Znalazłem na ted.com niezwykły wykład pewnego onkologa, który z rozbrajającą szczerością wyjawił kilka tajników tejże medycznej profesji. Mówił miedzy innymi o tym, że cała ta nauka nie posunęła się przez ostatnie 60 lat ani o milimetr. Ciągle nie są znane podstawowe mechanizmy powstawania nowotworów, a żeby było śmieszniej, wyleczenia zdążają się niezależnie od stosowanej terapii. Jednym słowem – syf. Tenże lekarz proponuje coś co musiało rzucić na niego anatemę innych onkologów. Mianowicie, cofnięcie się o dwa kroki wstecz i rozpoczęcie porządkowania tej dyscypliny przede wszystkim od stworzenia nowego języka opisującego choroby. Ten stosowany obecnie ma 150 lat i klasyfikuje nowotwory według miejsca ich występowania w organizmie (trzustka, wątroba, płuca itp.). Czasami watro cofnąć się aby poszukać nowej drogi.
Polecam ten materiał.
Wykład ów, skłonił mnie od do pewnych szerszych refleksji. Człowiek ten, pewnie nie jest specjalnie lubiany przez środowisko, które obrosło instytucjami, tytułami i dotacjami choćby dlatego, że od 60 lat nie odnotowano istotnych zmian w metodach leczenia muszą być po prostu marnowane. Słowo prawdy w takich okolicznościach to "policzek w twarz dla całej organizacji". Człowiek taki w Polsce mógłby mieć powody aby obawiać się o swoje życie, a ostracyzm środowiska byłby tak wielki, że zaszyłby się gdzieś na prowincji. Ale to Stany.
Czy tak nie jest z innymi dziedzinami naszego życia? Wmówiono nam, że musimy wierzyć w postęp, podczas gdy tak naprawdę od co najmniej 50 lat nie dokonano żadnego przełomowego odkrycia na skalę choćby maszyny parowej, a jedynie powiela się i udoskonala stare pomysły. Jesteśmy tylko zalewani co chwila nowymi gadżetami, które nie mają istotnej wartości dla zmiany jakości życia na świecie. Wystarczy poczytać o ilości wyprodukowanych ostatnio nowych leków na malarię aby się o tym przekonać. Ale ja nie o tym.
Czy tak nie jest z innymi dziedzinami naszego życia? Wmówiono nam, że musimy wierzyć w postęp, podczas gdy tak naprawdę od co najmniej 50 lat nie dokonano żadnego przełomowego odkrycia na skalę choćby maszyny parowej, a jedynie powiela się i udoskonala stare pomysły. Jesteśmy tylko zalewani co chwila nowymi gadżetami, które nie mają istotnej wartości dla zmiany jakości życia na świecie. Wystarczy poczytać o ilości wyprodukowanych ostatnio nowych leków na malarię aby się o tym przekonać. Ale ja nie o tym.
Wyobraźmy sobie, że rozwój (celowo unikam słowa „postęp” bo to renesansowy mit, nic więcej) jest czymś w rodzaju drzewa. Gałęzie tego drzewa coraz bardziej się rozrastają i wyrastają z nich coraz to mniejsze gałązki. Gdy któraś z głównych gałęzi zacznie zbaczać w niewłaściwym kierunku, mniejsze gałązki mogą próbować skorygować ten kierunek wzrostu, lecz nie mogą go zmienić całkowicie. Gdy więc rozrost tego fragmentu drzewa idzie niewłaściwe w kierunku odwrotnym do słonecznych promieni, gałąź usycha. Drzewo cofa się w rozwoju, pozwala na chwilową stagnację jakiegoś swego fragmentu, aby rozwijać się dalej. W gospodarce taką ożywczą rolę pełnią upadłości. Pozwalają one otrzepać kolana i zacząć biznes od początku.
Wszyscy mówią, że na leczenie raka trzeba więcej pieniędzy a nie mówią że trzeba uporządkować samą naukę. Ale jak pieniędzy jest więcej i więcej, komuś zależy na ich wydawaniu, a komuś na tym, że taki stan intelektualnego i innowacyjnego mazaru w tej dziedzinie trwa. Podobnie jest w przemyśle farmaceutycznym, który już dawno całkowicie wyeliminował wszelką małą innowacyjną konkrecję, pozostawiając na placu boju tylko wielkie korporacje. Powód? Procedura rejestracji leku i dopuszczenia go do sprzedaży pochłania tak koszmarne środki, że tylko kilka koncernów na świecie stać na odkrywanie nowych lekarstw. A biznes to biznes. Oglądałem kiedyś reportaż o człowieku, który zastosował powszechnie dostępny lek na depresję w trapi rzucania palenia. Odkrycie było wręcz sensacyjne. I co się stało? Ów lek na depresję zniknął z aptecznych półek. Dlaczego? Ano udziały w firmie tytoniowej miała ta sama spółka, która produkowała lek na depresję. Korporacje nie mają nic wspólnego z nowym rynkiem, a tylko on może wywołać spontaniczne i innowacyjne procesy.
Przykład onkologii jest wskaźnikiem tego, że jesteśmy u kresu naszych cywilizacyjnych możliwości, bo już nie potrafimy się cofnąć, aby zacząć od początku. Niestety dalej będziemy umierać na raka, przez etatyzm i planowany odgórnie rozwój, który hamuje innowacyjność w tej dziedzinie i nie pozwala temu drzewu odrzucić niepotrzebne konary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj