Ułomność i słaba wola jest niestety także moja cechą. Nie potrafię odmówić moim dzieciom, chociaż wiem, że to nie wychowawcze nowych zabawek. Nie potrafię odmówić mojej żonie (ale to zupełnie inna sprawa). Kiedyś podjąłem decyzję: Przeczytam Traktat Lizboński, zrozumiem i będę miał swoją opinię. Niestety pomimo kilku prób - poległem. Jest to dla mnie starego dyslektyka prawdziwie syzyfowa robota! Tym bardziej w wielkim zaskoczeniem i podziwem przeczytałem na blogu u Korwina, że są herosi, którzy wytrwali w podobnym postanowieniu i uparcie studiują ten akt jednomyślności wszystkich parlamentów Eurosojuza. W przypisie do przypisu - jak podaje Korwin - jest zawarta legalizacja na terenie już naprawdę zjednoczonej IV Rzeszy kary śmierci. Ciekawe, co na to lewaki kochające wszystkich morderców? Ciekawe, co tam jeszcze jest? Legalizacja związków parterskich z kozami? Czy może tak jak u Philip’a K. Dick’a aborcja do dwunastego roku życia? Inna sprawa, że sam ów Traktat jest tak bełkotliwy jak przepowiednie Nostradamusa - pasuje do wszystkiego i daje nieograniczoną władzę interpretatorowi.
W Cesarzu R. Kapuściński pisał o tym, iż Jego Ekscelencja Cesarz nie wypowiadał swych decyzji wprost, lecz szeptał je na ucho ministrowi pióra. Ten je zapisywał i był najbardziej wpływowym człowiekiem w cesarstwie. Jak widać stary numer!
Kiedyś w jednej z dyskusji zawarłem prowokacyjną tezę, o rychłym powstaniu partyzantki niepodległościowej walczącej o wolność. Wolność kraju i wolność jednostki tkwiącej kleszcza między instytucjonalnego absurdu. Jeden z moich dyskutantów i zdecydowanych przeciwników tego pomysłu, po kilku dniach i poznaniu z autopsji praktycznych zasad funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w kraju nadwiślańskim - przyznał mi rację: Partyzantka powstanie, – co do tego jesteśmy już zgodni – pytanie tylko, kiedy. A póki, co – pływajmy w kisielu…
Podobno, gdy z getta w Warszawie ruszyły pierwsze transporty. Byli tacy, którzy uciekli i wrócili do getta w nadziei przekonania swych współbraci o rychłej czekającej ich zagładzie. Problem w tym, że na początku nikt takim doniesieniom nie dawał wiary.
Największym sukcesem szatana jest ponoć to, iż wmówił niektórym ludziom, że nie istnieje…
W Cesarzu R. Kapuściński pisał o tym, iż Jego Ekscelencja Cesarz nie wypowiadał swych decyzji wprost, lecz szeptał je na ucho ministrowi pióra. Ten je zapisywał i był najbardziej wpływowym człowiekiem w cesarstwie. Jak widać stary numer!
Kiedyś w jednej z dyskusji zawarłem prowokacyjną tezę, o rychłym powstaniu partyzantki niepodległościowej walczącej o wolność. Wolność kraju i wolność jednostki tkwiącej kleszcza między instytucjonalnego absurdu. Jeden z moich dyskutantów i zdecydowanych przeciwników tego pomysłu, po kilku dniach i poznaniu z autopsji praktycznych zasad funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w kraju nadwiślańskim - przyznał mi rację: Partyzantka powstanie, – co do tego jesteśmy już zgodni – pytanie tylko, kiedy. A póki, co – pływajmy w kisielu…
Podobno, gdy z getta w Warszawie ruszyły pierwsze transporty. Byli tacy, którzy uciekli i wrócili do getta w nadziei przekonania swych współbraci o rychłej czekającej ich zagładzie. Problem w tym, że na początku nikt takim doniesieniom nie dawał wiary.
Największym sukcesem szatana jest ponoć to, iż wmówił niektórym ludziom, że nie istnieje…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj