla propagandy. Zaczynają się między wierszami pojawiać krytyczne opinie co do systemu... Oglądając odcinki z polowy lat osiemdziesiątych widać wyraźnie medialne przygotowanie do sterowanego upadku systemu. Zaczynają pojawiać się kontrowersje, ale jednocześnie wiadomym jest kto jest tylko w stanie pokierować dalej krajem. Bohaterscy funkcjonariusze.
To wszystko ma na celu wzbudzenie zaufania społecznego dla milicjantów. Czym bardziej w kraju wrzało, tym funkcjonariusze w serialu stawali się coraz bardziej ludzcy. Nawet opowiadali sobie o sobie dowcipy, a rozwiązywane przez nich śledztwa jasno sugerowały, że bez bohaterskich milicjantów zabiliby nas wszystkich bandyci lub oskubali spekulanci. W jednym, dość znamiennym z odcinków ginie szantażysta zbierający kompromitujące materiały na tworzącą się nową PRLowską klasę średnią, która za chwilę ma się uwłaszczyć. Widać cień historii i wewnętrzny konflikt ideologiczny.
Postawy wobec grup społecznych
„Zgnilizna”
W dwóch odcinkach pojawia się postać AKowca. Jeden z nich jest starym pedałem, choć tego typu określenie nie pada wprost, który utrzymywał młodego chłopca i pewnie wcale nie dlatego, że lubił konie. Pada nawet wyraźna informacja, że mu się tak zrobiło jak wrócił z Anglii, bo przecież wiadomo, że po tym siedlisku zgnilizny można się spodziewać wszystkiego.
Drugi Akowiec to elektryk na kolei tchórz, który uciekł gdy zobaczył leżące ciała w wagonie pocztowym. Nikt oczywiście nie powiedział, że Akowcy ty pedały i tchórze, ale podprogowy sygnał został wysłany. W innym odcinku starszy (pewnie jeszcze przedwojenny) członek palestry prowadzi nielegalne kasyno.
Klasa robotnicza
Każdy robociarz w serialu był postacią pozytywną i poczciwą, a ich stosunek do władzy ludowej opierał się na zaufaniu.
Nawet kurwy były w serialu sympatyczne i jak najbardziej zapracowane. Od czasu do czasu wzdychały tylko do Borewicza. Bo to że miał połamany nos wcale nie odejmowało mu męskości.
Kler
Księża w serialu pojawiają się sporadycznie, lecz zawsze kolaborując z Milicją. Jeden z nich okradziony z dolarów przyzna się ile ich było naprawdę. Nie było lepszej legitymacji systemu niż kolaborancka postawa księży wobec poczciwych milicjantów. Zwłaszcza po zabiciu księdza Popiełuszki. Takie kłamstewko. Faktem jest, że PRLowi zwłaszcza u jego schyłku zależało na dobrych stosunkach z Kościołem z czego ten korzystał wznosząc nowe świątynie. Tak więc o przegięciach nie mogło być mowy.
Z zachodu całe zło
Informacja o tym, że zgniły zachód to siedlisko zgnilizny była przez cały cykl produkcji serialu czytelna. Jednak z upływem lat postawa ta się zmienia. Fałszywe złoto przyszło z zachodu, gangsterzy to też często produkt importowy. W ostatnim odcinku Borewicz łaskawie pozwala zginąć „amerykańskiemu koledze” po fachu samobójczą śmiercią. Już „amerykańskiemu koledze” a nie na przykład „parszywemu sługusowi imperializmu” - 1987 rok, a wytyczne już krążyły...
Ajent, badylarz i Wilczek czyli stosunek do przedsiębiorców
Stosunek do ludzi na swoim także ulegał ewolucji: od pogardy jak w stosunku do dorobionego badylarza w odcinku o nożowniku, po pełną afirmację – gra w tenisa z Ministrem Wilczkiem co to krajowi dostarcza dewiz przez swe wynalazki. Z czasem wojujący socjalizm tracił na sile przyjmując coraz to nowe wytyczne z kolejnego plenum. Pozorna pochwała „prywatnej inicjatywy” pojawia się w odcinku o ajencie ośrodka wypoczynkowego, który jest prowadzony wzorowo. Potem okazuje się, że to ukryty burdel. Ale i tak wszystko jest dobrze, bo przez cały niemal odcinek na ekranie paraduje rozebrana Grażyna Szapołowska...
Część odcinków pokazuje wyraźne społeczne tło przestępstw i w iście lewackim tonie pokazuje tam źródła wszelkiego zła. Po czymś takim każdy widz musi mieć przekonanie ile władza ludowa ma jeszcze do zrobienia.
A co by się stało, gdyby serial był kręcony nadal?
Borewicz zasłużony orędownik Unii Europejskiej, polityki równości gejów i lesbijek całymi garściami pozyskiwałby unijne środki na szkolenia swych braci funkcjonariuszy. Nowe przestępstwa takie jak homofobia i antysemityzm byliby ścigane ze szczególnym zaangażowaniem, a ciemnogrodzkie zabobony zwalczane.
Dlaczego ciągle to pokazują? Są dwa zasadnicze powody:
1. Część scenariuszy odcinków oparta była na przyzwoitych powieściach kryminalnych.
2. Podskórna propaganda nie jest nachalna i niemalże niezauważalna.
3. Ludzie mają sentyment do minionych lat i starych samochodów.
4. No i Szapołowska