Jako osoba może i wykształcona, ale na pewno nie z wielkiego miasta tylko z małej wioski i nie z moda, no nie pierwszej młodości, w dodatku o typowo moherowych poglądach rzadko kiedy świadomie i z premedytacją oglądam telewizję. Oczywiście w opinii wykształconych, młodych z dużych miast ten fakt mnie pogrąża. Aby nie zostać jednak całkowicie skazanym na społeczną anatemę pragnę oświadczyć: mam telewizor! Wczoraj przy porannej kawie włączyłem „radio z lufcikiem” i na publicznej jedynce obejrzałem program „Weekendowy magazyn filmowy” no i wymiękłem.
Najpierw pewien człowiek, przedstawiony jako reżyser opowiadał o swym nowym „projekcie”, czyli o filmie, w którym brat z siostrą się kochają i to wcale nie siostrzaną i braterską miłością. Film jeszcze nie powstał, ale z tego co artykułował, ów człowiek wynikało, że w grę w chodzi pokazanie w filmie jaki pięknym może być związek kazirodczy. „Artysta” powiedział w pewnym momencie coś niesamowitego. Otwórz stwierdził, iż chciałby, aby widz po wyjściu z kina nie był w pełni przekonany co jest dobre a co złe. Ów człowiek w swej naiwności powiedział aż za dużo. Zamiast pieprzyć farmazony jak większość tego typu wykształciuchów o „odwiecznym poszukiwaniu szczęścia”, o „pochwale odmienności” i o tym, że „musimy uwolnić się z obyczajowych zabobonów”, ten obnażył cały długofalowy program demoralizacji poprzez media. Bo o to przecież chodzi. Jak widać duch rozłamu w burżuazyjnej kulturze jeszcze nie zatriumfował, jak nauczał Antonio Gramsci. Ale rewolucja trwa, tylko z ekonomi przeniosła się na kulturę. Zapomnieć czym jest dobro a czym zło, zrównać jedno z drugim, doprowadzić między nimi do "ekumenicznego" dyskursu, to nie tylko polityczna poprawność, ale plan szatana, który nie porzucił jeszcze morzeń o zastąpieniu Boga. A że szatan widzi w człowieku wyłącznie zwierzę, więc kpi sobie z nas jak tylko może czyniąc nas tym czym dla niego jesteśmy. Oczywiście wszystko idzie w tempie przypominającym płyniecie lodowca, więc trudno to zauważyć, ale wystarczy pooglądać na YT MTV z przed 20 lat i to dzisiejsze, aby się przekonać, jakie spustoszenie kulturowe powstało w ludzkich umysłach. Już nie ma tam muzyki, nie ma wywiadów, są durne programy a'la Big Brother, lansowanie konsumpcji, schlebianie tanim gustom i prawie 90 - letni starzec otoczony blondynkami. O pedałach i wszelkiej maści innych zboczeniach nie wspomnę. Tego się już nie da oglądać. A jednak ktoś to robi.
Czy ów "pan rezyser" był w szkolony w sztuce robienia kupy? Odpowiedz na to pytanie, co prawda w innym kontekście dał chwilę potem w tym samym programie sam Jan Nowicki, który opowiadając o filmach Wojciecha Hassa powiedział, że teraz jest trudniej robić filmy niż kiedyś, bo nie wystarczy być zdolnym trzeba być jeszcze sprytnym. Czy "pan rezyser" jest zdolny? Tego nie wiem, ale na pewno sprytu mu nie braknie. Gdy ktoś jest aż tak sprytnym, to zaiste trudno odmówić mu zdolności. Wieszczę mu wielką karierę. No chyba, że wszystko wróci do normalności.
Już pominę kwestę, że w takim kraju jak Polska nikt rozsądnie myślący nie dałby grosza na tak "ambitne" kino, więc prawdopodobnym sponsorem owej produkcji jest podatnik. Kiedyś krążył dowcip: "Jaki jest szczy bezczelności? Narobić komuś na wycieraczkę, zadzwonić do drzwi i poprosić o papier" Tu układ jest podobny: Ktoś robi ci kupę do głowy, a ty jeszcze za to płacisz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj