niedziela, 18 kwietnia 2010

Laboratorium

Czym różni się dziecko od terrorysty? Z terrorystą można negocjować, a z dzieckiem nie. Po raz kolejny przekonałem się o słuszności tego powiedzenia, gdy lekkomyślnie obiecałem moim chłopakom, że zaprowadzę ich do laboratorium. Nękanie trwało jakieś dwa tygodnie. Malcy nie poddawali się. W końcu trzeba było dotrzymać słowa. Ustaliłem gdzie może być jakieś zaprzyjaźnione laboratorium. Okazało się, że jest w pewnym instytucie pewnego uniwersytetu, gdzie pracuje mój kolega. Jest tam troszkę fajnych urządzeń z potężnym mikroskopem na czele. Zostaliśmy umówieni na dzień i godzinę. Jedziemy.
Na miejscu przywitały nas szeroko uśmiechnięte postacie w białych fartuchach. Chłopaki byli w siódmym niebie. Pokazano im różne menzurki zawierające różne substancje no i mikroskop, na ekranie którego prezentowała się mucha w pełnej okazałości, którą można było zobaczyć z każdej strony. Na małych naukowcach nie zrobiło to specjalnego wrażenia. W końcu fascynację mikroskopem i oglądaniem wszystkiego co tylko się dało mieli już dawno za sobą.
- A czy sekwencjonujecie tu DNA? - Zapytał Starszy.
- Nie. Nie mamy takich maszyn. - Odparł najstarszy z mężczyzn w białym fartuchu po chwili zastanowienia najwyraźniej zdziwiony pytaniem. Nie wiedzieć dlaczego postanowił się usprawiedliwiać i przestał się uśmiechać.
- A jakieś wynalazki robicie? - Ciągnął Starszy
- Nie. My prowadzimy badania z których dopiero potem są wynalazki. My tu zajmujemy się badaniami naukowymi a nie wynalazkami – odparł jego młodszy kolega też już nie tak uśmiechnięty jak wcześniej.
- Ahaaaa! – powiedział pięciolatek, który do tej pory raczej milczał udając, że rozumie.

Trzeba było więc przeprosić za to, że przeszkodziliśmy i się niezwłocznie ewakuować.
- No i jak ci się podobało? - Zapytałem starszego syna, gdy wyszliśmy już z budynku.
- Wcale mi się nie podobało. Myślałem, że w laboratorium będą jakieś mutanty. A oni nawet nie umieją sekwencjonować DNA. Oni przecież tam nic nie robią. Jednak wolę być paleontologiem.

Wydaje się milionowy na ekspertyzy w zakresie kondycji polskiej nauki. Jeszcze większe na komercjalizacje wyników badań, a jeszcze jeszcze większe na same badania. I co? I nic. A wystarczy wysłać tam ośmiolatka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj