środa, 2 listopada 2011

Poranny potok myśli

Przypomniała mi się dziś rano pamiętna finałowa scena z filmu M. Formana „Amadeusz”. W scenie tej narrator w osobie Salieriego jedzie na wózku inwalidzkim popychanym przez pielęgniarza po XIX wiecznym zakładzie psychiatrycznym. Widać jak kamera pokazuje całokształt zgromadzonej tam ludzkiej miernoty, o twarzach wykrzywionych obłędem. Rywal Mozarta przejeżdża przez ten tę kolekcje indywiduów i wykonuje znak krzyża wypowiadając słowa: „błogosławię was miernoty”. Antonio Salieri u kresu życia także jest miernotą, lecz miernotą świadomą swego żałosnego położenia. Być może to jedyna rzecz jaka wyróżnia z grona jego towarzyszy niedoli?
Zdałem sobie sprawę, że od pewnego czasu czuję się podobnie jak narrator opowieści o Mozarcie w tej właśnie scenie. Bo cóż można zrobić z miernotami, które nie są świadome nawet swej marności poza udzieleniem im chrześcijańskiego współczucia? Nie mam wpływu na swój los. Wózek wiezie mnie tam gdzie chce pielęgniarz. A jedynym problemem jaki mam jest ta przeklęta świadomość.
Nawet gest błogosławieństwa jest bez sensu, bo przykuci do ścian wariaci są już i tak pobłogosławieni. „Ignorancja jest błogosławieństwem” – jak powiedział jeden z bohaterów Matrixa. Coś jest na rzeczy.
A być może to tylko cienie jak w platońskiej jaskini, z tą tylko różnicą, że wyświetlane na ścianach domu dla obłąkanych?
Z głośników w samochodzie rozbrzmiewa numer Cream pt. White Room z tekstem:
"Ill wait in this place where the sun never shines;
Wait in this place where the shadows run from themselves."
Wszystko jest jednością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj