Panie w szkole moich synów postanowiły zrobić jasełka. Przedstawienie wyszło świetnie. Rozochocone tym sukcesem panie postanowiły odegrać je jeszcze raz. Tym razem postanowiono uczynić to w pobliskim szpitalu na oddziale dziecięcym, tak aby chorym rówieśnikom dać pociechę w czasie świąt. Przedstawienie także wyszło doskonale, wszyscy byli zadowoleni. Tylko gdzieś przez przypadek moja żona uczestnicząca w całym przedsięwzięciu jako garderobiana mojego syna - aktora, usłyszała przez przypadek na korytarzu rozmowę dwóch pielęgniarek. Jedna z żaliła się drugiej, że ma już dosyć bo to siódme w tym roku jasełka. Ale jak to wytłumaczyć dzwoniącym z różnych szkół nauczycielkom, które czują potrzebę organizacji przedstawień?
Historia ta skojarzyła mi się od razu z opowiadaniem Kiryła Bułaczowa pt. Świeży transport złotych rybek". Otóż do miejscowości Wielki Guslar przywieziono rzeczone rybki. W sklepie zoologicznym zagościły tylko chwilę wykupione na pniu. Okazało się się, że rybki spełniają życzenia. Gdy na skutek tego faktu pod miastem wyrosło kilka willi, nowy stadion, a na ulicach zaroiło się od samochodów i nawet zaczęła płynąc wódka z kranów, nadszedł czas na wypuszczenie rybek. Okazało się wtedy, że pozostała jeszcze jedna rybka mająca jeszcze jedno niewykorzystanie życzenia. Mieszkańcy miasta postanowili zrobić co dobroczynnego. A w Guslarze mieszkał pewien strażak inwalida, który stracił rękę podczas pewnej akcji. Gdy właściciel ostatniej rybki miał wypowiedzieć już życzenie: niech strażakowi odrośnie ręka, powstrzymał go nadbiegający strażak z którego ramienia wyrastało kilkanaście rąk.
To z kolei przypominało mi skecz Monthy Python'a o łubinie, który dedykuję Ministrowi Zdrowia. Oby nie potraktował go broń Boże jako filmu instruktażowego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj