Będąc na wakacjach w czasie jedynego z rzadkich słonecznych dni, miałem okazję nad jeziorem przysłuchać się rozmowie dwóch rodaków, którzy akurat postanowili rozłożyć się tuż obok mnie. Wiem, że nie ładnie jest podsłuchiwać, ale panowie byli kilka metrów ode mnie i mówili na tyle głośno, że nie było raczej innego wyjścia. Podobnie jak nie miałem wyboru w kwestii wąchania przypalonych kiełbas skwierczących na przywiezionym przez nich grillu. Ten zresztą obyczaj stał się chyba nawą tubylczą świecką tradycją. Ale co tam. Do widoku hipopotamich cielsk rodaków upiększonych jakimiś tatuażami al'a kiczowaty bohomaz, czy do muzyki z otwartych drzwi samochodów jakoś przywykłem, więc dlaczego miałbym nie przywyknąć do zapachu spalonego tłuszczu z grillowej za 5 zł kilogram?
Leżę więc z małżonką na kocyku i wszystko O.K. jak nowa świecka tradycja nakazuje: obok dwóch upasionych dżentelmenów prezentując swe ozdoby na skórze, prowadzi mało dyskretne dyskusje. Rzecz jasna czynią to przy kadzidle grillowego dymu i dźwiękach muzyki przypominającej piłę tarczową, dobiegających z zaparkowanego w pobliżu samochodu. Ta „moderna muza” wydaje się być dla owego pojazdu jakimś proroctwem, gdyż wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie spotka się on z dźwiękiem pił do metalu na jakimś złomowisku.
Ale scenografia i co się z nią stanie w przyszłości w całej tej historii ma jednak marginalne znaczenie. Najważniejsza była rozmowa dwóch jegomości, z której wynikało, że jeden z nich jest reemigrantem z Albionu, zaś drugi pracownikiem stacji benzynowej. Najpierw ich rozmowa koncentrowała się na przeglądzie ofert telekomów i wszystko wskazywało na to, że ich operator jest najlepszy. Potem dyskurs zszedł na kwestie ekonomiczne. Nie tam jakiś kryzys, kurs Franka, czy pakiet ratunkowy dla Grecji. Panowie w ogóle nie rozmawiali o polityce, bo pewnie mieli takie same TVNowskie poglądy, więc po co powtarzać sobie to, co i tak wszyscy wiedzą? Byli w końcu elitą, przez duże "E", która jak wiadomo nie dyskutuje o kwestiach oczywistych.
Jeden z jegomości począł wymieniać swe brytyjskie doświadczenia z pracy na stacji obsługi samochodów w kontekście tamtejszych nierówności społecznych i rasowych: „Gdybym obciął temu bambusowi łapę co miał wystawioną przez okno tego Mercedesa, to ze złota co na niej było mógłbym spokojnie rok przeżyć.” Drugi natomiast zaczął opowiadać swe doświadczenia z pracy na stacji, dochody i oszczędności z niej wynikające, bo rzecz jasna „pracownik stacji paliw tankować nie musi”, a jeśli musi to po specjalnych rabatach. Potem rozpoczął mitologiczne opowieści o pracy swojego kumpla, która to fucha była dla obu panów była szczytem marzeń i pokazywała ich aspiracje. Kumpel ów miał być przedstawicielem handlowym. Z tej "fuchy" mógł wycisnąć dziesięć tysięcy "lekką ręką". Do tego nie musiał - rzecz jasna - płacić za telefon i utrzymanie samochodu, bo wszystko fundowała firma. Ale to nie koniec, bo żona kumpla miała być w jakimś markecie kierowniczą promocji, tak więc wszystko co było akurat na promocji przynosiła do domu i za jedzenie też nie musieli płacić, bo "kto się doliczy"? Za zaoszczędzone tylko w jednym roku pieniądze, ów mityczny kumpel miał kupić działkę pod miastem. W następnym rozpoczął już budowę domu, bo dostał kredyt. Ta informacja zrobiła na kumplu reemigracje kolosalne wrażenie. Stwierdził nawet, że skoro żona kumpla ma "fuchę" w markecie to znaczy, że może przez całe lato przywozić kartony na opał, a wtedy grzanie też będzie za darmo. W miarę rozwoju rozmowy i kolejnych wypitych piw, następne kondygnacje domu mitycznego kumpla rosły, a raty kredytu malały. Wydłużające się przerwy w rozmowie mogły świadczyć tylko o konsumpcji spalonej już pewnie na węgiel kiełbasy lub o rozpływaniu się w marzeniach niczym w materialistycznej nirwanie, gdzie obok pięknego domu, stoi Mercedes bambusa, a trawę kosi cycasta blondyna.
Ale scenografia i co się z nią stanie w przyszłości w całej tej historii ma jednak marginalne znaczenie. Najważniejsza była rozmowa dwóch jegomości, z której wynikało, że jeden z nich jest reemigrantem z Albionu, zaś drugi pracownikiem stacji benzynowej. Najpierw ich rozmowa koncentrowała się na przeglądzie ofert telekomów i wszystko wskazywało na to, że ich operator jest najlepszy. Potem dyskurs zszedł na kwestie ekonomiczne. Nie tam jakiś kryzys, kurs Franka, czy pakiet ratunkowy dla Grecji. Panowie w ogóle nie rozmawiali o polityce, bo pewnie mieli takie same TVNowskie poglądy, więc po co powtarzać sobie to, co i tak wszyscy wiedzą? Byli w końcu elitą, przez duże "E", która jak wiadomo nie dyskutuje o kwestiach oczywistych.
Jeden z jegomości począł wymieniać swe brytyjskie doświadczenia z pracy na stacji obsługi samochodów w kontekście tamtejszych nierówności społecznych i rasowych: „Gdybym obciął temu bambusowi łapę co miał wystawioną przez okno tego Mercedesa, to ze złota co na niej było mógłbym spokojnie rok przeżyć.” Drugi natomiast zaczął opowiadać swe doświadczenia z pracy na stacji, dochody i oszczędności z niej wynikające, bo rzecz jasna „pracownik stacji paliw tankować nie musi”, a jeśli musi to po specjalnych rabatach. Potem rozpoczął mitologiczne opowieści o pracy swojego kumpla, która to fucha była dla obu panów była szczytem marzeń i pokazywała ich aspiracje. Kumpel ów miał być przedstawicielem handlowym. Z tej "fuchy" mógł wycisnąć dziesięć tysięcy "lekką ręką". Do tego nie musiał - rzecz jasna - płacić za telefon i utrzymanie samochodu, bo wszystko fundowała firma. Ale to nie koniec, bo żona kumpla miała być w jakimś markecie kierowniczą promocji, tak więc wszystko co było akurat na promocji przynosiła do domu i za jedzenie też nie musieli płacić, bo "kto się doliczy"? Za zaoszczędzone tylko w jednym roku pieniądze, ów mityczny kumpel miał kupić działkę pod miastem. W następnym rozpoczął już budowę domu, bo dostał kredyt. Ta informacja zrobiła na kumplu reemigracje kolosalne wrażenie. Stwierdził nawet, że skoro żona kumpla ma "fuchę" w markecie to znaczy, że może przez całe lato przywozić kartony na opał, a wtedy grzanie też będzie za darmo. W miarę rozwoju rozmowy i kolejnych wypitych piw, następne kondygnacje domu mitycznego kumpla rosły, a raty kredytu malały. Wydłużające się przerwy w rozmowie mogły świadczyć tylko o konsumpcji spalonej już pewnie na węgiel kiełbasy lub o rozpływaniu się w marzeniach niczym w materialistycznej nirwanie, gdzie obok pięknego domu, stoi Mercedes bambusa, a trawę kosi cycasta blondyna.
Rzecz jasna, ta próba badawcza w żaden sposób nie jest reprezentatywna, ale może prowadzić do pewnych wniosków:
1.Przeciętnemu rodakowi w tuskolandzie żyje się całkiem znośnie.
2. Cieszy się on jak za Gierka ze swej małej stabilizacji.
3. Polacy w swej masie pomyślą, że coś jest nie tak, gdy skończą się kiełbasy na grilla, albo gdy nie przypadnie im do gustu zmodyfikowana dieta śródziemnomorska lansowana przez media, zmuszająca do jedzenia kiszonej trawy z trawnika, a kartony z marketu już nie wystarczą na ogranie tylko spłaconego po części "apartamentu".
1.Przeciętnemu rodakowi w tuskolandzie żyje się całkiem znośnie.
2. Cieszy się on jak za Gierka ze swej małej stabilizacji.
3. Polacy w swej masie pomyślą, że coś jest nie tak, gdy skończą się kiełbasy na grilla, albo gdy nie przypadnie im do gustu zmodyfikowana dieta śródziemnomorska lansowana przez media, zmuszająca do jedzenia kiszonej trawy z trawnika, a kartony z marketu już nie wystarczą na ogranie tylko spłaconego po części "apartamentu".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj