„Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu, która mówi: “Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”.” - powiedział reżyser w moim ulubionym filmie, gdy okazało się, że kot przebrany za zająca woli siedzieć na drzewie zamiast uciekać w pole przed zgrają psów.
Już dawno wyrobiłem w sobie przekonanie, że prawda ekranu przesłoniła prawdę czasów. Z tą jednak różnicą, że ostatnimi czasy prawda ekranu emanuje do tego stopnia, że pozostaje z niej wyłącznie tylko ten trzeci rodzaj tischnerowskiej prawdy, czyli „gówno prawda”.
Okazuje się, że stenogramy z czarnych skrzynek TU-154M, który rozpłynął się w smoleńskiej mgle zawierają tyle błędów i wypaczeń, że starczyłoby ich na niejedną samokrytykę niejednego partyjnego kacyka. Generała Błasika nie tylko nie słychać, ale i nie wiadomo czy w ogóle był w kokpicie pilotów. Ale to nic. Okazuje się, że nasi śledczy po prostu przepisali to co udało się odkryć rosyjskim mołojcom bez szczególnego wchodzenia w szczegóły. O czym to świadczy? A no o duchowym i moralnym zaniku racji stanu i braniu przede wszystkim pod uwagę własny święty spokój a nie interes państwa. Bo państwo rozpuszcza się w europejskim chaosie coraz bardziej jak cukier w herbacie. Ale to przecież w sensie prawdy ekranu kwestia uboczna, bo kogo obchodzą jakieś stenogramy poza garstką oszołomów? Smoleńska tragedia pojmowana jako prawda ekranu miała już swoje medialne pięć czy nawet piętnaście minut, durny lud i oszołomy się wypłakały, więc o co chodzi?
Są też prawdy pomniejsze. Oto pewien wojskowy prokurator postanowił w trakcie konferencji popełnić samobójstwo. Wyszło jak wyszło – trafił się w policzek. Świadczy to nie najlepiej o umiejętnościach strzeleckich naszej armii. Podobno po kilku godzinach udzielał już wywiadów i to wcale nie zza światów.
Bus ze sprzętem technicznym pewnej chałturniczej kapeli wylądował w rowie, a prasowe lemingostwo ogłosiło, że to ów zespół doznał wypadku. Sprawa się jednak także rypła, bo policja powiedziała że to nieprawda. Oczywiście ukoronowaniem kariery podupadającej gwiazdy byłoby choćby na chwile stanie się santo subito a'la Amy Winehouse. Na szczęście dla wokalistki zespołu klub 27 jest już zamknięty. Prawa arytmetyki jeszcze obowiązują.
Mechanizm medialnego kłamstwa i kłamstwa w ogóle trafił pod strzechy. Bujamy się nawzajem i sami siebie wdrażając standardy „gówno prawdy” i „prawdy ekranu”. Bo co najlepiej się sprzedaje w TV? Seks i przemoc. Więc zgodnie z wypaczonymi prawidłami rynku za chwilę tylko te dwa towary będą miały szansę pokazania w mediach. Za chwilę być może, jak ponoć w ogarniętej inflacją Jugosławii spikerki telewizyjne występować będą w toplesie, aby ludzie nie zwracali uwagę na wiadomości. Za chwilę także aby przyciągnąć dziennikarzy na konferencję prasową jakiś gorliwy urzędnik będzie musiał napisać w zaproszeniu, że spróbuje przynajmniej strzelić sobie w głowę, bo bez tej obietnicy wie, że nikt na taką konferencję nie przyjdzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj