Jak donosi Rzeczpospolita - W bazylice św. Franciszka w Asyżu pewna badaczka na jednym z fresków ujrzała w namalowanej chmurze profil szatana (zdjęcie). Co najbardziej zdumiewające, nastąpiło to 800 lat po powstaniu malowidła. Czyli przez 800 lat różni ludzie patrzyli na malowidło i nie widzieli tego, co widać gołym okiem. Domalowanie nie wchodzi w grę.
W 2005 roku, grupa naukowców w Chorwacji znalazła... piramidę. A właściwie kilka monumentalnych piramid, przy których te z Gizy to zaledwie miniaturki. Rzecz jasna takie coś nie pojawiło się nagle. Wystarczyło tylko popatrzeć na pewną górę, tak jak na chmurę na fresku i zdać sobie sprawę, że jest jakaś dziwnie regularna. Okazuje się, że stoi tam od co najmniej 12 tysięcy lat, nikomu nie przeszkadza, ale jest pewne, że została wykonana ręką człowieka, najprawdopodobniej poprzez planowe obudowanie gór płytami wykonanymi z cementu.
Po tym, jak mniej więcej w połowie lat osiemdziesiątych, lub jak twierdzą niektórzy znacznie wcześniej radzieccy towarzysze przyznali się, że nie są już w stanie utrzymywać dalej komunistycznej fikcji, należało jak najszybciej opracować plan demontażu. Należało to zrobić w taki sposób, aby utrzymać realną władzę i aby nikomu (no prawie nikomu) nie spad przysłowiowy włos z głowy. Konieczne było zatem, aby ludzie uwierzyli w przemianę, a przepoczwarzenie się systemu dało jego mutacji nową legitymację, a więc nowy mit założycielski niezbędny do tego, aby nadal doić nieświadomych niczego obywateli. Należało najpierw przetestować nową ściemę. W tym celu najpierw w satelickich kraikach należało dokonać tzw. „ustrojowej transformacji” przy pomocy różnych scenariuszy. W przypadku NRD wchodził w grę tylko plan anszlusu do RFN. W Polsce zastosowano wariant okrągłego stołu, przy którym zasiedli pospołu bezpieczniacy ze swymi agentami udającymi opozycję. Wcześniej dla tego planu należało usunąć tych bardziej krnąbrnych towarzyszy, a z prawdziwej opozycji uczynić nienadających się do dyskursu oszołomów. W Czechach przeprowadzono tzw. „aksamitną rewolucję” w której to bezpieczniacy pozbyli się starych komunistów zastępując ich pożytecznymi idiotami. Najbardziej dramatycznie wszystko przebiegło w Rumunii, gdzie tamtejszy kacyk na tyle uzależnił od siebie państwo, że tylko pominięcie tego „decyzyjnego ogniwa” i fizyczna jego likwidacja była gwarantem sukcesu. Gdy testy zostały zakończone, można było przystąpić do radzieckiej premiery. Gdy niżsi rangą towarzysze połapali się, że są oszukani w podziale fruktów, już nawet bunt i próba zamachu staniu nie były w stanie zmienić niczego. Po krótkim okresie rozpadu imperium jego republiki zaczęły ponowną integrację. W rezultacie doszło do tego, że po niespełna dekadzie KGB już oficjalnie przejęło władzę nad krajem, zdając sobie sprawę z tego, że nawet najbardziej zaufani figuranci i tak nie gwarantują pełni lojalności. W tej chwili na czele rządu zasiada wnuk ochroniarza Lenina, więc wszystko jest w rodzinie. Był rzecz jasna pewien problem z Jugosławią, ale poradzono sobie z nią stawiając na nacjonalistyczne skłonności i ofiarowując nowo powstałym państwom setki ton broni.
Amerykanie mieli przy tym same korzyści. Mogli znowu pożyczać pieniądze, rozszerzyli także swą kolonialną strefę wpływów. A było to wtedy, gdy jeszcze o strategicznym partnerstwie Rosji i Niemiec nie było jeszcze mowy. W tej chwili osłabienie samej ameryki i żebractwo walącego się w gruzach niemieckiego imperium doprowadziły już nawet do tego, że być może kolejnym urzędowym językiem Łunii będzie rosyjski. A co? A dlaczego nie? W końcu niech słowiańszczyzna ma coś swojego. Budowa gazociągu przyjaźni po dnie Bałtyku przy milczeniu naszych figurantów to dostateczny dowód zacieśnienia się naszych wschodnich i zachodnich sąsiadów.
Niestety zawsze jest tak, że im bliższe stosunki między Niemcami i Rosją tym my mamy bardziej przerąbane. Rzecz jasna czasy się zmieniają i nie opłaca się już nikomu wprowadzać dywizji. To ostateczność. Ale ostatnia strategiczna współpraca obu mocarstw miała miejsce w latach 1939 – 41, co nie najlepiej wróży naszej przyszłości.
Prawdą zatem jest, że rzeczy ponadczasowe muszą być oczywiste, niezauważalne i wielkie. Również przekonuje fakt, że tego rodzaju konstrukcje muszą być wykonane z bezwartościowych i powszechnie dostępnych materiałów. No cóż. Skał i idiotów jest na świecie dostatek. Prawdą jest także to, że pewne rzeczy widoczne są dopiero z innej perspektywy lub z oddalenia. Wraz ze zmianą perspektywy widać nie tylko szersze zjawiska ale czasami także motywacje i zależności. Zasady te wydają się dotyczyć także wszelkich szwindli. Im większy przekręt, jak na przykład globalny druk fałszywych pieniędzy, tym trudniej jest go zauważyć, a bezkarność oszustów wydaje się całkowita. Ale przedstawił to już Bułhakow w „Mistrzu i Małgorzacie”. Za chwilę przedstawienie Wolanda w globalnym teatrze Variete, w którym rozdawał ludziom wszystko czego pragnęli, zacznie dobiegać finału. Nagle okaże się, że posiadane przez nich banknoty są warte tyle, co pestka od śliwki lub etykieta od oranżady. A my zostaniemy nadzy, jak opuszczające teatr damy. Wszak to tylko przedstawienie.
Powieść Bułhakowa musiała przeleżeć kilkadziesiąt lat zanim została wydana. Jak widać czas najskuteczniej rozszerza perspektywę. Co przyniosą nam przyszłe lata i jakie jeszcze sensacje zostaną nam ukazane?
Malowidło, piramidy, maskarada. Piramidy wydają się z tego najtrwalsze. O ile są bezwartościowe, i skrzętnie ukryte. Najtrudniej jest ostrzec piramidę, bo najtrudniej dostrzec rzeczy wielkie jak wielka powszechna maskarada.
A być może to przejaw czasów ostatecznych, że rzeczy dotychczas niezauważalne stają się widzialne i oczywiste?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj