Życie nauczyło mnie, że gdy mówi się powszechnie o jakimś zagrożeniu, to znaczy, że nie jest ono wcale tak groźne jak samo nim straszenie, które z reguły ma zupełnie inny cel. Musimy zgodzić się jako zbiorowość na pewien myślowy schemat - pewien umowny poglądowy paradygmat, aby jego konsekwencje – nie zawsze zresztą oczywiste – nie były dla nas zaskoczeniem i abyśmy przyjęli je bez większej refleksji.
Dla przykładu, powszechne zagrożenie pewną azjatycką chorobą wywołało potrzebę stworzenia panaceum, którego konsekwencją okazał się terror szczepień niezbadanymi substancjami. Gdy kurz bitewny opadł, to na jaw wyszła stara prawda, że każdy powód jest dobry, aby zarobić. Co po tym pozostało? Syndrom wyparcia wśród tych, którzy wpadli w pojęciową pułapkę i etykietka oszołomów przypięta dla tych, którzy od początku mówili prawdę lub śmieli mieć wątpliwości. Jak bowiem mawiał Nicolás Gómez Dávila: "Nikogo nie interesuje nigdy to, co mówi reakcjonista. Ani wtedy, kiedy to mówi, bo wówczas wydaje się to absurdalne – ani po kilku latach, bo wówczas wydaje się to oczywiste."
Bo przecież:
- straszenie globalnym ociepleniem w rezultacie skutkuje możliwością sprzedaży systemowo nieefektywnych urządzeń z branży OZE i podwyżkami cen nośników energii, które bez ideologicznej kanwy byłby nie do zaakceptowania,
- dziura ozonowa, która nagle zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach zaskutkowała wycofaniem freonu z urządzeń chłodniczych i zastąpieniem ich czymś droższym ale za to pobawionym funkcji dziurawienia,
- dziwnym zbiegiem okoliczności za realnymi problemami takimi jak afrykański pomór świń czy ptasia grypa po ich odpowiednim nagłośnieniu wprowadzono zakazy indywidualnej hodowli drobiu i trzody chlewnej na pewnych obszarach.
Przykłady można mnożyć. Za chwilę być może zostanie rozpętana wielowątkowa akcja strasząca powszechnym widmem kradzieży gotówki przez wszelkiej maści oszustów. Obok metody na wnuczka zaczną być powszechnie piętnowane inne mechanizmy złodziejstwa. Panaceum na to będzie rzecz jasna eliminacja gotówki i zastąpienie jej cyfrowym pieniądzem nowej generacji, bo wtedy będzie wiadomo kto ukradł. Również być może za chwilę zapanuje w mediach powszechne przekonanie, że warzywa z przydomowego ogródka są niezdrowe, trujące i wywołujące wiele chorób, bo nie podlegają specjalistycznym badaniom. Najpierw każdy działkowiec będzie mógł kupić specjalny tester do testowania jakości żywności, a potem jej produkcja zostanie być może zakazana przy aprobacie większości społeczeństwa.
I w tej całej układance, którą można też nazwać z powodzeniem inżynierią społeczną wcale nie chodzi o to, czy pierwotny „straszak” był realny i rzeczywisty. Chodzi o to, że był on wyłącznie pretekstem do serii działań i manipulacji. Inaczej rzecz ujmując, założone cele w czasach społeczeństwa „przeinformowanego” można osiągnąć znacznie łatwiej przy wsparciu podbudowanej lękiem ideologicznej zasłonie dymnej.
Od pewnego czasu straszy nas się wojną. I nie chodzi wcale o to czy owo zagrożenie jest realne czy nie ale o to jakie efekty i cele ma samo straszenie.
Zacznijmy od tego, że coś takiego jak napad jednego kraju na drugi to kosztowana zabawa, a okupacja bez odpowiedniego ideologicznego podłoża jest ekstremalnie trudna o ile niewykonalna. Mieliśmy w naszej historii z czymś takim do czynienia tylko raz, gdy Niemcy i ZSRR zajęły nasz kraj. Dla obu stron był to jednak stan chwilowy. Jedni chcieli przeć na zachód w imię starych ideologicznych założeń, drudzy na wschód w poszukiwaniu przestrzeni życiowej. Mimo to Niemcy pomimo poszukiwań nie znaleźli kandydatów do utworzenia marionetkowego rządu i musieli władzę sprawować sami, choć znaczna część administracyjnych struktur organizmu jakim było Generalne Gubernatorstwo nadal pozostawały w polskich rękach. Mieliśmy nawet podziemne państwo. Co innego bolszewicy. Idąc na Warszawę w roku 1920 i 1944 mieli na zapleczu już „polskie” rządy, a w tym drugim przypadku do kraju wkraczało nawet wojsko w polskich mundurach. Tak zrobili także Rosjanie na Ukrainie. Na podbitych terenach powstały kadłubkowe twory parapaństwowe zarządzane przez kolaborujących Ukraińców. Całości towarzyszy odpowiednia ideologiczna osłona. Inna sprawa, że Rosjanie w tej wojnie osiągnęli już prawie co chcieli. Przejęli kontrolę nad obszarami silnie uprzemysłowionymi, a reszta kraju czyli zachodnia pustka i biedota wystarczy jak będzie pozbawiona możliwości podskakiwania i wrogiej dla Rosji dywersji. Czyli na pozostałym terytorium wystarczy finlandyzacja i tyle.
Gdyby zagrożenie ze wschodu było realne, już mielibyśmy na naszej politycznej scenie partie jawnie prorosyjskie, które w określnym momencie przejęłyby funkcje kolaborantów. Poza istniejącym wciąż z w szyku zwartym ZSLem – który niczym w kapsule czasu przetrwał prawie niezmieniony od czasów PRL nie widzę innych kandydatów do „pragmatycznego” zarządzania Krajem Nadwiślańskim. Ale nawet i współczesny ZSL wpatrzony jest na zachód… Ktoś więc musiałby przyjść i przypomnieć podmienionym po klęsce Mikołajczyka działaczom ludowym i ich spadkobiercom skąd wyrastają im nogi.
O co więc chodzi? Bo jeśli jest to ideologiczne i propagandowe wsparcie dla akcji sprzedaży nam broni, to pół biedy. Nie takie kolonialne akcje mieliśmy za sobą. PZPR musiał odrzucić ideologiczny balast w atmosferze powszechnego potępiania aby „zmutować” w nowej rzeczywistości w warstwę posiadaczy. Ale najpierw należało wszystko co powstało w PRL wytarzać w smole a potem w pierzu, aby ktoś mógł upadłościową masę przejąć za marne grosze. Dlaczego powszechnej psychozy nie próbuje się wygasić propozycją powszechnego dostępu do broni? Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że straszenie wojną ma inny cel niż tylko zbrojenia. Chodzi w pierwszym etapie o totalitaryzację życia społecznego jako takiego. Po prostu: grozi nam wojna więc morda w kubeł. Masz zimno w domu i chcesz przeciwko temu protestować? Nic z tego. Protest w czasie zagrożenia nie uchodzi. Nie bez kozery liczne totalitaryzmy poszukiwały zawsze wroga. W takiej Korei Północnej przecież codziennie jest realny atak ze strony Japonii i USA. Ale to tylko doraźny środek, a nie właściwy cel.
Totalitaryzującja jest więc środkiem a nie celem. Prawdziwym celem może budowa podwalin pod wspólny rynek od Władywostoku po Lizbonę. Wycofanie USA z Europy oznaczałoby przestrzeń do tworzenia takich projektów pod protektoratem i w interesie Chin. Reasumując, być może jesteśmy już na innym etapie. Zostaliśmy sprzedani i nawet nikt nie pytał nas o zdanie, a teraz chodzi o to, aby przy fanfarach totalitarnej retoryki rozmontować państwo. Innymi słowy, aby sami Polacy nabrali do niego obrzydzenia. Poczynania rządzących i ignorowanie konstytucji jest tego najlepszym przejawem. Za chwilę proces powszechnego chaosu dotknie zwykłych obywateli, a wtedy wszyscy zatęsknią za normalnością. I ona nadejdzie – ale będzie to normalność już inna niż tak jaką znamy. A wtedy poczekamy na nowe jedynie słuszne paradygmaty.
Silny i suwerenny jest ten, kto potrafi je kreować i narzucać innym. W najgorszym wypadku potrafi je trafnie odczytywać.