W ostatnim felietonie Stanisława Michalkiewicza znalazłem fragment, wobec którego nie można przejść obojętnie. Nie dziwi mnie bynajmniej fakt, iż w reżimowych mediach fakt ten przeszedł bez echa. Ale oddajmy głos Mistrzowi z Bełżyc:
"[...]Otóż generał Kiszczak zeznał przed niezawisłym sądem, że „Solidarność” nie wywalczyła niczego, czego by on jej przedtem nie podarował. Że tak naprawdę, to on właśnie jest dobroczyńcą narodu i twórcą historii, a nie Kuroń Michnik (Michnik to nazwisko), Wałęsa, a nawet – horrible dictu! – „drogi Bronisław”! I to w momencie, gdy w Brukseli odsłonięto tablicę ku czci „drogiego Bronisława”, jako jednego z ojców całej postępowej Europy, a kto wie – może nawet i świata! W tej sytuacji Lech Wałęsa ze swoimi legendarnymi skokami przez płot, Kuroń Michnik ze swoimi płomiennymi manifesty i „drogi Bronisław” ze swoimi kalkulacjami wychodzą, jeśli nie na durniów, to w każdym razie – na żałosnych figurantów, manipulowanych przez generała Kiszczaka i jego podwładnych. Słowem – wszystkie legendy na nic! A to ci dopiero siurpryza, a to ci dopiero cios poniżej wszelkich pasów cnoty! Nic dziwnego, że w środowisku autorytetów moralnych rewelacje generała Kiszczaka przyjęto głuchym milczeniem; nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał – ale dopiero w świetle tych rewelacji można zrozumieć zaskakujący zwrot dokonany przez Adama Michnika, żeby otworzyć wszystkie archiwa IPN. [...]"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj