Papierowi ludzie
Objawiła się światu grupa mędrców wszelakich popierających kandydaturę Pana P.O. Prezydenta na Prezydenta. Rację miał pewien geriatryczny reżyser stwierdzając, że wojna domowa trwa. Wojna ustawionych i motłochu. Trudno nie odnieść wrażenia, że grupa ustawionych próbuje wmówić nieustawionym jak mają głosować. Główny argument: bo tak wypada. Stara technika propagandowa działała wielokrotnie w czasach gdy PO nazywała się jeszcze Unią Wolności. Tym razem przebił sam siebie pewien były tenisista, który stwierdził, że należy głosować na tegoż kandydata bo „ustawy powinny być podpisywane”. Ubawiłem się że hej. Inny salonowiec zaznaczył, że lepiej, mieć Prezydenta który ma żonę a nie kota. Tego typu stwierdzenie nie jest oczywiście szczytem salonowego wyrafinowania. Ostrość takich komentarzy to miecz obusieczny. Gdy zobaczyłem zdjęcie Pani P.O. „pierwszej damy” przyznam, że wolałbym już kota.
Główny problem Pana P.O. Prezydenta polega na tym, że to taki sam papierowy człowiek. Podobnie jak większość salonowców głoszących jego przymioty.
Ale to wszystko marność i przemysł rozrywkowy lubiący wykorzystywać pajaców, klaunów i pożytecznych idiotów.
Papierowy pieniądz
Oto pod spodem dzieją się rzeczy które się filozofom nie śniły. Oczywiście ja, jak i licznego grono podobnych mi „oszołomów” wiedzieliśmy doskonale, że Unia jest tworem papierowym tak samo jak P.O. Prezydenta, opartym na walucie nie wiele więcej warty niż także papier na którym została wydrukowana. Za chwilę to wszystko runie, bo runąć musi. Pytanie czy celowo? Co wymyśliła w ramach kolejnego etapu lichwiarska międzynarodówka? Za chwilę nam się objawi. Jedna nadzieja w tym, że „operacja się uda, ale pacjent nie wytrzyma”, czyli tubylcze narody wypowiedzą posłuszeństwo swym papierowym przywódcom lub po prostu zrozumieją ja to działa. Pierwszym krokiem jest umiejętność omijania meandrów propagandy... Doskonale obecną sytuację scharakteryzował S. Michalkiewicz w jednym z ostatnich swych felietonów. Jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich tych którzy lubią dziwić się światu i zrozumieć jak on działa.
Papier ścierny
Coś dzieje się niedobrego. Najpierw ktoś postanowił zniszczyć ubrania ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, potem okazuje się, że z wyprawy archeologów nici. Tak jakby ktoś postanowił, aby tubylczy narów zapomniał jak najszybciej o tym co się stało i raczej przestał dociekać. Tubylcy się wypłakali, a teraz mają zasądzić przed telewizorami i oglądać Janusza P., który jak Feniks z popiołów znowu zagościł na szklanym ekranie tym razem w okularach i na razie bez nowych gadżetów. Problem w tym, że ludzie tak łatwo nie zapominają, a w Internecie od czasu do czasu powiją się interesujące opinie i spostrzeżenia. Ze wszystkim oczywiście można dyskutować ale nie z faktami. Jeśli zatem jest prawdą, że autor słynnego nakręconego tuż po katastrofie filmu już nie żyje, to albo mamy do czynienia z interwencja boską albo zacieraniem śladów. No i jeszcze dość intrygująca kwestia ekshumacji...
A wszystko to i tak przysłania realna powódź. Już przez media nazwana katastrofą, podobnie jak ta smoleńska. Za chwilę wypadki samochodowe też będą nazywane katastrofami, aż okaże się, że tak naprawdę to pod Smoleńskim się nic wielkiego nie stało bo tylko katastrofa. Tak działa propaganda: zmienia znaczenie słów.
Objawiła się światu grupa mędrców wszelakich popierających kandydaturę Pana P.O. Prezydenta na Prezydenta. Rację miał pewien geriatryczny reżyser stwierdzając, że wojna domowa trwa. Wojna ustawionych i motłochu. Trudno nie odnieść wrażenia, że grupa ustawionych próbuje wmówić nieustawionym jak mają głosować. Główny argument: bo tak wypada. Stara technika propagandowa działała wielokrotnie w czasach gdy PO nazywała się jeszcze Unią Wolności. Tym razem przebił sam siebie pewien były tenisista, który stwierdził, że należy głosować na tegoż kandydata bo „ustawy powinny być podpisywane”. Ubawiłem się że hej. Inny salonowiec zaznaczył, że lepiej, mieć Prezydenta który ma żonę a nie kota. Tego typu stwierdzenie nie jest oczywiście szczytem salonowego wyrafinowania. Ostrość takich komentarzy to miecz obusieczny. Gdy zobaczyłem zdjęcie Pani P.O. „pierwszej damy” przyznam, że wolałbym już kota.
Główny problem Pana P.O. Prezydenta polega na tym, że to taki sam papierowy człowiek. Podobnie jak większość salonowców głoszących jego przymioty.
Ale to wszystko marność i przemysł rozrywkowy lubiący wykorzystywać pajaców, klaunów i pożytecznych idiotów.
Papierowy pieniądz
Oto pod spodem dzieją się rzeczy które się filozofom nie śniły. Oczywiście ja, jak i licznego grono podobnych mi „oszołomów” wiedzieliśmy doskonale, że Unia jest tworem papierowym tak samo jak P.O. Prezydenta, opartym na walucie nie wiele więcej warty niż także papier na którym została wydrukowana. Za chwilę to wszystko runie, bo runąć musi. Pytanie czy celowo? Co wymyśliła w ramach kolejnego etapu lichwiarska międzynarodówka? Za chwilę nam się objawi. Jedna nadzieja w tym, że „operacja się uda, ale pacjent nie wytrzyma”, czyli tubylcze narody wypowiedzą posłuszeństwo swym papierowym przywódcom lub po prostu zrozumieją ja to działa. Pierwszym krokiem jest umiejętność omijania meandrów propagandy... Doskonale obecną sytuację scharakteryzował S. Michalkiewicz w jednym z ostatnich swych felietonów. Jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich tych którzy lubią dziwić się światu i zrozumieć jak on działa.
Papier ścierny
Coś dzieje się niedobrego. Najpierw ktoś postanowił zniszczyć ubrania ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, potem okazuje się, że z wyprawy archeologów nici. Tak jakby ktoś postanowił, aby tubylczy narów zapomniał jak najszybciej o tym co się stało i raczej przestał dociekać. Tubylcy się wypłakali, a teraz mają zasądzić przed telewizorami i oglądać Janusza P., który jak Feniks z popiołów znowu zagościł na szklanym ekranie tym razem w okularach i na razie bez nowych gadżetów. Problem w tym, że ludzie tak łatwo nie zapominają, a w Internecie od czasu do czasu powiją się interesujące opinie i spostrzeżenia. Ze wszystkim oczywiście można dyskutować ale nie z faktami. Jeśli zatem jest prawdą, że autor słynnego nakręconego tuż po katastrofie filmu już nie żyje, to albo mamy do czynienia z interwencja boską albo zacieraniem śladów. No i jeszcze dość intrygująca kwestia ekshumacji...
A wszystko to i tak przysłania realna powódź. Już przez media nazwana katastrofą, podobnie jak ta smoleńska. Za chwilę wypadki samochodowe też będą nazywane katastrofami, aż okaże się, że tak naprawdę to pod Smoleńskim się nic wielkiego nie stało bo tylko katastrofa. Tak działa propaganda: zmienia znaczenie słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj