Przypomniał mi się dziś mój sąsiad, który kiedyś tyrał jak niewolnik w holenderskiej fabryce mrożonek. Gdy po trzymiesięcznym „turnusie” wrócił do domu, stwierdził, że miał tam super robotę. „Nie trzeba przy niej w ogóle myśleć” - stwierdził. Czyli tyranie jak w filmie „Dzisiejsze czasy” Charlie Chaplin'a, to nie przekleństwo, ale błogosławieństwo, a brak intelektualnej refleksji urasta do rangi cnoty. Takie są pewnie dzisiejsze czasy. Polacy stając się elementami medialnej, a nie przemysłowej machiny, nie chcą myśleć. Chociażby dlatego, że życie na medialnym "high'u" jest bardziej kolorowe, od tego normalnego.
Nie dziwi więc, obserwując początek kampanii wyborczej, widać wyraźnie, że niestety, partie polityczne traktują swych wyborców jak kompletnych idiotów. Może to nie eleganckie, ale skuteczne. Będziemy mieli za chwilę spektakl pustych frazesów, durnych hasełek i nic nie znaczących komunałów. Po co podejmować dyskusję o naprawie państwa, które jest wydmuszką i opiera się tylko na tynku i elewacjach budynków ministerstw? Nikt nie mówi także, że obietnice są za pieniądze podatników, lub za te pożyczone od lichwiarzy, i że owe obietnice będą możliwe tylko w sytuacji, gdy system zabierze te pieniądze wyborcom. Pewien drobny przedsiębiorca, który dokonał bilansu zysków i strat opowiedział mi dziś, że suma płaconych przez niego podatków wynosi prawie osiemdziesiąt procent. Ten poziom fiskalizmu ociera się zatem o zdrowy rozsądek i elementarną opłacalność prowadzenia jakiegokolwiek biznesu. Co innego statystyki, co innego realny, świadomy podatnik. Zatem wiadomo, za czyje pieniądze można obiecywać mrzonki, z których połowa jest czystym marnotrawstwem.
Problem polega na tym, że tak naprawdę mamy jedną siłę polityczną rozbitą na frakcje, która potrzebuje tylko i wyłącznie legitymizacji, dla dalszego rabunku. Legitymizacja następuje co cztery lata, więc wszystko jest o.k.. Gdy dany zestaw frazesów się znudzi zawsze można podać następny, Nikt w tej kampanii nie będzie dyskutować o prawdziwych problemach, bo będzie to zbyt mało optymistyczne, a rodacy nie lubią, - jak twierdzi sam Premier - aby ich niepokoić. Mało kto zatem wpadnie na pomysł wyjścia poza ten system, z którego przecież żyją wszyscy okupujący polityczne stołki. A jeżeli już, to w polityczno - urzędniczym sosie zostanie uznany za odmieńca i potępiony, choćby głosił prawy nie objawione, ale oczywiste.
Warto zapamiętać za to, do czego są w stanie posunąć propagandziści. Zobaczymy jak wypadnie prawdziwy wyboczy wynik. W normalnym kraju mało wiarygodne sondażownie powinny zniknąć z rynku, a u nas jest odwrotnie.
Dziś przeczytałem o pewnej dziwnej cesze choroby zwanej toksoplazmozą. Nie zdawałem sobie dotąd sprawy z wyrafinowanego mechanizmu tego schorzenia. Ta nieszkodliwa (za wyjątkiem okresu prenatalnego) dla ludzi choroba kotów, ma pewną szczególną cechę. Zarażone nią szczury nie wyróżniają się niczym szczególnym, za wyjątkiem tego, że przestają bać się kotów. Ten pasożyt wystawia zarażonego szczura na pożarcie kota, stanowiącego jego właściwy cel. Pasożyt może być głupi i prymitywny, ale w znacznej mierze, ta niewielka jego właściwość zapewnia przetrwanie. Kolejne pokolenia kotów polujący na łatwo dostępne szczury, stają się spadkobiercami przypadłości swych poprzedników.
Podobnie Polacy wydają się nie być uodporniani na głupotę socjalizmu. Po prostu, przestali się jej bać już wiele pokoleń temu. Wystawiamy się zatem jako zbiorowość na ciosy lejącej się zewsząd głupoty, już nawet nie będąc w stanie zauważyć jej zgubnego wpływu na nasz społeczny organizm oraz indywidulane portfele. To chyba stanowi źródło wszelkich naszych problemów jak również pożywkę dla naszych „umiłowanych przywódców”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj