wtorek, 21 czerwca 2011

Pajacyki

Dzisiaj miałem okazję uczestniczyć w pewnym oficjalnym spotkaniu. Strasznie nie lubię tego rodzaju przedstawień, ale czasami nie sposób ich uniknąć. Jeden z moich kolegów nazywał tego rodzaju meetingi: „otwarciem parasola w du..e”. Oznacza to zadanie obrzydliwe, nudne i z góry skazane na porażkę. Jest w tym stwierdzeniu dużo prawdy. Wszystko wygląda zaiste jakby kilku zgromadzonych usiłowało zaaplikować parasol jakiemuś nieszczęśnikowi w celu jego późniejszego otwarcia. Spora grupa kibiców i doradców zdaje się jeszcze zagrzewać do aktywności zarówno aplikujących, aplikowanego jak i sam parasol. 
Nie jest ważne czego dotyczyło to „otwarcie”. Ważne, że sprawa, w której zostało ono zwołane była beznadziejna i tak naprawdę nikomu nie potrzeba. Będąc statystą w bezsensownym i odrażającym przedsięwzięciu, zacząłem zapisywać co ciekawsze kawałki padające z ust przemawiających decydentów. Rzecz dziwna, bo mało kto na tego rodzaju „imprezach” przejawia czynną aktywność. Natomiast ja ze zdziwieniem odkryłem pewien masochistyczny urok w słuchaniu wylewającego się całymi litrami z ust spikerów potoku bełkotu. Oto od jednego z nich padły dwa określenia, które  musiałem zanotować, gdyż człowiek nawet o niebotycznie rozwiniętej wyobraźni, nie wpadłby na to.  Jedno z nich brzmiało: „trójstronne partnerstwo” - padłem. Patrząc na znudzone miny mych towarzyszy niedoli, zdałem sobie jednak sprawę, że heksagonalny trójkąt lub bilateralny monodram też przeszedłby bez echa. Po chwili prelegent powiedział coś jeszcze bardziej odkrywczego, czy wręcz teologicznego. Zwracając się do swego dyskutanta powiedział: „Warto by było, aby kontakty między nami zeszły na poziom ludzki”. Wypowiadający te słowa nie miał boskich atrybutów, czego nie można też powiedzieć o jego dyskutancie. Miał pewnie co innego na myśli, ale wyszło jak wyszło. I tak nikt nie zwrócił na to uwagi. 

Wyszedłem z „otwarcia” jak zwykle lekko skołowaciały. Udałem się na płatny parking, na którym zostawiłem swój pojazd. Gdy parkowałem zapytałem pana w budce, czy mam zapłacić teraz czy za godzinę. Pan odpowiedział wtedy: „teraz, za godzinę”. Gdy wsiadałem do samochodu przypomniałem sobie tę lapidarną wymianę samych słów, w tym samym szyku, lecz w zupełnie innym znaczeniu. Mając w pamięci nie tak dawne ciosy konferencyjnego absurdu, pomyślałam: „czy to ja zwariowałem, czy może ten świat zwariował”? Wczoraj - jak podały reżimowe media - niezawisły sąd w jakimś bełkotliwym piśmie nakazał przeprowadzenie badań psychicznych Jarosława Kaczyńskiego. Zaiste wariatem musi być facet, który w prosty i jasny sposób opisuje rzeczywistość i przestrzega przed zagrożeniami w krainie cudownej nirwany. 
Może więc nasi umiłowani przywódcy są na dobrej drodze do otwarcia śladem swych radzieckich braci starych, dobrych psychuszek? Spoko. Będzie to wtedy, tak jak w ZSRR jedyna oaza normalności w tym popieprzonym do szpiku kości świecie wariatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj