piątek, 18 lipca 2008

Fikoły

Dysfunkcja instytucjonalna jest przeogromna i dotyczy większości znanych mi instytucji publicznych w większym lub mniejszym zakresie. To kolejny wskaźnik prowincjonalizmu.
Instytucje zapominają po co są powołane i jaką mają misję.
Pytanie: Jaka z miejskich instytucji ma na drzwiach napisane po co istnieje i przypomina o tym swoim petentom oraz pracownikom? Podejrzewam, że żadna. Z uwagi na swój publiczny charakter stają się one dystrybutorami publicznych pieniędzy na cele statutowe, a panowanie przejmują w instytucjach struktury normalnie uważane za pomocnicze.
Przykład: Instytucja kultury wcale nie w małym mieście ok. 20 pracowników merytorycznych, księgowość i cała reszta. Gdy instruktorzy odpowiedzialni za zespoły i teatry dziecięce (kwintesencja działalności instytucji) chcą na coś zdobyć pieniądze, najważniejszą osobą w firmie jest oczywiście Pani Księgowa. Trzeba odczekać swoje, po czym sekretarka Jej Ekscelencji krzyczy ze specyficznym, jedynym w swoim rodzaju wdziękiem: „Pani Heniu, Fikoły przyszły!”
Ta instytucja już dawno zapomniała po co istnieje. Gdy hydra zaczyna zjadać swój ogon, jest to początek końca instytucji.
Tam gdzie w instytucji publicznej nie ma strategii instytucji, a niekompetencja przełożonych pokrywa się z ich brakiem charyzmy, wolną przestrzeń wypełnia biurokracja i formizm.
Wszyscy jesteśmy Fikołami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj