Nagle zdałem sobie sprawę, iż tzw. "globalny kryzys finansowy" co do zasady przypomina sytuację, w której sprytny oszust sprzedał pewnemu naiwniakowi Kolumnę Zygmunta. Naciągnięty ciesząc się niczym dziecko chodził po mieście i chwalił się swym nabytkiem. Jego radość trwała do chwili, gdy spotkał innego potencjalnego właściciela. Okazało się, że do owej kolumny roszczą swe pretensje jeszcze inni naciągnięci. Zaczęły się zatem nerwowe dni i zastanawianie, co zrobić. Jeden z "posiadaczy" Kolumny Zygmunta podjechał nawet nocą furmanką po to, aby zabrać swoją własność. Został pogoniony przez innych dyżurujących "właścicieli". Ten incydent spowodował, że zwołano walne zebranie posiadaczy Kolumny Zygmunta. Szukano na nim jakiegoś rozwiązania tej sytuacji. Pomysły odnośnie wezwania Policji oraz tego, aby podzielić się po równo udziałami w kolumnie przepadły na samym początku. Wiedziano wszakże, że wezwanie organów ścigania nie wchodzi w grę chociażby z uwagi na fakt, że transakcja zakupu Kolumny była nie legalna i nie zapłacono od niej podatku. Każdy ze zgromadzonych chciał odzyskać swe pieniądze w takiej kwocie, w jakiej zainwestował, więc i drugi pomysł także nie przypadł większości zebranych do gustu. Pozostało zatem tylko jedno rozwiązanie. Wynająć "fachowców", odnaleźć oszusta i odzyskać od niego zagrabione pieniądze. Nie była to jednak rzecz łatwa. Wszyscy właściciele Kolumny Zygmunta pogrążyli się tedy w zadumie co począć.
- Mam! - wykrzyknął nagle jeden ze zgromadzonych. - Odsprzedajmy kolumnę dalej! Poszukajmy innych frajerów, którzy kupią od nas ten towar. Obiecajmy im krociowe zyski i powtarzajmy informację o tym, że Ministerstwo Kultury zamierza odkupić kolumnę.
- Świetny pomysł! – wykrzyknęli zgromadzeni.
- A co się stanie jak okaże się, że jesteśmy jedynymi dużymi frajerami w tym mieście, a ci pomniejsi nie dysponują wystarczającą liczbą gotówki?
Zapanowało zamyślenie.
- To zacznijmy sprzedawać udziały w kolumnie, obiecując ludziom, że jak ministerstwo kupi od naszej spółki ten unikat, to będziemy wypłacać dziesięć razy tyle.
- O! Świetny pomysł! – wykrzyknęli wszyscy zgromadzeni.
Szybko powstała spółka. Natychmiast metodą szeptanego marketingu przekazano informację o nadchodzącym interesie życia. Już ciułacze zaczęli wyciągać swe zaskórniaki. Interes wyszedł jak nigdy. Wszyscy właściciele kolumny odzyskali swe straty, a Ministerstwo Kultury kupiło od firmy tę kolumnę upatrując w niej świetną inwestycję w narodowe dziedzictwo. Potem okazało się, że jeden z naciągniętych był bratankiem ministra, zaś cała masa drobnych ciułaczy naciągniętych przez firmę pracowała w tym resorcie. A więc wszystko skończyło się szczęśliwie. Ale czy na pewno?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj