sobota, 19 listopada 2011

Transatlantyk

Wyobraźmy sobie sytuację, w której na pewnym pasażerskim statku, niewielka grupa pasażerów z pierwszej klasy wraz z częścią oficerskiej kadry schodzi do stłoczonej pod pokładem, podróżującej w trzeciej klasie biedoty. Mówią oni o tym, że wszyscy jesteśmy braćmi, że nie godne są takie różnice w jakości podróżowania i że wszyscy przecież zmierzamy do jednego celu. Luksusowi pasażerowie na dowód, że nie są gołosłowni zapraszają bardzo serdecznie wszystkich współpasażerów z niższych klas do restauracji na górnym pokładzie, gdzie właśnie za chwilę będzie podany świeżutki łosoś i sałatka kawiorowa – specjalność szefa kuchni. Cuchnąca, głodna i otumaniona tymi słowami biedota spogląda na siebie nie wiedząc jak zareagować. Ale już po chwili z ciżby zaczynają wyłamywać się kolejni chętni popróbowania luksów. Po kolejnej chwili wszyscy pasażerowie idą na górny pokład. Któryś nawet ucałował jakiego burżuja w białym garniturze i uścisnął mu serdecznie braterską dłoń. Jeszcze nieśmiali obserwują ustawione na stołach specjały, ale jak się bawić to się bawić. Nie minął kwadrans, gdy rozochoceni przystąpili do napychania sobie gardeł czym popadnie. Kelnerzy nie nadążali napełniać kieliszków z musującym trunkiem. Po chwili zaczęły się już nawet tańce. Jakiś lekko podpity plebejusz wsunął nawet pewnej eleganckiej damie rękę za dekolt sukienki. Ale co tam. Jak zabawa to zabawa. Nie minęło kilka godzin, gdy cała nażarta i napita biedota poczuła dziwny chlupot w butach i zdała sobie sprawę, że stoi po kostki w wodzie. 
Wtedy wszystko stało się jasne. Potężna dziura w kadłubie zauważona przez załogę wiele godzin wcześniej była wyrokiem na statku. Statki  rzecz jasna nie toną od razu, kapitan nadał sygnał SOS i rozkazał przygotować szalupy. Problem jednak polegał na tym, że było ich za mało dla wszystkich. Wiele też wskazywało na to, że z uwagi na umiejscowienie wycieku, pierwsza o nim dowie się stłoczona pod pokładem biedota, która wtedy może zacząć biec na górny pokład i siłą zajmować tak drogocenne ratunkowe miejsca. Ponieważ do nieuchronnego zatonięcia pozostało jeszcze kilka godzin, a praca pomp mogła ten czas nieco wydłużyć, jeden z oficerów wpadł na pomysł zorganizowania na górnym pokładzie imprezy dla biedaków. Po pierwsze nie wybuchnie panika, po drugie będzie czas na spokojną ewakuację lepszego towarzystwa, a po trzecie łosoś, kawior i szampan i tak się zmarnują ginąc w morskich odmętach. 

W którym jesteśmy teraz momencie? Jeszcze ostatnie beknięcia i dopijanie ostatnich krępli szampana. Za chwilę poczujemy dziwny wilgotny chłód. Co bardziej świadomi dostrzegą może majaczące gdzieś na horyzoncie o brzasku sylwetki szalup. Ale to i tak nic nie zmieni. Nic już nie da się zrobić.

***

Wczoraj Pan Premier podobno zapowiedział wprowadzenie podatku od wydobycia miedzi. Natychmiast akcje KGHM poleciały na łeb na szyję. Ale swoją drogą to wyjątkowo nierozsądne aby opodatkowywać spółkę, która należy do państwa i przynosi krociowe zyski. To tak jakby w ramach oszczędności jakiś nieszczęśnik postanowił zmniejszyć żywnościowe racje kurze znoszącej złote jajka. Świadczy to tylko o tym, że dziura w pokładzie jest większa niż przypuszczałem. A to co mówi premier tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Nic już nie da się zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj