Moi chłopcy uwielbiają przygody "Artura i Minimków". Gdy okazało się że w kinach jest druga część, nękali, nękali aż wymiękali. Dziś była wyprawa do kina. Siedzieli w kinie wpatrzeni w ekran, lecz pod koniec przyszło rozczarowanie. Gdy wreszcie akcja zaczęła się rozkręcać, na ekranie pojawił się napis: zapraszany do kin na koleją część: "Artur i wojna dwóch światów". Na sali rozległy się gwizdy, ludzie krzyczeli: "oddawać pieniądze". Niby wszystko o.k., lecz wielu czuło się oszukanych. Z jednej strony nikt nie powiedział, że dzieło musi być dokończone, ale idąc do kina z dziećmi chce się obejrzeć bajkę, a nie jej połowę. Pomijam już fakt, że jako widz zostałem w sposób oczywisty wprowadzony w błąd. Film nosi tytuł: "Artur i zemsta Maltazara", a w owym obrazie nie ma żadnej zemsty. Co więcej, gdy ma ona się dokonać pojawia się cytowany wyżej napis, brzmiący jak: „wrzuć monetę”.
Nikt tego nie zabrania. Lepiej jest oczywiście wziąć pieniądze za dwa bilety niż za jeden. Lecz nikt nie powiedział biednym dzieciakom, że historia będzie niedokończona, że nie przeżyją bajkowego katharsis. Ja jako sponsor eskapady miałem inne refleksje: Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł o tym, że kupuję dla siebie i swoich dzieci półprodukt?
W Polsce istnieje poważna przepaść instytucjonalna. System podatkowy jest skonstruowany tak, że wszelkie działające instytucje pozarządowe "są podpięte" pod budżet, który nieudolnie pełni funkcje redystrybucji podatków, a nie pod prywatnych fundatorów, którzy za swoją hojność z tychże podatków byliby zwolnieni. Wtedy mogłoby działać prawdziwe instytucje reprezentujące interesy obywatela, a nie ich budżetowe "mutanty". Bo to budżet decyduje na co daje pieniądze wspierając organizacje, a nie podatnik. Należy dodać, że słynny 1% podatku dochodowego na tzw. organizacji pożytku publicznego to farsa i fikcja. Dzięki takiemu stanowi rzeczy, instytucje nie odpowiadają interesom i potrzebom społecznym tylko biurokratycznej fikcji. Przepaść się powiększa i niedługo swymi rozmiarami prześcignie Wielki Kanion.
Gdyby system działał inaczej, jedną z luk do zasypania byłoby naturalne powstanie jednej lub wielu prawdziwych organizacji ochrony konsumentów. Organizacje te poza edukacją w zakresie przysługujących praw zajęłyby się lobbingowym na rzecz zmiany prawa oraz wytaczaniem procesów nieuczciwym producentom i usługodawcom. I tak zanim poszedłby z dziećmi do kina mógłbym uzyskać informację czy dane dzieło ma charakter skończony czy nie, dowiedzieć się z kampanii medialnej: „nie idź do kina na to ścierwo, bo dzieciak będzie płać”.
Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych wszystkim wdawało się, że runęła komuna, ona przeszła do konspiracji, okopała się na z góry wyznaczonych pozycjach i trwa. Będzie trwać, bo wszyła się w system, a żadna siła polityczna nie jest zainteresowana aby dostarczyć ludziom choć odrobinę wolności. Co więcej od lwa do prawa sami komuniści. Co więcej: ludzie są tako ogłupiali, że już sami nie wiedzą czego chcą. Ów stan zborowej psychozy można porównać do syndromu sztokholmskiego, gdzie ofiary czują silną więź w stosunku do swych porywaczy i oprawców. Coś takiego chyba dzieje się i z nami.
P.S.
http://www.rp.pl/artykul/411707_Kibice_pamietaja_o_powstancach.html
Nikt tego nie zabrania. Lepiej jest oczywiście wziąć pieniądze za dwa bilety niż za jeden. Lecz nikt nie powiedział biednym dzieciakom, że historia będzie niedokończona, że nie przeżyją bajkowego katharsis. Ja jako sponsor eskapady miałem inne refleksje: Dlaczego nikt mnie nie ostrzegł o tym, że kupuję dla siebie i swoich dzieci półprodukt?
W Polsce istnieje poważna przepaść instytucjonalna. System podatkowy jest skonstruowany tak, że wszelkie działające instytucje pozarządowe "są podpięte" pod budżet, który nieudolnie pełni funkcje redystrybucji podatków, a nie pod prywatnych fundatorów, którzy za swoją hojność z tychże podatków byliby zwolnieni. Wtedy mogłoby działać prawdziwe instytucje reprezentujące interesy obywatela, a nie ich budżetowe "mutanty". Bo to budżet decyduje na co daje pieniądze wspierając organizacje, a nie podatnik. Należy dodać, że słynny 1% podatku dochodowego na tzw. organizacji pożytku publicznego to farsa i fikcja. Dzięki takiemu stanowi rzeczy, instytucje nie odpowiadają interesom i potrzebom społecznym tylko biurokratycznej fikcji. Przepaść się powiększa i niedługo swymi rozmiarami prześcignie Wielki Kanion.
Gdyby system działał inaczej, jedną z luk do zasypania byłoby naturalne powstanie jednej lub wielu prawdziwych organizacji ochrony konsumentów. Organizacje te poza edukacją w zakresie przysługujących praw zajęłyby się lobbingowym na rzecz zmiany prawa oraz wytaczaniem procesów nieuczciwym producentom i usługodawcom. I tak zanim poszedłby z dziećmi do kina mógłbym uzyskać informację czy dane dzieło ma charakter skończony czy nie, dowiedzieć się z kampanii medialnej: „nie idź do kina na to ścierwo, bo dzieciak będzie płać”.
Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych wszystkim wdawało się, że runęła komuna, ona przeszła do konspiracji, okopała się na z góry wyznaczonych pozycjach i trwa. Będzie trwać, bo wszyła się w system, a żadna siła polityczna nie jest zainteresowana aby dostarczyć ludziom choć odrobinę wolności. Co więcej od lwa do prawa sami komuniści. Co więcej: ludzie są tako ogłupiali, że już sami nie wiedzą czego chcą. Ów stan zborowej psychozy można porównać do syndromu sztokholmskiego, gdzie ofiary czują silną więź w stosunku do swych porywaczy i oprawców. Coś takiego chyba dzieje się i z nami.
P.S.
http://www.rp.pl/artykul/411707_Kibice_pamietaja_o_powstancach.html
Po mimo istnienia całej masy IPN'ów i innych Rad Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa to poznańscy kibice zorganizowali się i zrobili coś wielkiego, na co nie wpadłby nigdy żaden biurokrata. Czapki z głów!
Bardzo wnikliwa analiza.
OdpowiedzUsuńW PL panuje teraz "komuna europejska".
Państwo i biurokracja jest rakotwórza ;)
Pozdrawiam ze słonecznej strony świata***