Sprawy nagle przyspieszyły. Nie ulega to wątpliwości. Z Brukseli zaczynają dochodzić interesujące wieści o tym, że Komisja Europejska będzie próbować stworzyć jednolite obligacje, przez co „wadza” jeszcze bardziej zwiększy swe możliwości w zadłużaniu, podtrzymując jeszcze przez kilka chwil socjalną utopię. Widać zatem wyraźnie przepychankę co do przyszłych losów Unii. Czy zwycięży model niemiecki czy brukselsko – federacyjno – biurokratyczny, to się okaże. Tego typu decyzje podyktowane próbą ratowania stołków i apanaży przypominają ostatnie dni zamkniętego w bielińskim bunkrze kanclerza Hitlera, który rozpaczliwie próbował dowodzić nieistniejącymi dywizjami. Cała sprawa ma jednak jeszcze jeden istotny aspekt. Powoduje, że lokalne rządy – o przepraszam – samorządy, zostaną w wyniku wdrożenia tej jedynie słusznej polityki pozbawione już nawet kontroli nad wydatkowanymi przez siebie, a wcześniej podprowadzonymi obywatelom pieniędzmi. A wszystko - rzecz jasna - w sposób całkowicie ignorujący demokrację i obywatelską podmiotowość. Oznacza to, że z wydmuszek państw pozostaną jedynie służby fiskalne. Nigdy chyba jeszcze w historii kontynentu (nie licząc Związku Radzieckiego w latach 30-tych ubiegłego wieku) nie było takiej sytuacji, gdy powstała na skutek integracji „nadbudowa” miała realną możliwość niszczenia żywiącego ją społecznego organizmu. Różne metody – cel ten sam. W końcu długi zaciągnięte u lichwiarskiej międzynarodówki w nieistniejącej walucie trzeba będzie kiedyś spłacić nadając im realną wartość w postaci władzy i kontroli nad ludzkim wysiłkiem. A wtedy jakiekolwiek próby obejścia systemu będą karane z największą surowością tworząc nowe, nieznane dotychczas oblicze totalitaryzmu.
Ale to dopiero przyszłość. Na razie na krajowym gruncie Sąd Najwyższy, pomimo oczywistych przekrętów i licznych protestów, uznał ostatnie wybory parlamentarne za ważne. Gdyby miało być inaczej i istniałby chociażby cień wątpliwości co do decyzji SN, Pan Premier Tusk nigdy nie wygłosiłby takiego szczerego exposé. Dalej mamiłby lud tubylczy obietnicami wiecznej szczęśliwości. Czego uczy nas ta historia? A no tego, że wiele środowisk wierzących jeszcze do niedawna w powagę polskiego instytucjonalnego ładu będzie musiała zweryfikować swe stanowiska. Mija więc czas naiwności i wiary w obywatelską podmiotowość.
Wiadomo jest, że każdy wymyślony przez człowieka od tysiącleci oręż napotyka na dostosowaną do niego formę obrony. Zarówno „ruchy” Brukseli, jak też Polska utrata naiwności przekonują, że nadciągają czasy konspiracji. Konspiracji o tyle trudnej, że system w odróżnieniu od jego wcześniejszych mutacji dysponuje potężnym aparatem inwigilacji. Pocieszające w tym całym peletonie nieszczęść jest jednak to, że konspiratorzy zwykle muszą posiadać wspólne wartości oraz to, że konspiracja to Polska specjalność. Z uwagi na to, że nadciągająca nowa forma totalitaryzmu będzie działała nieco inaczej, konspiracja będzie musiała też wypracować nowe metody działania. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. Na razie potrzebna nam jest świadomość i koalicja sumień.
"Unia Europejska jest skazana na niepowodzenie, gdyż jest czymś szalonym, utopijnym projektem, pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów." - Margaret Thatcher
OdpowiedzUsuńprzepiękny cytat (z prawa), a marzenia - wszyscy w to wierzymy - się spełniają :-)
To jedna z najbardziej trafnych diagnoz Łunii jaką spotkałem. Niestety wszystko wskazuje na to, że i ten mutant bolszewizmu zedrze z siebie woal hipokryzji i stanie się tym, czym każdy lewacki moloch - totalitaryzmem
OdpowiedzUsuńrewolucja moralna - było (1980)
OdpowiedzUsuńkonspiracja po 1981 - była (rozbita)
globalizacja - jest (i będzie)
świat międzyepoki - kto to....? zatem nie instytucje tylko działanie ludzi i ich wartości...
i nie trzeba już dzisiaj konspiry.
Nie tylko to wymknęło sie "im" spod kontroli.