wtorek, 1 listopada 2011

O dwóch rodzajach jednej rewolucji

Istotą przeżywanego dziś święta jest wiara we świętość i nadzieja na to, że my – zwykli zjadacze chleba także mamy szansę na jej doświadczenie. Bo święci to nie tylko postaci z obrazów i wąskie grono uznanych przez Kościół wyjątkowych osób. Na świętość ma szansę każdy z nas. A przez pielęgnację pamięci o naszych bliskich i modlitwę za nich, przyczyniamy się do ich zbawienia. Wszystko przeto opiera się na oczywistej prawdzie, że nasza egzystencja na tym łez padole nie jest idealna, a prawdziwe życie czeka na nas po śmierci. Bo jeśli Pan Bóg jest socjalistą to na tym polega jego socjalizm, że wszyscy w końcu umrzemy, a więc jest to jedyna płaszczyzna równości.

Nadchodzi więc moment aby opowiedzieć nie tylko o śmierci ale i o dwóch zaobserwowanych przez mnie rodzajach rewolucji. Bo śmierć ma z tym zjawiskiem związek ścisły, a „epoka pomieszanych języków”, w której przyszło nam żyć nauczyła nas wrzucać wszystko do jednego wora. Rewolucja to rewolucja, a tymczasem...
Od czasu do czasu w czasie suszy lub upałów na skutek uderzenia pioruna lub ludzkiej głupoty dochodzi do pożaru lasu. Strażacy dwoją się i troją, aby z narażeniem życia ugasić rozszalały ogień. Jednym słowem tragedia. Tymczasem ostatnio odkryto, że tylko nadpalone przez ogień nasiona niektórych drzew potrafią wykiełkować. Mechanizm zatem jest naturalny. Drzewa rodzą nasiona, a przez to, że rosną w konkretnym miejscu blokują możliwość wzrostu i prawidłowego rozwoju swego potomstwa. Potomstwo zatem leżąc w ziemi u stóp rodziców cierpliwie czeka, aż ich „starym” przytrafi się jakieś „kompleksowe” nieszczęście. Nasiona nawet nie próbują kiełkować tuż po wydostaniu się z szyszki bo wiedzą, że przy swych rodzicach są bez szans na prawidłowy wzrost i rozwój. Ponieważ zawalone jedno trzy drugie drzewo także nie rozwiązuje problemu dostępu do słońca, wypada poczekać na holocaust rodziców. Pożar w lesie to przecież rzecz dość naturalna. Zatem śmierć w płonieniach jest początkiem nowego życia, a na miejscu starego lasu wyrasta nowy.
Wniosek z tego taki, że na rewolucji nie korzystają na ogół nigdy ci, którzy ją rozniecają, lecz ci, którzy cierpliwie czekają na nowe rozdanie dostępu do elit. Kryterium wyróżniającym dwa typy rewolucji jest zatem fakt czy mamy do czynienia ze specjalnym podpaleniem społecznego żywiołu, czy na najbardziej naturalnym procesie. Rzecz jasna, ginącym w płomieniach drzwiom jest wszystko jedno... Ludzie to jednak nie drzewa. Mają rozum i czasami potrafią wskazać podpalacza.

Mamy zatem rewolucje naturalne, które dążą do zmiany blokującego rozwój porządku, ale wykorzystują szanse jakie stwarzają im okoliczności i takie, które są planowane, których często przyczyną jest jedynie chęć wymiany nieprzychylnych komuś elit. Oba typu rewolucji zachodzą wtedy, gdy nie ma lub wydaje się że nie ma innych mechanizmów naprawy sytuacji. Do pierwszej kategorii można zaliczyć wszelkiego rodzaju ruchy zmniejszające obciążenia nadmiernie rozbudowanego systemu, dążące do decentralizacji i zwiększenia osobistej wolności jednostki. Do drugiej natomiast wszelkie totalitarne i socjalistycznej rewolty, którzy jedynym celem jest wyrżnięcie starych uprzywilejowanych elity, a z łona rewolucjonistów wyłonienia tych nowych dynastii. Problem jest jeden. O tym, z jakim typem rewolucji mamy do czynienia dowiadujemy się dopiero po fakcie. Ponieważ zarówno jedni jak i drudzy rewolucjoniści posługują z reguły tymi samymi wyświechtanymi frazesami. Dość powiedzieć, że bolszewicy chcieli samostanowienia narodów. Jest jeszcze jedna istotna różnica. W raz z biegiem czasu, rewolucji spontanicznych jest coraz mniej, o ile we współczesnym świecie są one w ogóle możliwe. Ostatnią chyba taką pierwszego typu była ta amerykańska. Potem to już tylko gilotyny, łagry i Che Guevara.

Jaki zatem jest przepis na współczesną rewolucję? Wystarczy jak w lesie sprawić pewien okres suszy czego uosobieniem jest kryzys. Musi też być spora grupa niezadowolonych, którzy poniosą płonień rewolucji, a międzyczasie spłoną w rewolucyjnej pożodze. W USA tą grupą jest niezadowolona i ubożejąca klasa średnia, w Polsce zaś to młodzi wykształceni z dużych miast siedzący po uszy w kredytach. Co ciekawe, musi być także w miarę dostatnio, bo gdy jest bieda, ludzie mają gdzieś manifestacje i politykę. Zajmują się sobą i przeżyciem. Ale to często kolejny etap porewolucyjnego czyszczenia wymaga takich warunków.

Zatem mamy pewien istotny dylemat. Obecny porządek jest nie do przyjęcia, a elity złożone wyłącznie z figurantów. Te prawdziwe siedzą cicho i z niecierpliwością obserwują rozwój wypadków. Z drugiej zaś strony metoda rewolucji doprowadzi tylko do powstania totalitaryzmu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że na najgorszą – bolszewicką modłę. Przemawia za tym już obrany propagandowy kierunek, wedle którego winnym światowego kryzysu jest kapitalizm i wolny rynek, a nie fałszywy pieniądz i od tego wolnego rynku korporacyjne odejście.

Co zatem? Bez względu na wybór rewolucyjnego scenariusza, w bliższej lub dalszej perspektywie grobów przybędzie. Mało to optymistyczne, ale dziś dzień Wszystkich Świętych, a wszyscy mają szansę na zbawienie.  Jedyne co możemy, to chrześcijańska akceptacja faktu, że świat nie jest idealny, co choć odrobinę uchroni nas przed propagandą i wiara we słuszność walki o poszerzanie własnej wolności przed zakusami jakiegokolwiek sytemu. Wiara zawsze jest drogowskazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj