poniedziałek, 16 stycznia 2012

Neokolonialzim

Przypominało mi się dziś kolejne wspomnienie - pewnie się starzeję. O wspomnieniowym "katalizatorze" za chwilę.
Otóż będąc już uczniem szkoły średniej dowiedziałem się o pilnym zebraniu z rodzicami zarządzonym przez dyrektora szkoły. Powodem tego alertu była znaleziona w jednej z męskich ubikacji strzykawka. Dopiero później okazało się, że było to narzędzie do polewania wodą kolegów stosowane przez pewnego dowcipnisia. Ale na tę chwilę nikt jeszcze tego nie wiedział, więc zapanowała w całej szkole antynarkotykowe polowanie na czarownice. Na wielką salę zostali ściągnięci wszyscy rodzice i jakiś biedny ekspert wygłosił rodzicom pogadankę na temat zagrożeń z związanych z narkomanią. Ekspert opowiedział rodzicom o rodzajach narkotyków i polecił obserwację dzieci. Na drugi dzień przyszliśmy jak zwykle do szkoły i zaczęła się między nami wymiana obserwacji - tym razem zachowań naszych rodziców. Generalnie panował wesoły nastrój. Tylko jeden kolega miał dość markotną minę, która wieściła, że u niego w domu mógł rozegrać się jakiś dramat. Zapytany co się stało, odpowiedział, że wpadała do jego pokoju jego matka i zaczęła wyrzucać mu z szafy całą jej zawartość. Gdy zapytał, co robi, ta odpowiedziała pytaniem: "przyznaj się, gdzie trzymasz te aparaty do wstrzykiwania kleju!"

Wspomnienie to przyszło mi do głowy, gdy przeczytałem wywiad z prof. Witoldem Kieżunem dotyczący neokolonializmu i tego w jaki sposób był on realizowany w Polsce. Wywiad ten odsłania także rąbka tajemnicy jeśli chodzi o poziom ekonomicznej wiedzy naszych elit. Bo jeśli jest on taki jak zrozumienie zagadnień narkomani prze mamę mojego szkolnego kolegi, to nie ma dla nas nadziei. Wydaje się, że jedyną jeszcze troską jaka nam pozostaje to to, abyśmy nie pozwolili zrobić z siebie Hutu i Tutsi i abyśmy sami się nie wyrżnęli, choć w dalszej perspektywie uczyni to za nas demografia. Scenariusz budowy atmosfery napięcia między PiS a PO, którego kulminacją było zeszłoroczne morderstwo w łódzkiej siedzibie PiS pokazuje, że i ten strategiczny sposób narracji poza podbojem propagandowo - ekonomicznym, także wchodził w grę. Dziś wiemy już sporo na temat meandrów naszej transformacji i europejskiej integracji. Znamy też kulisy naszej finansowej sytuacji, o których piszą już główne media. Wiemy też wreszcie sporo o aferach gospodarczych i prawnych trawiących nasz kraj, a kolejne wersje przebiegu "smoleńskiego cesarskiego cięcia" nie wygrywają konfrontacji z faktami. I co z tego, gdy większość rodaków rozumie i rozumiało z tego tyle, co mama mojego kumpla z pogadanki o narkotykach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj