Cały okres świąteczno – noworoczny poświęciłem na swoje ulubione zajęcie, czyli słodkie lenistwo oraz poddanie się swobodnym potokom myśli, inspiracjom, lekturze jak również przypomnieniu sobie dawno nie słyszanych dzięków. Dziś na przykład uruchomiłem swój gramofon i powróciłem do czarnych płyt przypominając sobie wszelkie młodzieńcze fascynacje. Odkryłem też przez tych dni, że im bardziej poławiają mnie rytuały codzienności, tym bardziej czas tego rodzaju „odcięcia” staje się coraz bardziej niezbędny.
Przez tych kilka dni lenistwa udało mi się przeczytać dwie książki. O jednej chcę jak najszybciej zapomnieć, a o drugiej będę pamiętał długo i pewnie nie raz jeszcze do niej powrócę. Pierwsza z książek to kolejne dzieło Umberto Eco pt. „Cmentarz w Pradze”. Totalne silnie naładowane ideologicznie dno składające się tylko z pseudo - erudycyjnych wodotrysków. Książki tego autora były zwykle dość pretensjonalne, ale „to coś” przekroczyło już wszystkie możliwe granice dobrego smaku. O ile wcześnie można było w książkach tego pana doszukiwać się jakiś światopoglądowych manifestacji, o tyle tym razem mamy do czynienia wręcz z salonowo – lewacką konstytucją. Dość tylko napisać, że cała intryga utkana na losach głównego bohatera – żydożercy, fałszerza, zdrajcy i kolaborator, którego finalnym dziełem jest przygotowanie na zlecenie Ochrany słynnych Protokołów Mędrców Syjonu. Za to druga książka, która płonęła mnie bez reszty to działo niejakiego Cormac'a McCarthy'go pt. „Droga”. Dla mnie jest to absolutna rewelacja i osobiste odkrycie. Gdyby pominąć w niej wątki ekologiczne mamy do czynienia z arcydziełem. Przez zdewastowany postapokaliptyczny świat wędruje ojciec z synem. Wydawałoby się prosta historia napisana oszczędnym stylem wręcz paraliżuje swym realizmem. Dwóch bohaterów książki to być może ostatni cywilizowani ludzie. Otacza ich totalny upadek i wyłącznie zwierzęce relacje. A oni wydają się być ponad tym wszystkim. Trwają. Wiedzą o tym, że wraz z ich śmiercią odejdzie wszystko. Jak sami mówią „niosą płonień”. Ta prosta przejmująca historia pozwala znaleźć to co w życiu najważniejsze.
Nie tak dawno temu odszedł przywódca Korei Północnej Kim Dzong Il. Telewizje całego świata pokazały płaczących mieszkańców tego głodującego zakątka świata będącego chyba jedynym już na globie reliktem komunizmu starego rytu. Pewni komentatorzy podkreślali, że rozpacz mieszkańców Korei nie koniecznie musi być udawana. Oczywiście, że nie. Jeśli systematycznie wmówi się ludziom, że żyją w najlepszym z krajów na świecie i że przywódca i ojciec narodu jest cudotwórcą, który poświęcił życie dla swego narodu – trudno dziwić się innej reakcji. My w odróżnieniu od północnych korończyków zdajemy sobie sprawę z rozmiarów dezinformacji.
A teraz chciałbym zaprosić na krótki wykład pewnego psychologa behawiorysty.
Jeśli jest tak jak w powyższym materiale, a sposoby manipulacji przełożymy na nasze polityczne życie okaże się jak łatwo jest zawiadywać ludzką tłuszczą, która będzie do tego w pełni przekonana, że ma nadal wolny wybór. Nasz świat pod względem propagandowej indoktrynacji nie różni się wiele od tego koreańskiego. Niestety, nadal będziemy skazani na samodzielne poszukiwanie prawdy, bo jak powiedział Józef Mackiewicz, tylko ona jest ciekawa. Ale prawda wyzwala z okowów wszelkiej tyrani, czy tej spod znaku politycznej poprawności czy stalinowskiego wykopaliska.
Dlatego należy unikać przewrotnych historii i pseudointelektualistów, a stawiać na historie proste, ale mówiące o kwestiach istotnych. Bo prawda lubi prostotę. I właśnie tej prawdy życzę wszystkim w 2012 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj