czwartek, 14 maja 2009

RINN czyli Ranking Instytucji Nikomu Niepotrzebnych


Wstęp do RINN
System administracji publicznej w Polsce pochłania olbrzymie koszty. Jest w dużej mierze tworem absurdalnym i samoistnym. Już od dawna społeczeństwo nie jest jej do niczego potrzebne, a niektóre organy i instytucje funkcjonują jedynie dlatego, że na wniosek tejże administracji jakieś kretyńskie przepisy zatwierdzone przez polityków powołały je do życia. Między administracją a politykami istnieje pewna symbioza i ścisły związek. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że jest to jeden twór. Partie polityczne przejmując władze po kolejnych wyborach, zatrudniają tam tzw. „swoich ludzi”. Po czym ci swoi ludzie zatrudniając kolejnych „swoich ludzi”, a ci następnych w zależności od szczebla. Tworzą się dzięki temu hierarchiczne nieformalne struktury podległe konkretnym politykom i ugrupowaniom odrobinę na wzór feudalny. Oczywiście jak to w feudalizmie, czym niżej w strukturze, tym związki z suwerenem są słabsze. Nic tu nie pomogą konkursy, ani Korpusy Służby Cywilnej. Po prostu sposób wejścia na stołek będzie trochę trudniejszy, ale za to zejście z niego także, więc wszystko pozostaje w normie. W praktyce walki poszczególnych koterii urzędniczych w urzędach przypominają walki frakcji w PZPR, więc stąd można odnieść wrażenie, że tak naprawdę mamy do czynienia w Polsce z jedną partią polityczną, posiadającą tylko zwalczające się frakcje. Generalnie polityka pozostaje ta sama: stworzyć jak najwięcej stołków i przez to przejąć jak najwięcej władzy. Ponieważ zwolnienie funkcjonariusza publicznego nie jest sprawą prostą, urzędy, uczelnie i wszystkie inne budżetowe instytucje zaczynają puchnąc. Proces ten postępuje powoli i w pierwszej chwili trudno go dostrzec. Zwiększenie w budżecie instytucji wydatkami na administrację tłumaczy się zwykle nowymi zadaniami. A jakież to zadania? Unia polityczno - biurokratyczna na rzecz wyrwania jak największej ilości pieniędzy z kieszeni obywateli jest jedną z najbardziej pilnie strzeżonych tajemnic PRL 2.0, albo III czy IV RP - jak kto woli.

Np. w ramach zadań powiatów, (które nikt nie wie po co naprawdę istnieją) jest utrzymanie etatu Powiatowego Rzecznika Praw Konsumentów. A co to za ustrojstwo? Ano urzędnik, który siedzi za biurkiem i gdy ktoś zadzwoni albo przyjdzie to mu "rzecznikuje". Wszystko jest pięknie i słuszne, tylko dlaczego ma robić to administracja, a nie organizacja konsumentów? Czyniąc to "dobrodziejstwo" obywatelom i tworząc taki "stołek" administracja blokuje jednocześnie naturalny proces tworzenia organizacji konsumenckich, które byłyby "biczem Bożym" na nieuczciwych producentów i sprzedawców. A tak jest jak jest.
Sam jak najbardziej słuszny przepis o Biuletynie Informacji Publicznej zwiększył zatrudnienie w samych gminach pewnie o jakieś 2500 urzędników. Dlaczego? Ktoś BIP prowadzić musi więc niech powstanie ok. jeden etat na gminę, a gmin jest 2478. Oczywiście innej administracji nie liczę.
W procederze tym aktywnie uczestniczą politycy nie wyłączając posłów.
Wnioski:
· Mafia polityczna, podobnie jak i administracja publiczna odseparowały się od społeczeństwa tak bardzo, że widać już to gołym okiem.
· Politycy i administracja są tak samo winni „chorej” sytuacji w Polskim państwie. Wszelkie działania Rządzącej od 20 lat w Polsce koalicji w zakresie odbiurokratyzowania administracji to działania pozorowane, pogłębiające jeszcze procesy biurokratyczne (patrz Komisja Przyjazne Państwo).
A teraz RINN
kryteria wyboru, do RINN:
1. Kompletny brak społecznej użyteczności danej instytucji
2. Zadania realizowane przez instytucję z powodzeniem mogłyby zostać powierzone organizacjom pozarządowym bez finansowania z budżetu, lub organizacjom i związkom o charakterze gospodarczym.
Moje typy:

  1. Biura Planowania Przestrzennego - nikt nie wie po co komu jest potrzebny Plan Zagospodarowania Przestrzennego na poziomie wojewódzkim.
  2. Inspektoraty nadzoru budowlanego - nikt też nie wie po co są pozwolenia na budowę jeśli istniałyby lokalne plany zagospodarowania. Wystarczy wprowadzić odpowiedzialność architektów i wykonawców za bezpieczeństwo wybudowanych przez siebie budynków.
  3. Agencje rządowe – oddzielny temat.
  4. Związki sportowe – to wszytko się utrzymuje za pieniądze podatników. Gdy Kubica zaczął startować w F1. Ktoś podobno wpadł na pomysł założenia Polskiego Związku Formuły 1. Zawsze parę stołków.
  5. Znaczna część tzw. administracji zespolonej. instytucje związane z rolnictwem, wojewódzkie ośrodki informatyki. Zadania te z powiedzeniem mogą realizować – w przypadku instytucji rolniczych – organizacje branżowe. Po co istnieje WOI – nikt już nie pamięta.
Lista oczywiście jest otwarta, wymaga aktualizacji i dokładania do niej kolejnych absurdów. Należy domniemywać, iż w stolicy tego typu instytucji jest bez liku. Czym niżej tym ich występowalność maleje, bo obywatel jest tu najlepszym sposobem weryfikowania ich przydatność.

Przypomina mi to jedno z opowiadań guslarskich nieodżałowanego rosyjskiego pisasza SF Kir'a Bułyczow'a: Wylądował kosita w okolicach Guslaru swym uszkodzonym tależem. Towarzysz Udałow - jako spec od latających statków - podjął się naprawy. Po oględzinach stwiedził, iż nie da rady jej dokonać. Części należy sprowadzić z Moskwy (oczywiśie wszyscy czytelnicy wiedzieli, że w Moskwie istnieją takie części, bo radziecka technika jest kosmiczna!). Części mały przyść na wiosnę. Latający tależ przykryto więc plandeką, a kosmitę wsadzono do działu księgowości w pobliskiej fabryce. Gdyby tak przejść po niektórych pokojach w niektórych naszych instytucjach, możnaby było z pewnością zaleźć paru zielonych jegomości... :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj