poniedziałek, 14 września 2009

Polski dryf innowacyjny

Kiedyś poznałem emerytowanego zawodowego czołgistę. Po ogólnych refleksjach na temat stanu naszej armii, (wtedy jeszcze miała jakiś stan), stwierdził, że gdy doszło do awarii czołgu na poligonie, wystarczyła inwencja żołnierzy lub pomoc okolicznego POMu. W POMie cywile przy pomocy paru kluczy i spawarki potrafili zrobić wszystko. Teraz jak twierdził, nie można się obejść bez telefonu do serwisu producenta, który przylatuje z Berlina helikopterem, podłączają do czołgu komputer i dokonuje naprawy. A że nowe czołgi są nafaszerowane elektroniką, to ona przeważnie szwankuje. Po odjeździe niemieckiego bratniego serwisu, można kontynuować manewry.
Ten przykład – choć oczywiście skrajny doskonale ilustruje procesy zachodzące nie tylko w naszej zwasalizowanej armii, ale procesy znacznie głębsze, dotyczące sposobów funkcjonowania naszej gospodarki. Okazuje się, że nie potrafimy nawet na bazie zakupionych technologii tworzyć własnych podsystemów ekonomiczno technologicznym. Zakupione technologie są wykorzystywane tylko w ściśle określonym celu nie przyczyniając się do rozwój naszego systemu ekonomicznego. Często jedyny kupującym jest zresztą strona publiczna (poprzez np. unijne dotacje), więc o jakiejkolwiek racjonalności ekonomicznej mowy być nie może.
Utrwala to tylko obraz powstającej właśnie, polskiej pustyni ekonomicznej, gdzie poza obcymi wyspami kolonializmu* mamy do czynienia z wielkimi połaciami drobnego handlu, wytwórczości pół mechanicznej, rzemiosłem realizującym usługi dla ludności. Głowa została odcięta. Dodatkowo media zajmują się tumanieniem uśpionych umysłów, organizacje społeczne i polityczne są beneficjentami systemu, zaś wszelkie kreatywne i przedsiębiorcze jednostki siedzą dawno na zachodzie ciesząc się okruchami z pańskiego stołu.
Pomijam fakt, że wskazany wyżej czołg żadną myślą technologiczną spod znaku high tech już nie jest. Prawdziwy tworzony high tech powstaje w tej chwili może w kilku miejscach na świecie i może za dwie – trzy dekady dowiemy się co to takiego. Nie oszukujmy się to właśnie laboratoria wojskowe wodą prym w zakresie innowacyjnych i postępowych technologii. Ochłapy z tego stołu wpadają na rynek tworząc wręcz nowe gałęzie gospodarki. Przykład – GPS.**
Oczywiście trudno oczekiwać od naszych „zdrenowanych” i rozchałturzonych środowisk naukowych jakichś innowacji technologicznych. Trudno tym bardziej, że nie ciągłe reformy oświaty powodują, że ze szkół wyższych wychodzi coraz liczniejsza banda analfabetów. Organizacja polskiej nauki przypomina system stalinowski i niezbędny jest jakiś Herkules zdolny posprzątać tą stajnię.

Wbrew pozorom innowacje nie muszą mieść wiele wspólnego z nauką i high tech. Oczywiście mogą się one posługiwać jednym i drugim ale nie muszą. Innowacje to przede wszystkim sposób i filozofia myślenia, nakazująca ciągłe poszukiwanie alternatywnych rozwiązań, refleksję nad światem i stosowanie sprawdzonych pomysłów w jednym obszarze w innym. Innowacje mają więcej wspólnego ze sztuką niż z techniką. A dla ich powstawania musi istnieć stosowna kultura społeczna. Ten element leżący u podstaw innowacji, a co za tym idzie i przedsiębiorczości jest w Polsce przez kolejne rządy zabijany w sposób planowy. Dzisiaj wystrzeliła wiadomość o konieczności płacenia podatków w ramach tzw. pomocy wzajemnej. Hydra dociera do najbardziej prywatnych zakamarków lidzkiej aktywności. Pod artykułem o tym jednen z Internautów napisał komentarz:

„Dopóki mieszkańcy tego pięknego kraju nie pojmą, że nie są własnością Państwa, tak długo będziemy mieli do czynienia z podobnymi pomysłami. To nie fiskus jest be, to Polacy wciąż nie mogą pojąć, że wolność polega przede wszystkim na decydowaniu o sobie, swojej rodzinie, swojej własności. To społeczeństwo przyzwyczaiło się do wszechobecności i wszechmocy państwa, a tzw. klasa polityczna świetnie sobie z tego żyje, a coraz liczniejsze rzesze tępogłowych urzędasów ochoczo im to umożliwiają. I naprawdę nie ma to znaczenia, czy u władzy jest PiS, SLD, PO czy inne wynalazki. Dopóki nie padnie gromkie NIE, dopóty będziemy rabowani przez fiskusa, policję, wszelkie “inspekcje” i coraz większe zastępy cwaniaków. Nie kończy się na rabunku własności - zaczynają rabować dzieci rodzicom, oczywiście w trosce o ich dobro, Narzucają jedynie słuszne sposoby myślenia, wychowania, przeinaczają znaczenie pojęć. Wchodzą z butami do naszych mieszkań, I wszystko w trosce o nasze dobro, bezpieczeństwo.
Na koniec temat do zastanowienia dla forumowiczów. Wielokrotnie w TV, radio, prasie (w Rzepie też) pojawiają się informacje, ile to “budżet stracił” z tytułu ominięcia jakiegoś podatku. Czy tylko moim odczuciem jest po przeczytaniu takiego anonsu cicha radość: znowu ktoś wykiwał największego w Polsce złodzieja! A gwoli wyjaśnienia: ja naprawdę uważam, że każdy obywatel powinien płacić składkę na utrzymanie państwa, ale nie mogę się zgodzić z powszechnym rabunkiem, z którym mamy dziś w Polsce do czynienia pod pretekstem “ściągania podatków”.”
Są dwie możliwości: albo to wszystko odbywa się przy przyzwoleniu i z inicjatywy władz, albo władza nie robiąc nic stwarza przestrzeń dla aktywności biurokracji, która ze swej istoty rozrasta się na nie zajęte prze nikogo obszary. Obie alternatywy są tak samo przerażające ta druga może bardziej. Dryfujmy dalej.


* Fabryki i zakłady należące do obcego kapitału i produkujące dobra na lokalny rynek konsumpcyjny, bądź na zaspokojenie potrzeb central przy wykorzystaniu relatywnie niskich kosztów produkcji
** Doskonałym wskaźnikiem tego procesu jest nagłe „zanikanie” pewnych tematów badań naukowych. Ten proces występuje i teraz. Wyobraźmy sobie, że w latach trzydziestych i na początku czterdziestych roiło się podobno od cywilnych prac z zakresu energii atomowej. Potem zniknęły. Tylko Francuzi jeszcze publikowali aż do lat 60-tych. Nikt nie zakazał prac w tej dziedzinie. Wyniki badań po prostu zostały utajnione.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj