piątek, 17 kwietnia 2009

Lubelskie Hall of Fame? A czemu nie?

Co łączy Mieczysława Czechowicza (ten od Misza Uszatka), Papuszę (wybita poetka) , Bohdana Łazukę (facet z korbą do samochodu), Krzysztofa Cugowskiego (sufler z budki), Piotra Szczepanika (pewnie też dyslektyk, bo wysyłał puste koperty) czy Beatę Kozidrak (co nie daruje Józkowi)? Wszyscy ci ludzie są lub byli idolami milinów. I wszyscy urodzili się Lublinie. Listę tę stworzyłem „z głowy na zawołanie”. Tego typu postaci, z których możemy być po prostu dumni jest wiele, wiele więcej.

Jednym z głównych problemów Lublina i regionu jest brak poczucia tożsamości. Pisałam już o tym wczesnej (etykieta „region”). Lubelszczyzna jako region po prostu nie istnieje w świadomości jej mieszkańców. Nie ma poczucia więzi regionalnej ani czegoś takiego jak patriotyzm lokalny, co jest cechą charakterystyczną wielu regionów w Polsce (np. Świętokrzyskie, Śląsk, Wielkopolska i Małopolska)
To co powinien robić w tej kwestii samorząd to przede wszystkim pobudzenie świadomości regionalnej czyli wywołanie procesów zbliżonych do procesów narodowotwórczych. To wszystko jak w zwierciadle dobija się także na bylejakości Lublina jako miasta, które zatraciło swoją tożsamość, a nowej jakoś znaleźć nie może.

Jestem zwolennikiem działań – jak Tow. Winnicki w Alternatywach – nieinwestycyjnych i niskonakładowych, więc nie trzeba wiele. Na deptaku wmontować tabliczki z tymi nazwiskami osób urodzonych w Lublinie, z których możemy być po prostu dumni. Niech będą to aktorzy, ludzie nauki, albo ci, którzy zahaczyli tu na studnia (choćby Wojciech Cejrowski), czy do pracy (jak Stanisław Mikulski). Należy zbudować w mieście symboliczną więź. Niech ludzie będą zwyczajnie dumni z członków swej społeczności. Widzę już oczami wyobraźni, ludzi przechadzających się po deptaku i wpatrujących się tabliczki...

Jest to jeden z wielu czynników stymulujących budowę prawdziwej, a nie wirtualnej społeczności. Oczywiście tego rodzaju pomysłów ze świecą szukać w różnych opracowaniach i strategiach tworzonych w tej chwili przez junaków z młodzieżówki Platformy w Ratuszu i Urzędzie Marszałkowskim. Ale tak było, jest i pewnie niestety będzie. Oczywiście tego typu działania powinny być absolutnym priorytetem regionu i miasta, a nie są. Bo po co? Powinny zostać usystematyzowane w ramach strategii „Lublin – miasto wiedzy”, a nie są. Władza nie lubi jak ludzie się organizują, bo przeszkadza to konsumować uroki „koryta”.

Największym zagrożeniem dla pomysłu jest jego upolitycznienie. Tak niestety stało się z podobną inicjatywą czyli Ambasadorem Województwa Lubelskiego. Tak więc politycy wara od pomysłu! Byłaby to szansa na stworzenie prawdziwego ruchu obywatelskiego. Trzeba powołać społeczny komitet, który przekształci się w organizację pozarządową. Inicjatywa musi być naprawdę społeczna, aby wśród tabliczek na murze lub deptaku nie pojawiły się nazwiska politycznych kacyków. Gdzie są lubelscy naukowcy, którymi możemy się pochwalić? No gdzie? Tożsamość to rzecz ważna!

No i przy okazji będziemy mieli atrakcję turystyczną, inną od zdewastowanych zabytków (Teatr Stary), czy niszowych muzeów z którymi nie wiadomo co zrobić (muzeum Wincentego Pola). Niech coś wreszcie zrobi społeczność bez udziału administracji.

1 komentarz:

  1. Pomysł świetny, bo tak naprawdę to niewiele potrzeba...S.Sz.

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj