- Wczoraj rozpoczął się kolejny sezon. Zdaje się, że wszyscy cyrkowcy, zmęczeni swymi występami po kraju zjechali do stolicy. Nie bez kozery budynek obrad przypomina swym architektonicznym zamysłem cyrkowy namiot, a jego wnętrze – arenę z trybunami. Cykl występów cyrkowych ma inny rytm niż polityczne sezony, ale to nie zmienia faktu, że wczoraj się zaczęło. Jedyna z tego pociecha, że z ulic miast znikną może wreszcie podobizny prestidigitatorów, treserów, połykaczy ognia i bab z wąsami. Na szefa zjazdu wybrano Pinokia, który wyspecjalizował się w bladze do tego stopnia, że już nawet siłą swej woli potrafi zapanować nas nosem. Sztuka to niebywała i przez zjazd uznana za szczególnie godną docenienia.
- Mniej więcej w tej samej chwili miało miejsce inne przedstawienie. Oto nasi strategiczni partnerzy otworzyli gazociąg na dnie Bałtyku, którego jedynym sensownym celem budowy było ominięcie Polski i Białorusi przy transporcie gazu z Rosji na zachód. Kogo tam mnie było? Byli szefowie Niemiec, Francji, Holandii i Rosji rzecz jasna. Kręcili kurkiem aż miło. A nasi? Nasi zajęci sejmowym tańcem godowym i najwyraźniej znający swoje miejsce, nawet nie usiłowali podskakiwać. No bo po co?
- Równolegle władze stolicy dopięły decyzję o pieczołowitym remoncie stojącego na Pradze stalinowskiego pomnika wdzięczności. W końcu został on stawiony jako wotum dla zwycięzców w zamian za wyzwolenie stolicy. W miejscu gdzie dotychczas stał pomnik ma powstać stacja metra. Ale pieczołowita renowacja zamiast postąpienia podobnie jak z pomnikiem Feliksa Dzierżyńskiego, który także miał być przeniesiony. Przecież Radzieccy wyzwoliciele chcieli tylko dobić swego niedawnego sojusznika – Hitlera, a w przeciwieństwie do gazociągu na dnie Bałtyku nie mieli innej drogi do Berlina. Przy okazji „wyzwoliciele” zatrzymali front na Wiśle stając się katem Powstania Warszawskiego, a więc i ostatniego skrawka niepodległości naszej w XX wieku. Ruszenie pomnika mogłoby za bardzo zdenerwować naszych „strategicznych partnerów”, a po co drażnić niedźwiadka, kiedy on jest zajęty i odkręca właśnie kurek z gazem?
- Zaprezentowano koszulki polskiej reprezentacji na Euro 2012. Będą miały logo PZPN i firmy Nike, wykonane będą z przerobionych plastykowych butelek (to takie eko) i będą – w zależności od wersji albo biało – czerwone, albo czerwono – białe. Nie będzie na nich naszego narodowego godła, bo przecież w jednoczącej się Europie wszystkich Niemców takie rzeczy jak afiszowanie się narodowością to przecież tylko przejaw „demona nacjonalizmu”. A musimy się cieszyć tymi mistrzostwami, bo to może ostatnie takie zawody. Niedługo przyjdzie być może czas, że poziom europejskiej integracji będzie tak wielki, że nie będzie sensu już ich organizować. Bo niby kto ma grać na tego rodzaju imprezie? Europejczycy z Europejczykami? Do tego postępy we wdrażaniu standardów politycznej poprawności mogą uznać tego typu praktyki jak grę w piłkę narodowych reprezentacji za krzewienie owych nacjonalistycznych demonów. Gdy tylko pojawi się tak oskarżenie, mistrzostwa znikną jak durny filmik z pewnej berlińskiej wystawy pod zarzutem antysemityzmu, a nie kretynizmu i braku smaku. Ale scenariusz może potoczyć się inaczej. Europejskie narody na skutek rozpętania wirtualnego kryzysu pogrążą się w realnych konfliktach i nikomu nie przyjdzie wtedy gra w piłkę. No chyba, że w rzucanie granatami i okopu do okopu.
Pan Bóg nauczył człowieka odczytywać dawane mu znaki po to, aby pomagały mu one odróżniać dobro od zła. Złe duchy z kolei znalazły sposób na ten „boski system komunikacji” mający na celu doprowadzić nas do zbawienia. Naustawiały one cały szereg sprzecznych drogowskazów, po to tylko, aby część gawiedzi zgubiła się w ich plątaninie niczym zbłąkany wędrowiec w gęstym lesie. Znaki trzeba umieć czytać i odróżniać te prawdziwie od fałszywych.
Kilka dni temu zmarła jakaś serialowa bohaterka. Jej śmierć oglądało podobno 8 milionów widzów. Widocznie zaaferowani tym faktem i „żałobą” nie zauważyli innych dziejących się obok nich dramatów.
D z i ę k u j ę za ten tekst, i za bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.