piątek, 8 maja 2009

Karuzela historii

Oto Premier polskiego rządu zapowiedział już jakiś czas temu zorganizowanie hucznych obchodów 20 rocznicy obalenia w Polsce komunizmu.

Po pierwsze w Polsce nigdy prawdziwego komunizmu nie było, i nawet część aparatu partyjnego twierdziła, że to nie jest możliwe.

Po drugie żaden system nie upadł. Reformy gospodarcze zapoczątkowane pod koniec lat 80-tych były tak radykalne, że tylko pozazdrościć. Jak nauczał Pitrim Sorokim, system społeczny nie jest w stanie zreformować się sam; albo musi upaść, albo zostać zreformowany przez system nadrzędny. Ponad dwadzieścia lat temu stworzono oryginalny wariant tego pomysłu, otóż system nadrzędny doprowadził do pseudoupadku istniejącego systemu. Wywołano procesy „dryfowania” czy „miękkiego opadania”, samoreformy tego, co i tak nie dało się zreformować, zachowując przy tym realną władzę .

Po trzecie, nim jeszcze nie opadł kurz bitewny po owym rzekomym przewrocie sprzed 20 lat, a już od pięciu lat wstąpiliśmy do drugiego tym razem europejskiego związku socjalistycznych republik, bez ukrywania już w tej chwili rozmiaru anszlusu. Wielu politycznych figurantów powtarza przed eurowyborami jak mantrę, że 60 - 80 % decyzji ważnych dla Polski będzie podejmowanych w Brukseli i co by iść głosować bo to takie ważne. PRL był chociaż formalnie niezależnym państwem. Miał w miarę niezależny system gospodarczy, a wielu ludzi aparatu tamtejszej władzy to jak się okazuje z biegiem czasu to byli dość porządni ludzie. Mówiło się, że partia kradła, ale po „prywatyzacji” z lat 90-tych maleńkie złodziejstwa starszych towarzyszy przypominają wyrwanie staruszce torebki przy napadzie na bank dokonanego przez młode pokolenie tychże towarzyszy.

Organizowanie takiej uroczystość jest moim zdaniem z założenia wpisanie w politykę propagandową i budowanie mitologii. Po co to wszystko? Jak to po co? Aby znowu ludzi utwierdzić w przekonaniu jakie to szczęście, że odzyskaliśmy niepodległość, tak naprawdę ją jeszcze bardziej tracąc.

Obchody będą w Krakowie, bo w Gdańsku „dymią” niedobitki stoczniowców. Tych stoczniowców, którzy stali się symbolem procesu zwieńczonego 20 lat temu rzekomą zmianą. Historia zatoczyła koło. W tej chwili nikt się z nimi już nie liczy, Polsce nie są potrzebne stocznie, bo budowanie statków to przeżytek. Budujemy teraz gospodarkę oparta na wiedzy – cokolwiek to znaczy. W tej chwili stoczniowcy jak i inne duże grupy zawodowe likwidowane skutecznie w Kraju Nadwiślańskim przez ostatnie 20 lat są nikomu nie potrzebne. A to że one ową zadymę wywołały? To dziś już nikogo nie obchodzi. Mówi się, że rewolucja pożera własne dzieci. Zawsze na czoło wysuwa się zaplecze, a zdobywcy barykad? Ideały? Jakie ideały?

Jak w PRLu: Na wybory do Europarlamentu pójdzie kilkanaście procent uprawnionych. Wybiorą tych co trzeba wybrać. Oczywiście zwycięży Front Jedności Narodowej z awangardą postępu w postaci Platformy, W sejmie znowu zaczynają grzebać przy konstytucji, więc może nadszedł czas, aby wzorem starszych braci wpisać tam przewodnią rolę partii? PO rozmawia z elektoratem przy pomocy bilbordów i spotów w TV. PIS robi tak samo. A kto rozmawia z ludźmi? Mnie interesuje te osiemdziesiąt kilak procent ludzi którzy nie pójdą głosować. Wali im to i w pewnym sensie to akceptuję. „Jest super, jest super więc o co ci chodzi?”

Polska czeka wybuch niezadowolenia społecznego. Owe niezadowolenie będzie miało może nawet wymiar Europejski? Nie wiem. W każdym razie coś wisi w powietrzu. Potrzebna jest tylko iskra. Oby nie jak w przypadku buntów w PRL, ktoś w ten sposób nie kanalizował tylko prawdziwego wkurzania tak jak miało to miejsce Poznaniach, Ursusach, Radomiach. W końcu Samoobrona już w III RP nie założyła się sama.

P.S.

Leczę się ze zmieniania świata. Co nie znaczy, że nie przestaję marzyć o lepszej Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj