Od pewnego czasu jest głośno w kwestii piractwa i odcinania od sieci ciągnących nielegalne pliki. Nie chcę koncentrować się na kwestiach wolności choć są one istotne. O tym jutro. Interesuje mnie dziś kwesta dyfuzji innowacji w rynku rozrywkowym. Mamy tu do czynienia z dwoma logikami czyli nieporozumieniem.
Kto nie maszeruje ten ginie
Styk technologi i kultury to problem dość stary. Pojawienie się fotografii wywołało z pewnością załamanie na rynku usług portretowych. Pojawienie się kina doprowadziło w konsekwencji do upadku operetki – w tej chwili zresztą sztucznie utrzymywanej przez publiczne dotacje. Co ciekawe przez ostatnie 100 lat nie doczekaliśmy się chyba wybitnego dzieła w tej „branży”.
Nikt nie płakał więc po portrecistach, nie rozdzierał także szat nad losem gwiazd kina niemego, gdy pojawiło się to dźwiękowe. Rynek produkcji i dystrybucji kultury doznał szoku po pojawieniu się Internetu i do dziś nie może z tego szoku się wydobyć. A alternatywa jest prosta, albo biznes rozrywkowy dostosuje się do nowej sytuacji albo upadnie. Pomysły walki prawnej z tzw. piractwem to nieporozumienie. To tak jakby zakazać produkcji filmów dźwiękowych. Dochodzimy więc do paradoksu polegającego na tym że prawa autorskie stają się blokadą naturalnych procesów rozwojowych. W przypadku branży rozrywkowej to jeszcze nic. Ruch wolnego oprogramowania udowodnił, że mogą pojawiać się aplikacje „wolne” dołowienie i w przenośni. Tego typu walka metodami prawno administracyjnymi z wolnym przepływem dóbr kultury wywoła tylko jeden efekt, a mianowicie powstanie kontrkultura, skutecznie omijają powstające blokady prawne.
Biznes i jego logika
Każdy biznes ma swoją logikę. Jedną z podstawowych zasad jakiegokolwiek biznesie jest racjonalizacja kosztów celem uzyskania jak największej wartości dodanej. Tak samo i w biznesie kulturalnym. Mamy twórcę i konsumentów jego twórczości. Racjonalne działanie polega na tym, że dążymy do maksymalizacji zysków poprzez wyeliminowanie pośredników. Koncerny medialne to jednak raczej pośrednicy, a właściwymi podmiotami bez których przepływ dób kultury jest niemożliwe są artyści i odbiorcy. Im bardziej więc pośrednicy będą wyliczać z tzw. piractwem, podkreślając swoja doniosłą rolę w procesie dystrybucji dób kultury, tym bardziej będą z tego biznesu eliminowani przez obie strony, przybliżając swój upadek.
Nowym model biznesu kulturalnego właśnie powstaje. Mamy do czynienia z okresem przejściowym w którym obie strony ustawiły się na swoich barykadach i od czasu do czasu przerzucają się inwektywami. Administracyjno - prawne próby rozwiązania tego problemu to nie przejaw potęgi koncertów medialnych lecz desperacka próba ratowania rodowych sreber, lub chwytania się brzytwy.
Inna logika
Nie znaczy to, że stary świat zginie a firmy fonograficzne wymrą jak dinozaury.
Metallica (a właściwie jej prawnicy) doprowadzili do upadku Napstera. I co? A no nic. Tylko sprzedaż ich płyt spadała o połowę. Okazało się, że ludzie często (tam a nie u nas) pobierają pliki z netu a potem kupują płyty. Jak Metallica tak zrobiła to ludzie przestali ciągnąć i przestali kupować płyty. Z 5 lat trwało, aż o tym wszyscy zapomnieli. Inna sprawa, że płyta przy amerykańskich zarobkach jest jak batonik... Ale to zupełnie inna sprawa.
Grupa Monthy Pyton'a oburzona obecnością na YT nieomal ich całej twórczości, otworzyła serwis na którym umieścili to samo co na YT, ale lepszej jakości i oczywiście za free. I co się stało? Sprzedaż filmów i programów na DVD skoczyła o 1000%. Ludzie przypomnieli sobie stare rzeczy i chcieli je mieć na DVD. Dotarli w ten sposób do młodzieży, dla której ich twórczość była nie znana.
Jak więc widać świat nie jest czarno – biały, a tak znienawidzone piractwo może być sposobem na zarabianie pieniędzy poprzez stworzenie nowego kanału promocji.
Jak to będzie wyglądać
Idealnym przykładem nowego świata będzie serwis jamedo.com, gdzie artyści rezygnują świadomie z części swych praw i udostępniają efekty swej twórczości. Pytanie z czego żyją? Między innymi z koncertów. Jednak na pytanie spróbuję odpowiedzieć pytaniem? A jak to jest, że nie płacę za słuchanie radia? Nie mówię oczywiście o radiu tak zwanym „publicznym”, lecz o normalnej komercyjnej stacji. Puszcza ona muzykę komercyjną w nadziei, że pobiegnę kupić płytę, płaci haracz ZAIKSowi, a ja nie ponoszę z tego tytułu kosztów. Wyobraźmy sobie, nowy format zapisu plików muzycznych. Poza muzyką wysokiej jakości zawiera także animację we flashu, będą treścią reklamową. Im więcej plików danego artysty pobiorą jego fani, tym większa „powierzchnię reklamową” sprzeda artysta. Jest to kwestia konwencji.
Nie znaczy to, że nie będą sprzedawać swej twórczości na starych nośnikach. Powstanie zupełnie inna kultura muzyczna, w której na znaczeniu będzie zyskiwać ten kto ma coś do powiedzenia.
Najgorszą rzeczą może być to, że ktoś próbuje powstrzymać nieuchronne i zahamować naturalne procesy. Wszystko na świecie naturalnie dąży do staniu równowagi. Tutaj ta równowaga też zostanie osiągnięta, tylko przepychanka potrwa jeszcze chwilę. Ludzie nie są z założenia źli. Pobieranie plików jest po prostu wygodniejsze.
Kto nie maszeruje ten ginie
Styk technologi i kultury to problem dość stary. Pojawienie się fotografii wywołało z pewnością załamanie na rynku usług portretowych. Pojawienie się kina doprowadziło w konsekwencji do upadku operetki – w tej chwili zresztą sztucznie utrzymywanej przez publiczne dotacje. Co ciekawe przez ostatnie 100 lat nie doczekaliśmy się chyba wybitnego dzieła w tej „branży”.
Nikt nie płakał więc po portrecistach, nie rozdzierał także szat nad losem gwiazd kina niemego, gdy pojawiło się to dźwiękowe. Rynek produkcji i dystrybucji kultury doznał szoku po pojawieniu się Internetu i do dziś nie może z tego szoku się wydobyć. A alternatywa jest prosta, albo biznes rozrywkowy dostosuje się do nowej sytuacji albo upadnie. Pomysły walki prawnej z tzw. piractwem to nieporozumienie. To tak jakby zakazać produkcji filmów dźwiękowych. Dochodzimy więc do paradoksu polegającego na tym że prawa autorskie stają się blokadą naturalnych procesów rozwojowych. W przypadku branży rozrywkowej to jeszcze nic. Ruch wolnego oprogramowania udowodnił, że mogą pojawiać się aplikacje „wolne” dołowienie i w przenośni. Tego typu walka metodami prawno administracyjnymi z wolnym przepływem dóbr kultury wywoła tylko jeden efekt, a mianowicie powstanie kontrkultura, skutecznie omijają powstające blokady prawne.
Biznes i jego logika
Każdy biznes ma swoją logikę. Jedną z podstawowych zasad jakiegokolwiek biznesie jest racjonalizacja kosztów celem uzyskania jak największej wartości dodanej. Tak samo i w biznesie kulturalnym. Mamy twórcę i konsumentów jego twórczości. Racjonalne działanie polega na tym, że dążymy do maksymalizacji zysków poprzez wyeliminowanie pośredników. Koncerny medialne to jednak raczej pośrednicy, a właściwymi podmiotami bez których przepływ dób kultury jest niemożliwe są artyści i odbiorcy. Im bardziej więc pośrednicy będą wyliczać z tzw. piractwem, podkreślając swoja doniosłą rolę w procesie dystrybucji dób kultury, tym bardziej będą z tego biznesu eliminowani przez obie strony, przybliżając swój upadek.
Nowym model biznesu kulturalnego właśnie powstaje. Mamy do czynienia z okresem przejściowym w którym obie strony ustawiły się na swoich barykadach i od czasu do czasu przerzucają się inwektywami. Administracyjno - prawne próby rozwiązania tego problemu to nie przejaw potęgi koncertów medialnych lecz desperacka próba ratowania rodowych sreber, lub chwytania się brzytwy.
Inna logika
Nie znaczy to, że stary świat zginie a firmy fonograficzne wymrą jak dinozaury.
Metallica (a właściwie jej prawnicy) doprowadzili do upadku Napstera. I co? A no nic. Tylko sprzedaż ich płyt spadała o połowę. Okazało się, że ludzie często (tam a nie u nas) pobierają pliki z netu a potem kupują płyty. Jak Metallica tak zrobiła to ludzie przestali ciągnąć i przestali kupować płyty. Z 5 lat trwało, aż o tym wszyscy zapomnieli. Inna sprawa, że płyta przy amerykańskich zarobkach jest jak batonik... Ale to zupełnie inna sprawa.
Grupa Monthy Pyton'a oburzona obecnością na YT nieomal ich całej twórczości, otworzyła serwis na którym umieścili to samo co na YT, ale lepszej jakości i oczywiście za free. I co się stało? Sprzedaż filmów i programów na DVD skoczyła o 1000%. Ludzie przypomnieli sobie stare rzeczy i chcieli je mieć na DVD. Dotarli w ten sposób do młodzieży, dla której ich twórczość była nie znana.
Jak więc widać świat nie jest czarno – biały, a tak znienawidzone piractwo może być sposobem na zarabianie pieniędzy poprzez stworzenie nowego kanału promocji.
Jak to będzie wyglądać
Idealnym przykładem nowego świata będzie serwis jamedo.com, gdzie artyści rezygnują świadomie z części swych praw i udostępniają efekty swej twórczości. Pytanie z czego żyją? Między innymi z koncertów. Jednak na pytanie spróbuję odpowiedzieć pytaniem? A jak to jest, że nie płacę za słuchanie radia? Nie mówię oczywiście o radiu tak zwanym „publicznym”, lecz o normalnej komercyjnej stacji. Puszcza ona muzykę komercyjną w nadziei, że pobiegnę kupić płytę, płaci haracz ZAIKSowi, a ja nie ponoszę z tego tytułu kosztów. Wyobraźmy sobie, nowy format zapisu plików muzycznych. Poza muzyką wysokiej jakości zawiera także animację we flashu, będą treścią reklamową. Im więcej plików danego artysty pobiorą jego fani, tym większa „powierzchnię reklamową” sprzeda artysta. Jest to kwestia konwencji.
Nie znaczy to, że nie będą sprzedawać swej twórczości na starych nośnikach. Powstanie zupełnie inna kultura muzyczna, w której na znaczeniu będzie zyskiwać ten kto ma coś do powiedzenia.
Najgorszą rzeczą może być to, że ktoś próbuje powstrzymać nieuchronne i zahamować naturalne procesy. Wszystko na świecie naturalnie dąży do staniu równowagi. Tutaj ta równowaga też zostanie osiągnięta, tylko przepychanka potrwa jeszcze chwilę. Ludzie nie są z założenia źli. Pobieranie plików jest po prostu wygodniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj