Strategia chińskiej róży
Kiedyś moja mama była dumną posiadaczką chińskiej róży - pięknej rośliny doniczkowej, która rozrosła się do monstrualnych (na miarę jej mieszkania) rozmiarów. Pewnego dnia gdy wróciłem do domu ze szkoły roślina zginęła. Mama oświadczyła, że musiała się jej pozbyć bo jest to rakotwórcza i toksyczna roślina, którą należało jak najszybciej usunąć z mieszkania. Wiedzę taką posiadła od jak zwykle dobrze poinformowanej sąsiadki, która także troszcząc się o zdrowie swoje i domowników wywaliła roślinę na śmietnik.
Potem prawda wyszła na jaw. W jakimś szpitalu w holu rosła sobie piękna rozłożysta róża chińska. Wielu pacjentów zrywało tzw. zaszczepki aby w domu cieszyć się rośliną. Po pewnym czasie roślina w szpitalu wyglądała jak współczesna większość szpitali: obraz nędzy i rozpaczy. Ktoś sprytny umieścił więc przy roślinie karteczkę: nie zrywać roślina szkodowa dla zdrowia. I zaczęło się. Szeptany marketing oparty autorytetem sąsiadek doprowadził to niemal całkowitego zaprzestania jej uprawy. Musiały minąć ze dwie dekady zanim chińska róża pod nazwą hibiskus znowu zyskała wielu zwolenników. W tej chwili dostrzega się nawet wartości lecznicze tego uroczego krzewu.
Duch rozłamu
W tej chwili przed mającymi się odbyć za dwa miesiące wyborami prezydenckimi próbuje się wdrożyć strategię bardzo przypominającą uśmiercenie chińskiej róży. Przy powszechnej rozpaczy i szoku towarzyszącemu tragedii próbuje się wprowadzić ducha rozłamu poprzez wywołanie sztucznego problemu dotyczącego miejsca pochówku. Innym sposobem jest właśnie szeptany marketing. Wczoraj dostaję SMS o treści: „Jak za 20 lat mój wnuczek po wycieczce szkolne na Wawel się mnie spyta: co zrobił ten pan Kaczyński? To co ja powiem: rozbił się?”. Wyśmiewanie to oczywiście stara lewacka taktyka.
To co widzimy i słyszymy pomimo, że jeszcze trwa żałoba oznacza, że w przyszłym tygodniu medialna zadyma zacznie się na dobre. Tak wczesne działania to rozpaczliwe próby nadrobienia utraconego dystansu. Okazuje się, że na nic mogły być prawybory kandydata na kandydata, na nic nagonki i szczucie. Nie było jeszcze tylu upadłości przedsiębiorstw w przeciągu ostatnich 20 lat co w tym kwartale. Ludzie wiedzą swoje, bo żadna propaganda nie zasłoni złej kondycji państwa. Czyli ktoś się boi...
Jak będzie to będzie. Co zrobi Jarosław, któremu życie dało naprawdę potężnie w kość? Nie wiadomo. Ale czuję przez skórę, że „Bronek” prezydentem nie zostanie. Choć jakie to ma znaczenie?
Tak jak i po śmierci papieża tak i po tej tragedii Polacy szybko wrócą do siebie i nasi politycy również. Afera o Wawel to tylko przyspieszony powrót do normalności (tej naszej polskiej normalności). Nie wiem o czym myślał Dziwisz mówiąc, że ma nadzieję, że ta decyzja zjednoczy Polaków. Chyba jest totalnie oderwany od rzeczywistości i nie rozumie co się wokół dzieje. Mało tego, nie potrafi wziąć odpowiedzialności za swoją decyzję. Ktoś musi ludzi uspokoić, pokazać im że zostali wysłuchani ale do niedzieli nic się już i tak nie zmieni.
OdpowiedzUsuńJa powiem, że mam czucie zupełnie odwrotne :) Ludzie żyją tak samo oderwani od rzeczywistości jak Dziwisz. Wiadomości oglądają tylko te 4mln widzów którzy nie chcą przegapić następującego później M jak Miłość (9mln widzów). W te krótkich kilka tygodni PIS ugra naprawdę niewiele na tej martyrologicznej patetycznej nucie. Jeśli w ogóle miał jeszcze jakiś program z którym miał iść do wyborów, to "spece" od marketingu na pewno podpowiedzą, że można więcej ugrać na "kontynuowaniu wielkiego dzieła, wielkiego Lecha". A Polacy po prostu zmęczeni i znudzeni tą długą żałobą (a raczej histerią i rozpaczą) przestaną słuchać.
:) Ostatnio dostrzegam, że w wielu sprawach się różnimy, co nie zmienia faktu, że wciąż lubię czytać Twojego bloga. Mało tego, jak rzadko kiedy, mam nadzieję, że to ja mam rację. Że nie jesteśmy oblężeni przez wroga, komunistyczną unię europejską i radzieckich agentów wewnątrz kraju. Że opór wobec pochowania prezydenta na Wawelu nie jest inspirowany przez jakieś złowrogie siły. Mówiąc w skrócie, że nie jest tak źle.
Pozdrawiam
Bartek