Przejeżdżając przez kraj jakimś czas temu, moją uwagę zwrócił plakat jakiegoś młodego naiwnego, o jakimś obciachowym nazwisku, który rozpoczął przedwcześnie kampanię. Reklamował się, że pomoże, i że coś tam coś tam. Jedyne co pamiętam, to jego chudą facjatę ze sztucznym uśmiechem i szyld, który firmował jego „usługi”. Szyldem było SLD.
O tej formacji pisuję rzadko. Może to przez moje wręcz genetyczne uczulenie na wszystko co lewe. Ale patrząc na tą miernotę, która postanowiła spróbować swych sił w polityce, pomyślałem sobie o samej nazwie: Sojusz Lewicy Demokratycznej. Nazwa jak nazwa, ale ile w niej treści! Mamy więc sojusz, czyli pewną wspólnotę powstałą na bazie jakiejś idei. Mamy też informację, że sojusz ten tworzy jakaś lewica. No tak. Tylko czym jest ta lewica? Bo aby lewica była lewicą, potrzebna jest też prawica. Gdyby nie ona, to lewica byłaby od lewa do prawa. No tak. Sprytny lewak, wydelegowałby zatem kilku towarzyszy, aby nazwali się prawicą i już. Chyba, że podzielimy ową lewicę, na pół i będziemy mieli lewicę lewicę i lewicę prawicę. Potem znów możemy lewicę lewicę podzielić analogicznie i tak dalej, aż w końcu na samym lewym skrawku tego co było wcześniej, pozostanie lewica najprawdziwsza z prawdziwych. Mamy zatem odpowiedź na mierne wyniki sondaży tej formacji.
Wszystko jednak zależy od tego jak się co nazwie, bo jak uczy strukturalizm, to język definiuje nasz sposób myślenia. W ten sposób wszelkie odłamy idiotów ze swastykami nazywa się w mediach „skrajną prawicą”. Nikogo przecież nie interesuje, że był to symbol partii niemieckich narodowych socjalistów, czyli lewaków, ale przecież jak coś się odchyli trochę od lewicowej lewicy jest w końcu prawicą, no nie?
Wieść gminna niesie, że podobny, niemal strukturalistyczny zabieg zastosowano w zmienionej ordynacji wyborczej. Było ponoć sporo głosów nieważnych w ostatnich wyborach, więc uznano, że pusta karta do głosowania wrzucona do urny, będzie głosem ważnym, ale na nikogo więc nie ważnym. Ale dzięki zmianie definicji czym jest głos nieważny, będzie można ogłosić kolejny tryumf demokracji w naszym kraju i kaczyści nie będą się czepiać...
Najbardziej zajmujący jest jednak trzeci człon nazwy SLD, czyli „demokratycznej”. Znaczy to, że istnieje jaszcze jakiś inny sojusz lewicy, który nie jest demokratyczny. „Bo my skonfederowani lewi demokraci, brzydzimy się tych niedemokratycznych”. Czyli, aby nazwa tego ugrupowania była prawdziwa, musi istnieć jakiś sojusz lewicy totalitarnej, albo monarchistycznej. Nie, bo monarchiści to już prawicowcy... Najlepiej anarchistycznej.
Dwa ostatnie człony nazwy SLD się troszeczkę gryzą, ale w czym problem?
W komedii "UHF", którą pamiętam z młodości, prowadzący program telewizyjny powiedział, że bohaterami następnego odcinka jego show będą: „faszystowskie prostytutki lesbijki, uprowadzone przez UFO i poddane odchudzaniu”. Dość wąska i elitarna kategoria społeczna, nieprawdaż? Podobnie jest chyba z członkami SLD. A gdzie podziała się tak do niedawna liczna reszta lewicowego tortu? Rozbiegła się pewnie po pozostałych ugrupowaniach... Bo przecież: „kurica nie ptica, a Platforma to nie lewica”...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj