środa, 22 kwietnia 2009

Historia lubi się powtarzać

Obecną sytuację na świecie można w z dużym powodzeniem porównać do zjawisk będących przyczyną Rewolucji Francuskiej. Błyskawiczny rozwój przemysłu i polityka gospodarcza sprawiły, że wyrosła nowa klasa społeczna posiadająca olbrzymie środki finansowe, jednak nie posiadająca władzy politycznej. Rola klienteli u arystokracji przestała wystarczać. Należało przejąć władzę lub umocnić swoją klasową pozycję. Na próby reform systemu nie pozwała arystokracja, więc ją wycięto. Dopiero czasy Napoleona sprawiły, że powstała nowa klasa burżuazyjno arystokratyczna i wszytko było w najlepszym porządku.

Nowe czasy – ten sam schemat, czyli postdemokracja
W tej chwili coraz mniejsza grupa ludzi dysponuje coraz większym majątkiem. Sadzę, że zaledwie kilka procent mieszkańców globu posiada 90% wszystkich dóbr – po kryzysie będzie to jeszcze mniejsze grono. Po to w końcu jest ten kryzys... Popadanie środków finansowych, produkcji, wszelkich materialnych dóbr, czy bycie panem ludzkiego losu już nie wystarcza. Nowo powstała wąska grupa globalnych oligarchów sięga właśnie jeszcze bardziej po władze polityczną, tworząc globalny system jedynie słusznej polityki. Demokracja ma jedną wadę: motłochem trzeba kręcić non stop, i nie zawsze się daje. Do tego trzeba wyznając armię polityków i innych figurantów, media srające ludziom w głowy, od czasu do czasu wywołać jakiś atak terrorystyczny. A to kosztuje. Polityka to biznes, więc należy zminimalizować niepotrzebne ogniwo minimalizując jednocześnie koszty. Motłoch czasami nie jest głupi i jeszcze zacznie korzystać ze swoich praw.
Jeszcze się udaje, że od ludzi coś zależy. Ale to jak z Fordem T, może być w każdym kolorze tylko nie czarny. Ludziom można wmówić także poglądy.
Efekt: 60 – 70 % Polaków nie ma swej reprezentacji politycznej. Co nie znaczy czy nie wiedzą na kogo trzeba głosować. Wiedzą i to doskonale. Gdy ludzi zapyta się jaką popierają partię – mamy sondaż, ale jeśli zaczniemy pytać ludzi o poglądy na konkretne sprawy czy sposoby rozwiązywania problemów, okaże się że nie ma partii, która w programie ma bardzo konkretne postulaty społeczne.

Samo zdefiniowanie stron politycznych jest już manipulacją. Podział na lewicę i prawicę, czy obóz solidarnościowy i komunę przypomina granice państw afrykańskich. Scena polityczna winna dzielić się na globalistów (zwolenników idei integracyjnych i internacjonalistycznych, klienteli globalnej finansjery) i lokalistów (tych, którzy chcą rozwiązywać ludzkie problemy, nie martwiących się problemy świata lecz własnej społeczności, widzących, że czym prościej tym lepiej). Tu przebiega w tej chwili główny front walki o obraz świata! Na to wszytko nakłada się jeszcze globalny proces rozwalania rodziny jako miejsca do którego zawsze system i jego macki ma ograniczony dostęp. Gdy popatrzymy z tego punktu wiedzenia na reprezentacje w sejmie okaże się, że druga grupa nie ma najmniejszej reprezentacji. Cały nasz parlament, bez mrugnięcia okiem jest prounijny, jest za płaceniem haraczu ekologicznego (co podniesie ceny prądu o połowę), czy kupowaniem nikomu nie potrzebnych samolotów bojowych za obietnicę nieistniejącego foresightu. Kolonializm? Oczywiście! Ale w wydaniu globalnym cały świat składa się z prowincji. Niepostrzeżenie powstaje świat w którym, konkretny człowiek nie będzie miał najmniejszego wpływu na poczynania władz, a wszelkie istotne decyzje będą zapadały bez udziału i wiedzy obywateli. Totalitaryzm? Tak! Mentalny, wynikający z myślenia w narzuconych kategoriach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj