niedziela, 5 kwietnia 2009

Mnożenie bytów nie bez potrzeby

Rację miał twórca strukturalizmu Claude Lévi-Strauss (w tej chwili 101 lat!) twierdząc, że język stanowi podstawę naszego sposobu myślenia. Do język do pewnego stopnia definiuje rzeczywistość, tworząc jej pojęciowe ramy, poza które wyjść jest niezwykle trudno. Dlatego wyjście z komunizmu nie potrwa jeszcze 10, 20 lecz 100 lat. A i tak pewnych elementów kretynizmu wyeliminować się nie da, bo staną się częścią tradycji kulturowej. Inna sprawa, że w od pewnego czasu obserwuję powrót do bolszewickiego myślenia. Innymi słowy; to jak myślimy, zależy w dłużej mierze od kulturowych znaczeń słów, którymi się posługujemy. Ciężko jest wyjść poza te „koleiny”, jak to określi Edward Redliński w „Telefrenii”.
Dlatego trzeba poszukiwać innych terminów opisujących a przez to tworzących rzeczywistość, tak jak robią to siły postępowo rewolucyjne.
Ciągle tworzy się nowe terminy definiujące naszą rzeczywistość. Proces ten czasami następuje spontanicznie czasami jest sterowany*. Czasami pewnie terminy się przyjmują a inne nie (np. leonowanie**). Nie mówi się już np. zboczeniec lub homoseksualista, gdyż te określenia nie pozwalają pedziom szerzyć polityki społecznej tolerancji. Wymyślono więc słowo „gej”. Teraz wszyscy od prawa do lewa nie nazywają pedziów inaczej. Łatwiej jest walczyć o prawa gejów, lub kochających inaczej, niż o prawa pedziów lub zboczeńców.
Co ciekawe pedofil pozostaje pedofilem a potępienie społeczne dla tej przypadłości nie maleje.
Komuniści lub postkomuniści nazywają się teraz socjaldemokratami. Zieloni lewicowcy nazywani są "ekologami" choć ich działalność z ekologią nie ma nic wspólnego.
Tak więc podstawą daleko-falowej inżynierii społecznej i oswajania ludzi z nowymi poglądami jest stworzenie nowych pojęć, a nie "wypranie" znaczeń starych. To drugie trwa znacznie dłużej i nie wiadomo co przyniesie, więc lepiej wymyślać nowe pojęcia "symulując" postęp. Owa ofensywa pojęciowa, co ciekawe nie doczekała się kontrofensywy ze strony środowisk konserwatywnych. A szkoda, bo przecież to proste. Na przykład, wystarczy uparcie trzymać się starego określenia "homoseksualiści", a unikać określenia "geje", lub stworzyć alternatywne byty. Bynajmniej nie ponad potrzeby. Homoseksualistów można nazywać np. wspólnikami – od spółkowania, pupkującymi lub pupnikami – od wiadomo czego, albo zapalnikami od trzymania wiadomo za co. Tzw. „ekologów” można nazywać ekoterrorystami - co według mnie lepiej oddaje istotę ich profesji, lub np. glonofilami.
Należy uruchomić tylko pewnien słowotwórczy proces, a wtedy będziemy mieli odpowiedzi na "ciemnogród", "oszołomów", czy "prawicowych radykałów"

* Dawno temu gdy Związek Radziecki dokonywał podboju kosmosu. Aleksiej Leonow 1965 roku jako pierwszy człowiek wyszedł w otwarta przestrzeń kosmiczną. Po czym już na ziemi specjalna komisja nazwała to właśnie lenowaniem. Termin się kompletnie nie przyjął, czego dowodem jest fakt, iż nawet w Googlach ten termin nie występuje.
**Tego typu proces tworzenia nowych nazw nie jest w naszej kulturze czymś nowym. Kiedyś nawet przykładano to tego większą wagę i organizowano nawet specjalne konkursy. Np. słowo czołg, pochodzi od czołgania, a nie jak w wielu językach od tank. Słowo samochód to opisowa definicja – bo sam chodzi.

1 komentarz:

  1. Słuszne i niegłupie. Ja tam nigdy pedałów "gejami" nie nazwę, choćby dlatego, że nie lubię na siłę tworzonych nowotworów.

    Wkurwia mnie jednak nieco sprowadzanie kwestii pedalstwa do seksu analnego - to naprawdę nie o to chodzi, chodzi o to, że facet z facetem się pieprzy (czy choćby trzyma za rączkę) i o nic innego!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj