… a być może i o zaletach znajomości logiki formalnej.
Urzekł mnie dziś lapidarny artykuł opublikowany w Rzeczpospolitej. Polecam jego lekturę, bo takie dzieło nie zdarza się rzadko. Ale mimo to tak w skrócie. Otóż pewna kobiecina została wyrokiem belgijskiego sądu zmuszona do wypłaty pewnemu Belgowi odszkodowania. Wyrok ten został potwierdzony przez nasze sądy. Wtedy owa kobiecina złożyła skargę do Trybunału Konstytucyjnego chcąc ustalić, czy przepisy unijne na podstawie których nasze sądy uznają wyroki innych sądów są zgodne z konstytucją. Ponieważ TK nigdy czegoś takiego wcześniej nie robił, musiał najpierw zastanowić się czy może w ogóle się w tej sprawie wypowiedzieć. Po zostawieniu uznał, że tak, ponieważ:
„Dotyczy to w pierwszym rzędzie aktów należących do prawa Unii Europejskiej, stanowionych przez instytucje tej organizacji. Akty takie wchodzą w skład obowiązującego w Polsce porządku prawnego" - orzekł w środę TK (sygn. SK 45/09)”
Tak więc ustalenie czy przepisy Unijne są zgodne z naszą konstytucją należy do kompetencji tejże instytucji. I już. Jednak wiadomo nie od dzisiaj, że nasza Konsytuacja ma zapisaną wyższość prawa unijnego na prawem krajowym, a w razie kolizji z ustawami, rozporządzenie unijne ma pierwszeństwo. Czyli z racji zapisów Konstytucji każdy przepis unijny jest z ustawą zasadniczą zgodny, a co najwyżej niezgodne z nią może być prawo krajowe. Dlatego TK ma bardzo fajną fuchę, bo jeśli ktoś zapyta, czy przepis unijny jest zgodny z Konstytucją, TK odpowie, że tak bo takie sobie właśnie nadał kompetencje. Wtedy TK będzie co najwyżej wydawać wyrok uchylający przepisy krajowe.
Jakie wnioski?
Trybunał Konstytucyjny znalazł sobie fantastyczny sposób na udowodnienie swojej przydatności stając się elementem przemysłu rozrywkowego w naszym kraju, którego zadaniem jest pudrowanie rzeczywistości i markowanie władzy. I trudno się dziwić, bo w sytuacji, gdy prawo tak naprawdę powstaje w Brukseli, TK potrzebuje jak żadna inna nasza instytucja pomysłu na samą siebie. Jak widać pomysł został znaleziony. TK wystąpi jednocześnie w roli „przyspieszacza” procesu „integracji”, bo w końcu ktoś musi nakazać politykom dostosowywanie naszych przepisów do zaleceń centrali.
A wszystko w sytuacji, gdy unijny ład chwieje się w posadach i za nie wykluczone, że za chwilę runie lub przekształci się w jakiegoś totalitarnego mutanta, któremu żaden woal dobrych intencji potrzebny nie będzie. Jak widać nawet instytucjonalne strzępy pozostałe po naszej suwerenności można wykorzystać dla jeszcze większego jej ograniczenia.
P.S.
Ciekawostka. Półtorej godziny po cytowanym wyżej tekście ukazał się w tej samej gazecie kolejny, już bardziej optymistyczny. Czasy starej, dobrej Rzeczypospolitej odchodzą widać po woli do przeszłości.
P.S.
Ciekawostka. Półtorej godziny po cytowanym wyżej tekście ukazał się w tej samej gazecie kolejny, już bardziej optymistyczny. Czasy starej, dobrej Rzeczypospolitej odchodzą widać po woli do przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj