wtorek, 30 marca 2010

Śmierć jak kromka chleba

Jak donoszą media, po wczorajszych zamachach w moskiewskim metrze taksówkarze wielokrotnie podnieśli ceny za swe usługi. Podobno wywołało to falę sprzeciwu i niezadowolenia. Pojawiły się porównania do zamachów w Nowym Jorku z 2001 roku, kiedy to nowojorscy taksówkarze na skutek możliwego paraliżu komunikacyjnego wozili pasażerów z darmo w akcie solidarności.

Przypomniało mi to dawny wywiad z Jerzym Michotkiem, który będąc na terenach okupowanych przez ZSRR po 17 września 1939 r.  trafił do łagru. Opowiadał o tym jak znalazł się w szpitalu. Była to bardziej umieralnia. Widział jak tzw. „sanitariusze” – Rosjanie wywożą kolejnego trupa. Gdy nieboszczyk miał już znaleźć się w grobowym dole nagle zaczął zdradzać oznaki życia. Wtedy jeden z pielęgniarz przyłożył mu w głowę łopatą rozbijając czyszczę nieszczęśnika. Michotek krzyknął: „Coś ty zrobił?! Na to pielęgniarz bez cienia zażenowania zaczął tłumaczyć mu swoją logikę. A myślisz, że on umiera tak od razu? W dokumentach szpitalnych pożyje jeszcze z tydzień, a my - pokazując na swego kolegę - będziemy przez ten czas pobierać jego racje chleba.”
„Wtedy zdałem sobie sprawę - skonstatował całą historię Michotek - gdzie jest granica miedzy Europą  i Azją.”

Śmiem twierdzić, że Europejsko – azjatycka granica niebezpiecznie się przesunęła w przeciągu ostatnich lat. Świadczy o tym łódzka afera „łowców skór” czy holenderskie prawo pozwalające na eutanazję zdrowego człowieka.

Warności takie jak empatia czy prawa jednostki naturalnie i cywilizacyjnie nam wszczepione w Azji są czymś obcym. Azjaci jak mrówki myślą z perspektywy mrowiska. Mrówki w mrowisku znoszą truchła swych towarzyszek na śmietnisko po wcześniejszym pozbawieniu ich wszystkiego co można zamienić na pokarm. Oj dużo jest jeszcze do zrobienia Azjaci, oj dużo.

p.s.

poniedziałek, 29 marca 2010

Bum trala lala

Dzisiaj mojego starszego syna naszła twórcza wena. Zaczął opowiadać mi fabułę książki, którą ma zamiar napisać jak się już nauczy pisać. Historia jest o chłopcu, który wziął ze schroniska psa. Pies miał trzy głowy. W dalszym ciągu historii okazało się, że głów było cztery, bo na ogonie była głowa węża, która gryzła. Każda głowa miała inne imię i osobowość. Jedna z nich była nawet kobietą. Miał jeszcze kolce na grzbiecie jak smok. Jak to cholerstwo zostało przyjęte do schroniska bez wezwania gwardii narodowej albo innego specnazu nie potrafił wytłumaczyć. W każdym razie historia miała formę epopei i nieomal sagi. Opowiadał i opowiadał. Wątki się kończyły, przychodziły następne, a potem wracały te pierwsze. Chłopiec stawał się rycerzem, a pies kilka razy ginął i zmartwychwstawał. Wszyscy mieli już dosyć. Wreszcie bajarz ustał na chwilę i zapytał:
- A wiecie co było dalej?
- Żyli długo i szczęśliwie? - odpowiedział jego młodszy brat.

Przypomniała mi się scena z kultowego komiksu mojego dzieciństwa: „Kajko i Kokosz na wczasach”. Jest tam scena, w której bohaterowie płyną statkiem. Kapitan anonsuje: „Za dodatkową opłatą nasz statkowy trubadur umili państwu rejs śpiewaniem przeboju”. Na następnym obrazku pojawia się jegomość z lutną i zaczyna śpiewać: „Bum trala lala, chapie fala po głębinie statek płynie.” Po kilku godzinach zawodzenia tej samej piosenki kapitan ogłasza: „Za dodatkową opłata nasz statkowy tuba dur umili państwu rejs nie śpiewając przeboju”
I weź tu nie zapłać! To się nazywa tworzenie nowego rynku.

niedziela, 28 marca 2010

Polityczne mordowanie

W pewnym momencie po skazaniu Chrystusa jego los nie był przesądzony. Co prawda jego śmierci chcieli arcykapłani ale Piłat wahał się. Można się domyślać dlaczego. Wiedział, że ma przed sobą prawdziwego potomka królów Izraela, więc jego egzekucja mogłaby wywołać zamieszki lub nawet wojnę. Tym bardziej, że widać wyraźnie z lektury ewangelii, że w ówczesnej Jerozolimie wrzało nie mniej niż współcześnie. Był więc z tym niewinnym człowiekiem kłopot. Trzeba było go skazać z przyczyn politycznych lecz nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za ten czyn. Ani Piłat, ani Herod, ani arcykapłani.
Kto wydał ostatecznych wyrok na Chrystusie? Motłoch. Wystarczyło zorganizować przedstawienie podburzyć tłum, a ten i pozbawiony wszelkich skrupułów przypieczętuje wyrok. Wtedy nikt nie będzie mógł mieć do decydentów pretensji. Iście diabelska sztuczka. Ten sam tłum który wiwatował na jego cześć potem domagał się jego ukrzyżowania. Dziś tego rodzaju zabieg nazwalibyśmy w nowomowie „piarem”.

Jak uczył Gustaw Le Bon tłum nie myśli. Tłum jest podatny na wpływy i manipulację. Śmierci Chrystusa byli więc winni ci którzy podburzyli tłum. Rządy tłumu to doskonałe usprawiedliwienia dla każdej władzy. Ułuda demokracji jest gorsza od najgorszej tyranii, bo nikt nie ponosi odpowiedzialności za decyzje pomimo, że je podejmuje.
Za chwilę kolejne wyborcze spektakle. Motłoch zyskał dumne miano wyborców, zaś podburzający go słudzy władców to media i autorytety. Pospołu wmawiają ludziom co mają myśleć. Metoda stara jak świat. Bo jeśli przy jej pomocy udało się doprowadzić na Golgotę Mesjasza, to można zrobić wszystko. I kto jest winien? Wyborcy!

Chrystus niestety musiał zginąć, bo inaczej nie mógłby zmartwychwstać, pokonać śmierć i szatana. Podał się więc diabelskiej machinie, a ona nie wiedziała nawet, że uczestniczy w boskim planie. My jednak nie musimy poddawać się sztuczkom. My możemy, a nawet musimy odrzucić podszepty. Nie musimy krzyczeć wraz z innymi: „Ukrzyżuj go!”

sobota, 27 marca 2010

Farsa

"Bronku, głosowałem na Ciebie!" - tymi słowami kandydat na kandydata na prezydenta niejaki Sikorski oficjalnie potwierdził to co  było od początku oczywistością: całe te prawybory to jedna wielka farsa i nie jest ważny wynik, tylko żeby motłoch miał o czym mówić i myśleć.  W ten sposób nieświadomy niczego i jak zwykle zdradzający objawy lekkiego upośledzenia likwidator naszej polityki zagranicznej niechcący odsłonił kurtynę. Oczywiście zainteresowanie debatą kandydatów na kandydata byłoby z pewnością jeszcze większe, gdyby prowadzący wystąpili w toplesie. Ale i tak cyrk wypadł nadspodziewanie dobrze.
To trochę tak jak ze słynnym modelem "T" Forda, który mógł być w każdym kolorze pod warunkiem, że jest to kolor czarny. Tak samo każdy Prezydent Polski jest doby pod warunkiem, że jest z jedynie słusznej opcji. Inna kwestia to ta, że po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego państwo i jego głowa to tylko twory marionetkowe. Ale może dlatego nikt poważnie nie przejmuje się tymi wyborami o prawyborach nie wspominając. Poza oczywiście gronem kandydatów, którzy korzystając z dostępu do bezpłatnego czasu antenowego będą nas mamić swoimi fanaberiami na temat kraju i jej znaczenia w świecie.
Chciałbym aby pojawił się kandydat, który powie kilka słów prawdy na temat naszej sytuacji. A swoje jedyne wystąpienie w sopce telewizyjnym zakończy oświadczeniem, iż rezygnuje z kandydowania i wzywa obywateli do aktu obywatelskiego nieposłuszeństwa i bojkotu wyborów. Ale podniósłby się szum! A byłby on tym większy gdy okazałoby się, że 90% społeczeństwa poparłaby nawoływania owego „szaleńca” i „nieznającego demokratycznych reguł osobnika”. Tylko czy znajdzie się taki odważny heros? Oto pytanie na ile twórcy naszego politycznego Matriksa uszczelniani system łatając wszelkie dziury w dostępie do niego dla różnego rodzaju politycznych hakerów. Jak będzie zobaczymy.

Ale przesłanki tego, że w rzeczywistości bojkot wyborów jest jedynym możliwym obywatelskim wyborem widać w samej przewodniej sile narodu czyli Platformie. Podobno w niemalże obowiązkowych prawyborach udział wzięło zaledwie 47% członków tej formacji. Powodów jest kilka:
  • Przede wszystkim w przypadku Platformy jak i większości partii politycznych w Polsce oraz większości organizacji społecznych mamy do czynienia z fasadowością. W przypadku zwłaszcza partyjnych dołów dochodzi do odseparowania się od władzy. Ludzie powszechnie na rządzący reżim narzekają więc wstyd jest się przyznać, że się należy do czegoś tak obrzydliwszego jak partia tym bardziej rządząca.
  • Inną kwestą jest fakt, że przynależność do partii daje swojego rodzaju ochronę pracownikom wszelkich instytucji publicznych, które po każdej wymianie ekip są okupowane przez nowe bandy partyjnych funkcjonariuszy. Czyje drzwi do gabinetu są pomazane krwią baranka, tam polityczny anioł śmierci nie zawita. Dlatego legitymacja partii władzy to swojego rodzaju list żelazny chroniący przed szykanami. Widać to wyraźnie po tym jak puchną szeregi danego ugrupowania po uzyskaniu przez nie władzy. O ile opłacenie składek jest warunkiem posiadania przez członka PO listu żelaznego, o tyle udział w prawyborach niczego nie daje, więc jest całkowicie zbyteczny.
  • Morale w partii jest słabe, jak w starym skeczu Rewińskiego: "A mnie się panie majster nawet wystąpić nie chciało". Szeregowi członkowie mają gdzieś zabawę w prawybory. To nie najlepsza wróżba. Dość prawdopodobne jest także, że znaczna część "działaczy" może już nie pamiętać, że do PO należy, albo nie chce im się nawet z tej partii wystąpić.
  • I wreszcie ostania możliwość: Żaden z kandydatów nie odpowiada nawet członkom partii mającej w tej chwili przewodnią rolę.

Człowiek do zwierze społeczne. Dlatego posada instynkt, dzięki któremu bardzo łatwo podświadomie potrafi rozpoznać gdzie sytuacja jest prawdziwa a gdzie wirtualna. W przypadku Polaków ten instynkt jest przez wieki szczególnie rozwinęły.

piątek, 26 marca 2010

Podwójne dno

Usłyszałem dziś z ust pewniej kobiety nowe określenie: „podwójna dychotomia”. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie wrażenie. Przypomniało mi się inne spontaniczne określenie wypowiedziane przez inną niewiastę całkiem niedawno: „dwukierunkowy feedback”. I nie miała wcale na myśli pętelki...
W czasie szkolnej dyskusji na temat „Lalki” Prusa moja koleżanka z klasy stwierdziła, że jej wzorem jest w powieści postać Izabeli Łęckiej.
- Ale ona to przecież femme fatale! - zainterweniowałem
- Sam jesteś femme fatale! - odpowiedziała

Oj zabolało!

Doskonały przykład manipulacji

Oto oryginał i co można z nim zrobić...


Oto odprysk amerykańskiej debaty i decyzji o reformie służby zdrowia. Każdy powód jest dobry aby okraść biednych. Każdy powód jest dobry aby jeszcze trochę wybrukować piekło. Lewactwo zawsze łapało za serce mówiło o wolności – organizując łagry, o równości wyrzynając całe narody. Fajnie jest powoływać na Deklarację Niepodległości i Konstytucję gdy się ją olewa zmierzając w prostej linii do totalitaryzmu.

Ale dzieciaki przed komputerami potrafią zrobić niesamowite rzeczy – jak widać i słychać. A to że ten niezgadzający się „oszołom” ma rację? Kogo to obchodzi. A czy ważne kto ma rację. Ważne aby pieśń chwytała za serce.
Zresztą bolszewicy zawsze mieli parcie na szkło i do mediów wszelakich. Jak donosi Wybiórcza, właśnie jeden z oficerów KGB kupił jeden z największych brytyjskich dzienników. Rewolucja więc dalej trwa ale z ukrycia.

czwartek, 25 marca 2010

Kliniczny przypadek

Gdyby nie wyjaśnienie pod zdjęciem można by było odnieść wrażenie, że ktoś dokonało jakiegoś epokowego odkrycia w rodzaju molierowskiego” „jak mówię Antosiu podaj mi pantofle to mówię prozą. A przecież można było pójść całkiem „po bandzie” i dokonać kilka innych epokowych odkryć. Na przykład: „godzina ma 60 minut”, albo „woda jest mokra”. Ale to bardzo ciekawe, bo kilka miesięcy temu w tym samym piśmie ukazał się równie „sensacyjny” tekst o tym, że w Lublinie trolejbusy będą jeździć na prąd. Gdyby autor tych tekstów był jedną osobą przydałby się dłuuugi odpoczynek.
Ale ile to musi jeszcze minąć czasu, liczącego w miesiącach i latach aby było normalnie?

wtorek, 23 marca 2010

Sztuka

Ostatnio jakiś pożal się Boże „artysta” wyprodukował stylizowaną na Pietę rzeźbę ze styropianu przedstawiającą umierającego hydraulika Mario z gry komputerowej. To kolejny wkład naszych rodzimych artystów do światowej sztuki. Po przybijaniu fiuta do krzyża, piramidzie wypchanych zwierząt, maszerujących nagich żołnierzach, Papieżu przygniecionym przez meteoryt czy występach dwóch „panienek” w TV na golasa, to kolejny przejaw antysztuki naszych czasów. Zaszokować, narozrabiać i wziąć kasę. Ot i cała filozofa.

Dlaczego nikt nie robi podobnych „dzieł” w świecie islamu? A dlaczego nikt nie porywa rosyjskich dyplomatów?
Stało się to podobno tylko raz. Porwano ich dwóch i zarządzano okupu. Rosjanie powiedzieli, że nie zapłacą i że dyplomaci mają wrócić cali i zdrowi. Obu porwanych więc zamordowano. Po kilku dnach „nieznani sprawcy” wyrżnęli wszystkich porywaczy łącznie z ich rodzinami i ułożyli w rowach obok ich rodzinnych miejscowości. Było to ze 30 lat temu. Czy ktoś słyszał o porwaniu rosyjskich obywateli od tamtego czasu? Bo ja sobie nie przypominam.
Gdyby ktoś wykonał rzeźbę Proroka jadącego z Mekki do Medyny na gołej babie, albo coś w tym guście jest wysoce prawdopodobne, że skończyłby jak owi porywacze.
Wniosek: Aby tak dalej, to chrześcijaństwo nie przetrwa następnych 200 lat. Zastąpi je Islam lub jednego i drugiego połączenie. W końcu wierzymy w tego samego Boga.

Babski boks czyli o przejmowaniu dialektyki wroga

Bolszewicy zawsze mieli pociąg do propagandy. Ich sama nazwa wskazywała, że jest ich wielu podczas gdy byli garstką fanatyków. Ale była samospełniającą się przepowiednią. Innymi słowy nadymali się, aby pokazać jacy chcieliby być.
1.
W TV dwie feministki opowiadają o nowej strategii na temat ciąży. Okazuje się, że ich sztandarowe hasło: mój brzuch – mój problem, weszło w kulturę i przynosi odwrotny skutek. Bo gdy feministka zajdzie w ciążę, sprawcy tejże ciąży powtarzają feministkom: twój brzuch – twój problem. Po czym  się ulatają. Dlatego „dziewczyny” postulowały, aby zmienić strategię i zachęcać do trwałych świadomych związków, bo „problem” jest także po stronie znienawidzonych chłopów i oni powinni być współodpowiedzialni. Zaskoczyła mnie taka wolta w poglądach. Gdyby to słyszeli katoliccy biskupi pomyśleliby pewnie, że to nie feministki tylko dziewczyny z OAZY. Oczywiście prawdopodobieństwo zajścia feministki w ciążę jest znikome, bo to przeważnie stworzenia szpetne i wredne, ale o gustach się nie dyskutuje. Poza tym jak powszechnie wiadomo, każda potwora znajdzie swego amatora tym bardziej, że gdy alkoholu było dużo owa feministka mogła zyskać na atrakcyjności.
2.
Ewa Wójciak z Teatru Ósmego Dnia w Trójce opowiada jakieś bolszewickie dyrdymały podkreślając co chwilę swój ateistyczny światopogląd. Mówi o odrażającym patriotyzmie i wrzeszczącej martyrologii. Trudno się dziwić. Dawniej zaangażowana w ruch antykomunistyczny wojująca artystka, przejęła poglądy swych dawnych wrogów. A może ich nie przejęła tylko zawsze je miała? Co jest zatem przyczyną tego rodzaju postaw? Syndrom kopenhaski? Nie. Bardziej fatamorgana dawne barykady, po której obu stronach stali bolszewicy, spierający się czyja droga do socjalizmu jest lepsza. A może - co najbardziej prawdopodobnie – nie wiedziała o co walczy, tak samo jak nie wie jakie dyrdymały wygaduje w tej chwili. W końcu kto powiedział że aktor musi być intelektualistą?

Co łączy oba strzępki wyłapane przypadkiem z medialnego szumu?
Stara zasada: „Twój wróg jest twoim najlepszym przyjacielem.” Bo tylko on potrafi wskazać twoje wady. Dzięki niemu stajesz się lepszy. Doskonalisz się. Słuchaj więc co mówi i robi wróg. Bo zadaje przeważane ciosy w twe najsłabsze miejsca.
Jeśli tak jest, jak w opisanych wyżej przypadkach to wróg jest słaby. Poza tym nie godnie jest walczyć z babami.

poniedziałek, 22 marca 2010

konkwista

a może nim nas wybiją
na powrozie pod szyją
jak owce na rzęź poprowadzą
bo ktoś musi być władzą

ostał ci się ino sznur - chamie

wtorek, 16 marca 2010

Trzy dobre...

No i znowu myślałem, że padnę ze śmiechu. Okazuje się,  - jak donosi wyborcza - że po mimo kryzysu, zwiększającej się inflacji, zmniejszenia dochodów, galopującego bezrobocia zbliżamy się coraz bardziej do krajów wysoko rozwiniętych, bo… coraz mniej wydajemy na jedzenie. Takie rewelacje to mogła tylko napisać wyborcza, ale jak papugi ten kretynizm zaczęli powtarzać i inne media oraz tzw. „eksperci”.
Ponieważ pieniądze w domowym budżecie w przeciwieństwie do budżetu państwa nie biorą się w powietrza, wiec jak słusznie zauważono przejadamy nasze oszczędności. W to jestem skłonny uwierzyć. W krajach zachodnich społeczeństwa mają „skłonność do chomikowania” bo mają z czego chomikować. Zdecydowana część naszego społeczeństwa już nie.
Słysząc owego newsa od razu przypomniała mi się historia o koniu, którego właściciel postanowił oduczyć go od jedzenia. Jak nie trudno było się domyśleć po pewnym czasie szkapina zdechła. Właściciel skomentował ten fakt, że jeszcze jakby koń pożył ze dwa dni to na pewno by się od jedzenia ostatecznie odzwyczaił, a tak eksperyment się nie udał.
Ale teraz na poważnie. Tekst oparty jest na raporcie GUS. A GUS podaje suche statystyczne "fakty" bez ich interpretacji. Interpretacją zajęli się oczywiście spece z wyborczej, którzy wszystko potrafią obrócić na sukces. Statystycznie każdy człowiek ma jedną pierś i jedno jądro, lecz faktem jest że takich ludzi nie ma. Statystyka pokazuje pewne tendencje ale łatwo przy analizie statystycznej dość do błędnej interpretacji rzeczywistości. To, że wydajemy mniej na jedzenie oznacza, że spora części społeczeństwa zaczyna po prostu na jedzeniu oszczędzać, jedząc mniej lub produkty tańsze lub gorszej jakości. A inna grupa (ta bardziej zamożna) być może wydaje więcej na rozrywkę, bo nie jest w stanie już wyjechać na wyspy kanaryjskie. Średnia z tych dwóch grup daje nam zafałszowany obraz polaka jedzącego mniej i wydającego więcej na kulturę. Ale to tylko pozór.
Czas kryzysu ma swoje reguły. Jedną z nich jest wzrost zapotrzebowania na rozrywkę. Ludzie chcą uciec od normalnego świata i zastąpić go choć na chwilę marami i przyjemnościami. W latach 30-tych XX wieku nie przez przypadek rozwinął się na potęgę w USA przemysł filmy. Repertuar filmów też był interesujący. Przeważały rewie i Wilmy pokazujące życie wyższych sfer, musicale. Jednym słowem odrobina szczęścia w pigułce. W tej chwili rozwija się na potęgę przemysł produkcji gier komputerowych, bo ludzie mają jeszcze jeden powód aby na chwilę zapomnieć o rzeczywistości. Bardzo ciekawym wskaźnikiem charakteryzującym kryzys jest także wzrost sprzedaży luksusowych aut. Paradoks? Nie do końca. Gdy pada firma a prezes kupuje luksusowe auto, wszyscy przez pewien czas myślą, że jeszcze nie jest tak źle. Wierzyciele nie dobijają się po długi, a kontrahenci myślą, że jeszcze watro nie stawiać kreski na tej firmie. Oczywiście do czasu, bo każde zaklinanie rzeczywistości kończy się tym, że owa rzeczywistość staje się odporna na zaklęcia.

Innymi słowy statystyka bez szerszego kontekstu mówi nam niewiele. Samo występowanie związku korelacyjnego między dwoma zmiennymi świadczy tylko o współwystępowalności zjawisk, a nie o ich logicznej lub funkcjonalnej zależności. Zawsze można powiedzieć, że im więcej staży pożarnych przyjeżdża do pożaru, to tym pożar jest większy ,a nie odwrotnie, lub można także wysunąć teorię, że im więcej bocianich gniazd we wsi tym większy przyrost naturalny. Choć tak naprawdę jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Tak jest i w tym przypadku.
Ale po wyborczej nie można się spodziewać niczego więcej… W końcu jak w kultowym skeczu kabaretu „Tey”: nie mówmy, że w ciągniku jest popsute jedno koło mówmy, że trzy są dobre…

poniedziałek, 15 marca 2010

Niepojęte...

Ruch oporu czyli "spod serca kap kap..."

Straż miejska i policja pospołu ganiają chłopów przywożących na bazary swojską kiełbasę, jajka i mleko. A gdzie się taki jegomość pojawi zaraz ustawia się kolejka mieszczuchów pragnących spróbowania prawdziwych wędlin czy posmakowania prawdziwej jajecznicy.
Pierwsza komuna w porównaniu do dzisiejszej była na swój sposób uczciwa. Za pierwszej nie było mięsa w sklepach, bo go nie było w ogóle. Teraz niby jest ale podrabiane. Bo jeśli z jednego kilograma szynki robi się ponoć ponad 2 kilogramy wyrobu, to czym jest owa różnica jak nie oszustwem? Dodaje się masowo soję i środki utrzymujące wodę. No i wszyscy mają to czego chcieli – pełne półki i tanie żarcie. A to, że jemy na co dzień ścierwo dowiadujemy się próbując prawdziwych wiejskich wędlin. Więc chłop znowu jak za pierwszej komuny jest znowu wrogiem publicznym nr 1, bo stwarza precedens. Pokazuje inny świat. Dlaczego go ścigają? Bo nielegalnie sprzedaje wyroby z mięsa nie badanego przez weterynarza z nielegalnego pewnie uboju i bez stosownego certyfikatu, a w dodatku nie ma kasy fiskalnej.
Pierwsza komuna charakteryzowała się tym, że formalnie była krajem robotników i chłopów przy wsparciu tzw. inteligencji pracującej czyli w dużej mierze bandy urzędasów. Ponieważ w tej chwili klasa robotnicza jest na wymarciu (bo w Chinach jest taniej), a chłopi ledwo zipią, za chwilę zostanie osiągnięty pełna ideologiczna równość klas. W fabrykach i chlewniach pracować będą urzędnicy i wszystko będzie jak miało być…  Urzędniki chodzi zwykle w krawacie, a jak wiadomo "klient w krawacie jest mniej awanturujący się", więc władza będzie miała także z głowy ewentualne wybuchy niezadowolenia. Bo co to za chłop, który tkwi w tonach papierów, aby legalnie produkować wyroby ekologiczne? Ponoć uzyskanie samego certyfikatu trwa 2 lata…
A wystarczyłoby jegomościa wyposażyć w maszynkę do próżniowego pakowania i sprzedawać kiełbasę jako przedmiot kolekcjonerski. Jeśli można w Polsce w ten sposób sprzedawać dragi legalnie w sklepie, to dlaczego nie kiełbasę? Nikt przecież nie będzie oficjalnie takiej kiełbasy kupował ani sprzedał w celach konsumpcyjnych, tylko po to aby powiesić na ścianie, powąchać od czasu do czasu, nacieszyć się widokiem i schować do lodówki. Chłopi sprzedawaliby wtedy swoje wyrobu jako dzieło rękodzieła artystycznego!
I znowu miał rację Bareja. Oby nie trzeba było chodzić do teatru aby zobaczyć prawdzie wędliny….
- Zobacz synu tak wygląda baleron – mówi ojciec to swego syna w scenie w teatrze kultowego „Misia”. Według mnie Bareja powinien zostać uznany za narodowego wieszcza.
Trzeba zamiast dostosowywać się do chorych regulacji zbiorowo i  z premedytacją je omijać. Przyszła kolej na ruch oporu. Walka z systemem poprzez omijanie jego biurokratycznych i wewnątrz okupacyjnych meandrów staje się naszym obowiązkiem nie tylko patriotycznym ale i cywilizacyjnym.

niedziela, 14 marca 2010

Król horrorów

- Piranie to ciekawe zwierzęta, tak jak mech to ciekawa roślina – rozpoczął swe rozważania mój starszy syn
- Może warto by było je skrzyżować? - tak rzuciłem od niechcenia, no i się zaczęło.
- Co ty? Wtedy powstałby mięsożerny mech! Mech wampirzy. Wyobrażasz sobie wyprawę w nocy do lasu? Ponieważ potrzebowałby do życia mięsa, a nie wody, słońca i soli mineralnych bardzo szybko by ewaluował. Zacząłby biegać na korzonkach i organizować polowania na biedne zwierzątka. Szybko zorganizowałby się w społeczeństwo i zaczął hodować ludzi...

Opadła mi szczęka, a on wymyślił to na poczekaniu i zajął się czym innym. Stephen'e King'u! Drżyj! Nadciąga nowy król horrorów.

Kościół wyznawców globalnego ocieplenia

Aztekowie składali okrutne ofiary z ludzi, a konkretnie z ich serc i krwi. Ofiary były przeznaczone dla Boga Słońce po to, aby go nakarmić i aby dalej chodził po niebie. Wyliczono, że ta krwawa łaźnia kosztowała życie nawet 20000 nieszczęśników. Rocznie. Przecież to gotowy pomysł na zastąpienie globalnego ocieplenia i wprowadzenie nowego globalnego stracha na bojaźliwe ludzkie serca, których miejmy nadzieję nikt nie będzie chciał wyrywać z naszych piersi! Współcześni „szamani” nie chcą już krwawych ofiar wystarczy nasza krwawica. Teraz oczywiście trzeba by było przeformułować nieco kult słońca. Po trzęsienie ziemi na Haiti okazało się, że kula ziemska zaczęła wirować o ułamek sekundy szybciej niż dotychczas. Czyli słońce na horyzoncie nieco przyspieszyło. I już jest powód do interwencji: Niech ziemia rusza kręci się tak jak zwykle!

Sekciarstwo to oczywiście dla wyznawców globalnego ocieplenia ostatnia deska ratunku. Jednak musimy pamiętać, że zbyt wiele pieniędzy zainwestowano w pseudonaukowe teorie a'la Łysenko, aby tak łatwo odpuścić.
Tego, że klimat się ociepla nie wiadomo na pewno. Tym bardziej fakt, czy to ewentualne zjawisko  dzieje się pod wpływem ludzkiej działalności jest jest obiektem  dalszych spekulacji i domniemań. Oczywiście każdy powód jest dobry aby zarobić trochę grosza. Na co miały być przeznaczone gigantyczne kwoty zbierane na walkę z tym czymś dokładnie nie wiadomo.
Przychodzi mi do głowy jednanie hipoteza, że w tym sposób próbowano wyciągnąć z rynku fałszywe pieniądze drukowane przez dziesiątki lat bez pokrycia. Byłaby to być może desperacka próba ratowania światowego systemu finansowego przed nieuchronnym krachem. Ale to oczywiście hipoteza.
Topniejąca z dnia na dzień grupa zwolenników teorii globalnego ocieplenia składa się już tylko z ortodoksyjnych jej wyznawców. Gorliwości niektórych z nich nie powstydziłby się nie jeden kościół. Być może ruch religijny jest rzeczywiście ich ostatnią nadzieją? Tym bardziej, że casus Azteków jest jak najbardziej adekwatny. Można by na poczekaniu wziąć jakieś wątki z religii animistycznych, przyprawić to domieszką scjentologii i dołożyć do tego kult matki ziemi ranionej przez grzesznego człowieka. Trochę kasy i religia gotowa. Inna sprawa, że gdy przypomnimy sobie o możliwości niepłacenia podatków przez różnego rodzaju sekty, których między innymi dlatego w stanach jest bez liku - to nic tylko wymyślać doktrynę. Oczywiście ojcowie założyciele będą mogli próbować nawracać niewiernych wykorzystując elementy ich starej wiary. Bo przecież jak się zrobi na ziemi całkiem ciepło to będzie jak w piekle. Najgorsze jest to, że każda religia potrzebuje męczenników ginących za wiarę. A tych będzie jak na lekarstwo.

Jak będzie to będzie. Przyszłość jest przecież niebytem. Na pewno koło podbiegunowe i Syberia nie będą „targetem” dla poszukiwania wyznawców. Ludzie muszą się bać, więc za chwilę objawi nam się nowy globalny straszak.

sobota, 13 marca 2010

Gdzie Hitler i Stalin zrobili co swoje

Ostatnie kilka dni z przyczyn ode mnie nie zależnych spędziłem w Warszawie. Zwykle przyjeżdżam tu na chwilę, na jeden dzień. Załatwiam co moje i zmykam do swojej podlubelskiej wioski, gdzie wszystko jest znajome, swojskie i przewidywalne. A tu? Blichtr miesza się z biedą. Miasto to zaszokowało mnie swoim chamstwem, pędem życia, kultem pieniądza i brakiem więzi.  Przez tych kilka dni pobytu nie spotkałem nikogo życzliwego. Nawet pomyślałem sobie, że miejsce to to jakby inny kraj, tylko  wszyscy posłują się tylko tym samym językiem. Jedni ludzie zamknięci są do wewnątrz, inni pędzą  nie wiedzieć gdzie i po co. Wszechobecny wyścig szczurów. Takie relacje możliwe są tylko w społecznościach, które jeszcze się nie ukształtowały, gdzie brak jest zaufania i każdego należy traktować jak potencjalnego wroga.
Bo rzeczywiście to miasto kipi i przypomina dworzec kolejowy jakby wszyscy byli tu przejazdem. Nawet mieszkańcy dworców też przecież czekają na ten swój pociąg. Inni rozsiedli się wygodnie w swych przedziałach pierwszej klasy i patrzą przez szybę wagonu na kłębiący się motłoch. Ktoś wsiada, ktoś wysiada. Jedni przyjechali przed chwilą, inni trochę wcześniej, ale wszyscy na chwilę.
Całe śródmieście i stare miasto spłynęło krwią. Wszędzie tablice i pamiątki eksterminacji. Wtedy właśnie umarła ta prawdziwa Warszawa, ta budowana od pokoleń. No może zeszła do katakumb. Potem została zasiedlona przez obcych wykorzystujących wolną przestrzeń i nadarzającą się okazję. Najpierw tych przybywających z  prowincji za chlebem i szukających szczęścia w wielkim odbudowywanym mieście. Ich  miejsce zajęły następne pokolenia przyjeżdżających po to samo, tylko lepiej wykształconych. Wszędzie prowizorka i to nie tylko budowlana. Prowizoryczne jest wszystko: interakcje, umowy, dane słowo. Jaźń fasadowa rozwinięta do poziomu niespotykanego chyba gdzie indziej. Wszyscy grają przed innymi. W tym kotle nie ma miejsca na podmiotowość.  Współczesny warszawiak to odrębny "subnaród" łączący w sobie wszystkie najgorsze cechy Polaków. Ale i budzący też współczucie. Nigdy nie widziałem tylu samotnych oczu. Od razu przypomina się Eleanor Rigby McCartney'a:
"All the lonely people
Where do they all come from?
All the lonely people
Where do they all belong?

Ah, look at all the lonely people"
Bo ci samotni ludzie gdzieś przynależą. Tylko już sami nie wiedzą gdzie. I nie potrafią się odnaleźć.  Ale być może takie są wielkie miasta? To cena jaką płacą za swoją "wielkomiejskość". No i kto by się przejmował refleksjami jakiegoś wieśniaka? To przecież też takie wielkomiejskie. Ale chociażby Kraków jest inny...

poniedziałek, 8 marca 2010

Pranie mózgu

Dziś chodząc po jednym ze sklepów przyssałem się do kosza z przecenionymi płytami i za całe 12 złotych nabyłem ostatnią studyjną i jednocześnie pośmiertną płytę Georga Harrisona "Brainwashed".
Płyta dokładnie oddaje nastroje i poglądy Georga i w mojej opinii jest genialna. Mówi o miłości i sprawach duchowych, ale też o polityce. Jest też o finansach i giełdowym złotym cielcu – zwłaszcza w tytułowym utworze. Diagnoza jest dość oczywista: tylko moralna odnowa może uporządkować ten świat.
Na okładce płyty widać rodzinę manekinów pozujących do zdjęcia i obejmujących telewizor. Na tym tle ktoś wyświetla gwiazdy na niebieskim tle. Czy gwiazdy są unijne czy amerykańskie nie ma specjalnie znaczenia. Najbardziej poruszający jest tytułowy utwór. Gdyby nie jego końcówka tego kawałka można byłoby go z powodzeniem grać w Radiu Maryja.
Oto moje "wolne" tłumaczenie tekstu:
Pranie mózgu

Pranie mózgu w dzieciństwie
Pranie mózgu przez szkołę
Pranie mózgu przez naszych nauczycieli
Pranie mózgu i ich zasad
Pranie mózgu przez naszych przywódców
w wykonaniu naszych królów i królowych
Pranie mózgu jawne i ukryte

Bóg Bóg Boga
Głos wołał na pustyni
Bóg Bóg Boga
było na najdłuższej nocy
Bóg Bóg Boga
Wieczność w ciemności
Bóg Bóg Boga
Ktoś zgasił światło duchowe

Pranie mózgu przez Nikkei
Pranie mózgu przez Dow Jones
Pranie mózgu przez FTSE
Nasdaq i bezpiecznych pożyczek
Pranie mózgu z Brukseli
Pranie mózgu w Bonn
Pranie mózgu  w Waszyngtonie
Westminster w Londynie

Bóg Bóg Boga
Jesteś mądrością jakiej szukamy
Bóg Bóg Boga
kochankiem za którym tęsknimy
Bóg Bóg Boga
Twą naturą jest wieczność
Bóg Bóg Boga
Jesteś istnieniem, wiedzą, szczęściem

Dusza nie kocha, to miłość sama w sobie
Ona nie istnieje, to jest istnieniem
Ona nie wie, to wiedza sama w sobie
"Jak poznać Boga" Page 130

Oni piorą mózg mojemu siostrzeńcowi
piorą mózg kuzyna Boba
Oni nawet dopadli moją babcię, kiedy pracowała w kolektywie
Piorą mózg gdy śpisz
gdy jesteś w korku
Piorą mózg gdy płaczesz
gdy jesteś dziecko w wózku
Piorą mózg przez armię
Piorą mózg pod przymusem
Piorą mózg przez media
masz uprany mózg przez prasę
Piorą mózg przez komputer
Piorą mózg przez telefony komórkowe
Piorą mózg przez satelitę
Piorą mózg do kości

Bóg Bóg Boga
Czy nie prowadzi nas przez ten bałagan
Bóg Bóg Boga
Od miejsca betonu
Bóg Bóg Boga
Nic nie jest gorsze niż ignorancja
Bóg Bóg Boga
Ja po prostu nie pogodzę się z porażką

Bóg Bóg Boga
Musi być coś o czym zapomniałem
Bóg Bóg Boga
Idąc ulicami bzdur
Bóg Bóg Boga
Jeśli tylko możemy zatrzymać zgnileiznę
Bóg Bóg Boga
życzmy sobie aby naszych mózgów nie wyrali także

Namah Parvati Pataye Hare Hare Mahadev
Namah Parvati Pataye Hare Hare
Namah Parvati Pataye Hare Hare

Shiva Shiva Shankara Mahadeva
Hare Hare Hare Hare Mahadeva
Shiva Shiva Shankara Mahadeva
Shiva Shiva Shankara Mahadeva

Namah Parvati Pataye Hare Hare
Namah Parvati Pataye Hare Hare
Shiva Shiva Shankara Mahadeva
Shiva Shiva Shankara Mahadeva


Czy płyty z takim przesłaniem wybitnego artysty mogą wychodzić tylko jako pośmiertne?
Niekoniecznie. Wystarczy, że nie będzie takiemu materiałowi towarzyszyć medialna promocja i będzie tak jakby takiej płyty nie było. Wystarczy, że w radiu nie puszczą, nie pokażą w TV i nawet niepoprawna płyta exbeatlsa może być przeceniania w marketach i wrzucana do kosza z muzycznymi  śmieciami.
Miło się przekonać, że ja i idol mojej młodości myślimy podobnie.

niedziela, 7 marca 2010

Władza

Polityka jest taka sama od tysiącleci. Każda władza chce, aby nikt ani nic nie utrudniało jej rządzenia i bez systemowych przeszkód dąży do stanu dla niej optymalnego: władzy absolutnej. Gdzie istnieją jakieś ograniczenia nie mamy do czynienia z prawdziwą władzą lecz z jej fasadą, parodią a w najlepszym przypadku z administrowaniem a nie rządzeniem.
Systemy demokratyczne próbują oficjalnie ucywilizować tylko walkę o władzę. Dlatego nie ma może we współczesnej polityce podrzynania sobie gardeł i trucia politycznych przeciwników. A być może to rzeczywiście tylko atrapa, więc nawet terroryści wiedzą, że nie ma sensu mordować figurantów? Jedno jest dla mnie pewne: Polscy politycy mogą spać spokojnie, bo już nawet „poddani” nie wierzą, że nasi wybrańcy mają jakąkolwiek władzę.
Może walka o prawdziwą władzę z typowymi dla niej zachowaniami odbywa się poza mediami i społeczną kontrolą? My możemy tylko obserwować przesłanki i odbicia tej walki jak teatr cieni na ścianie jaskini w bladym świetle kaganka. Może proces podziału władzy na świecie już się dokonał? Jest ona stabilna i usystematyzowana, dlatego nawet prowadzenie wojen przeszło do lamusa. Swoją drogą, biorąc przykład z lingwistycznych zabiegów zachodu, aby wojnę nie nazwać wojną, jak Chińczycy nazwaliby inwazję na USA? Misją stabilizacyjną?

Właśnie obserwujemy proces rozkładu władzy nie tylko tej "figuranckiej" ale i rodzicielskiej. Każdy przyszły lub oceny rodzic powinien przeczytać ostatni akapit felietonu Stanisława Michalkiewicza. Jeśli więc rzeczywiście tworzony lub istniejący na świecie system władzy osiągnął już optymalny - absolutystyczny charakter, to znaczy że mamy do czynienia z najbardziej totalitarnym systemem w historii. Bo nigdy w historii nikt nie próbował w sposób realny odebrać rodzicom władzę rodzicielską, czyniąc z rodziny jedynie "inkubator" dla przyszłego funkcjonariusza.

Na domiar złego tracimy też władzę nad własną przeszłością. Przekazanie oryginałów dowodów zbrodni hitlerowskich Niemcom to nie tylko skandal lecz realny i kolejny wskaźnik wasalizmu naszej bananowej republiki. Bo prawdziwe państwa myślą w kategoriach stuleci. Ale czego oczekiwać od kraju pozbawionego elit, gdzie do niedawna pewnie nawet Zimbabwe miało swoją agenturalną sieć.

czwartek, 4 marca 2010

Prawo jazdy

Po ciężkich kilkumiesięcznych bojach mojej małżonce udało się zdać egzamin na prawo jazdy. Udało się jej zdać egzamin za trzecim razem co i tak należy uznać za wielki sukces. Wynik mógł być jednak lepszy, gdyby pierwszy egzamin zakończył się dość kontrowersyjną decyzją egzaminatora. Moja żona postanowiła się odwołać. Jakież było moje zdziwienie, gdy przeglądając dokument poświadczający oblanie egzaminu nie znalazłem tam wymaganej Kodeksem Postępowania Administracyjnego informacji o procedurze odwoławczej.

Art. 107. § 1. mówi:
„Decyzja powinna zawierać: oznaczenie organu administracji publicznej, datę wydania, oznaczenie strony lub stron, powołanie podstawy prawnej, rozstrzygnięcie, uzasadnienie faktyczne i prawne, pouczenie, czy i w jakim trybie służy od niej odwołanie, podpis z podaniem imienia i nazwiska oraz stanowiska służbowego osoby upoważnionej do wydania decyzji. Decyzja, w stosunku do której może być wniesione powództwo do sądu powszechnego lub skarga do sądu administracyjnego, powinna zawierać ponadto pouczenie o dopuszczalności wniesienia powództwa lub skargi.”Zaś Art. 112. KPA głosi:
„Błędne pouczenie w decyzji co do prawa odwołania albo wniesienia powództwa do sądu powszechnego lub skargi do sądu administracyjnego nie może szkodzić stronie, która zastosowała się do tego pouczenia.”Oba przepisy nie stwarzają jednak możliwości nie umieszczenia informacji o dowołaniu.

Egzamin na prawo jazdy jest w końcu egzaminem państwowym, czyli zdanie jego lub nie jest decyzją administracyjną, a od każdej tego typu decyzji przysługuje odwołanie. I oczywiście taka możliwość istnieje, lecz mało kto o niej wie. Odwołanie jest składane najpierw do dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, a w przypadku rozpatrzenia jego negatywnie do marszałka województwa. Procedura egzaminacyjna opisana jest w stosownym, rozporządzeniu lecz możliwość odwołania się od decyzji wynika z ustawy, o której najwyraźniej w tym przypadku zapomniano.
Oczami wyobraźni widzę już te tysiące wniosków o ponowne rozpatrzenie sprawy lub o zwrot pieniędzy za egzaminy, bo egzaminowany nie wiedział o możliwości odwołań... Lepiej może czasami wyłączyć wyobraźnie.
I znowu wychodzi brak poważnej organizacji chroniącej konsumentów, w której postać nieudolnie próbuje wcielić się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Owa nieudolność wynika z faktu nastawienia tej instytucji na regulację rynku i walkę z tzw. nieuczciwą konkurencja, a nie na zwalczanie biurokratycznej niekonsekwencji. Innymi słowy, w jaki sposób jedna z głów „hydry” ma walczyć z samą hydrą?
 
Najlepszym sposobem na walkę z biurokracją jest wykorzystanie w tej walce jej mechanizmów.

Tania jarmarczna socjotechnika

A więc zaczęło się. Dziarskie zastępy PO rozpoczęły kampanie. Na razie jeszcze nie wiadomo do czego, ale zaczęły. Bo nie jest ważne co się robi byle z pieśnią na ustach.
Najpierw rozpoczęto spektakl pod nazwa krytyka Sikorskiego przez Palikota. Potem zaczęto karanie niepokornego polityka. A wszystko to w łonie jedynej słusznej linii politycznej. Do niedawna wojna PiS’u z PO windowała oba te ugrupowania, bo tylko one znajdowały się w społecznej percepcji. Teraz sytuacja uległa zmianie. W łonie jedynie słusznej zaczynaj się podniecać wojnę frakcyjną, aby całość uwagi wyborców przykuć właśnie na niej.
Podobno mają też robić badania dzwoniąc do ludzi i pytać o to, kto ich zdaniem powinien kandydować na prezydenta miasta leżącego nieopodal mojej wioski. Mnie oczywiście jako wieśniaka badanie nie obejmie, a szkoda. Bo bez wahania powiedział bym, że ja głosować będę Lepperta. Po takim tekście zwykle ankieter się odczepia. Ale samo badanie to oczywiście kolejna sztuczka. Pytamy człowieka czy woli ptysia lub WZ-tkę nie biorąc pod uwagę faktu, że on nie lubi słodyczy. No chyba, że jak w „Misiu” WZ-ka jest obowiązkowa bo zakład walczy o „złota patelnię”.
Jadąc dziś rano samochodem zauważyłem przy drodze wielki plakat z którego spozierały na mnie facjaty lokalnych liderów PO. Plakat był zielony i na środku widniał napis: „TAK dla POlskiej wsi”. I wymiękłem. Przecież żadna z postaci na plakacie na wsi nie mieszka. Równie dobrze mogliby napisać: "TAK dla POlskich miast". I co z tego? Ale chyba na tym polega lapidarność obietnic wyborczych: niech każdy samo sobie dopisze jakiś postulat jaki mu najbardziej pasuje, a oni i tak domyślnie obiecają jego spełnienie. Innymi słowy w postdemokracji program nie jest ważny, a wszystko przypomina bardziej brazylijski serial nie polityczną walkę. I tak ma być. Bo gdy nie ma władzy tylko jej pozory nikt przecież nie będzie walczyć o nie na śmierć gdy wystarczy zrobić przedstawienie.

środa, 3 marca 2010

Udawać Greka

Gdy wydarzenia biegną bardzo szybko, lub gdy ośrodki odpowiedzialne za przekazywanie prawdziwego obrazu świata nie zdążą uzgodnić między sobą właściwego jej obrazy, czasami przez media przedrze się odrobina informacji, które nigdy nie powinny się w nich pojawić.
Takimi informacjami były kulisy dla mnie kulisy kryzysu finansowego w Grecji. Otóż okazało się, że amerykanie zaczęli przyglądać się bliżej bakowi Goldman - Sachs, podejrzanemu to, że pomagał Grekom ukryć ich prawdziwą wielkość zadłużenia. Chodzi o niebagatelną kwotę 300 miliardów Euro. Informacja o tym stała się początkiem kłopotów Grecji jak też całej strefy Euro zbudowanej na modłę socjalistyczną. A teraz co się za tym kryje:
300 miliardów Euro to dług który nie powstał ot tak. Najprawdopodobniej proceder fałszowania danych i zadłużania się jednocześnie trwał przez kilka ładnych lat. Przez ten czas zmieniały się koalicje, rządy i koterie. Nikt jednak nie pisnął ani słowa obywatelom jaki jest realny stan finansów państwa. Oczywiście to bardzo naturalne. Każdy system do samego końca idzie w zaparte. Wystarczy przypomnieć sobie ostatnią scenę z filmu „CK Dezerterzy”. Przed zbuntowanymi żołnierzami staje uzbrojony po żeby oddział z gotowymi do strzału karabinami. Nagle podbiega jakiś wojak i szepce coś na ucho dowódcy oddziału. Pochwali wszyscy uciekają w popłochu. Skończyło się. Nic już nie jest ważne, co było do tej pory. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różyczki runęło. Nie oczekujmy więc, że w omawianym przypadku będzie inaczej. Cała sprawa pokazuje także jak dalece są rządy poszczególnych państw są ubezwłasnowolnione od banków i międzynarodowych organizacji i korporacji. Jak dalece opinia publiczna jest okłamywana poprzez system półprawd. Wbrew pozorom u nas zastosowano bardzo podobny mechanizm. Zadłużenie ZUS nie jest wliczane do budżetu. O owym przypadku kreatywnej księgowości wiemy. A o czym w takim razie nie wiemy? Na razie nasi decydenci udają greka i jak jeden z bohaterów „CK Dezerterów” powtarzają w kółko: „ich weiss nich”. Jak widać strategia „palenia głupa” sprawdza się w i tu. Świadomość tego faktu skłania do refleksji , iż jest jeszcze gorzej niż nam się wydaje.

Kto przewidział kryzys finansowy? Według mnie Bułhakow w „Mistrzu i Małgorzacie”. Pamiętacie scenę z przedstawienie w teatrze „Varietes” gdy z nieba zaczęły spadać czerwońce, gdy kobiety mogły wybierać najbardziej luksusowe towary, gdy z każdego uczestnika owego zbiorowego obłędu zaczęło wychodzić chciwe bydlę? To samo ma miejsce i teraz. Ktoś wykorzystuje nasze słabości i dostarcza tego co chcemy, wystawia nas na pokuszenie a my jemu ulegamy. Co było potem? Pieniądze okazały się zwykłymi nic nie wartymi papierkami, a luksusowe stroje zniknęły pozostawiając dystyngowane damy w samej bieliźnie.
Wtedy za wszystkim stał szatan. A w tej chwili? Pewnie też.

poniedziałek, 1 marca 2010

Postępowe przepisy piłkarskie

Myślałem, że sport to tylko sport. Ale i tu może przebiegać linia ideologicznego frontu. Okazuje się, że w ramach powszechnej miłości i uważania, aby broń Boże nie urazić żadnego ateisty dochodzi do kolejnych absurdów. Oto UEFA wydała zalecenia aby piłkarze nie modlili się przed rozpoczęciem meczu. Bo jeszcze jakiś dziecko z rodziny postępowej zapyta:
- Tatusiowie powiedzcie mi co ten pan robi?
- Modli się synu, ale to zabobon.
- A po co on to robi?
- Bo chce mecz wygrać i wierzy, że….
I tu kłopot. Więc lepiej niech dzieci takich pytań nie zadają. Jak piłkarz będzie chciał grać w lidze to niech się nie wygłupia.

Najgorsze jest to, że kiedyś toczono religijne wojny, potem bohaterska czerwona armia na siłę cywilizowała świat, a teraz można to zrobić pokojowo. Wystarczy przestawić ludzki sposób myślenia. Prać propagandowo mózgi w medialnej pralce, aż wyjałowią się ze wszystkiego. Oportunistów nie trzeba rozstrzeliwać, wystarczy wypchnąć ich poza nawias, napiętnować  i wyśmiać. Wtedy będą nieszkodliwi. Czy dyskryminacją nie jest nakazywanie zakazu modlitwy? Czy UEFA rozwiązała już wszystkie problemy z korupcją w piłce?

Są oczywiście różne sposoby, aby obejść durne i niechciane przepisy.
  • Przed wojną podobno, gdy nie wydawano zezwoleń na organizacje wieców politycznych na otwartej przestrzeni, bardzo szybko znalazł się na to sposób. Wystarczyło ponoć ogrodzić teren zgromadzenia liną trzymaną przez aktywistów i nad prelegentem otworzyć parasol. Od tej chwili zgromadzenia odbywało się w prowizorycznym budynku, bo były ściany i dach nad głową, więc policja nie miała powodów do interwencji.
  • Podobno talmudyczne zasady nakładają zakaz podróżowania w okresie świąt z wyjątkiem podróżowania na wodzie. Dlatego ponoć, gdy pobożny Żyd musiał odbyć podróż w owym okresie nie zapominał pod siedzenie wsadzić butelką z wodą.
Trudno oczywiście oczekiwać od piłkarzy aby poszukiwali podobnych sposobów na obejście zakazów. Problem tkwi w szatańskim nienasyceniu we wdrażaniu dobrych intencji, którymi wybrukowane jest jak wiadomo piekło.
Co można w takim razie zrobić? Wystarczyłoby w określony dzień roku wprowadzić symbol zastępczy lub wykorzystać istniejący. Wystarczy aby w określony dzień roku wszyscy katolicy założyli na głowę moherowe nakrycia głowy. Niech wtedy postępowcy zobaczą ile ich jeszcze czeka pracy. Może zdadzą sobie wreszcie sprawę, że próżne są ich zabiegi w „cywilizowaniu” ciemnogrodu?