NA MATEMATYKA
Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze;
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu.
Jan Kochanowski
Tak! To ten sam Kochanowski od trenów i od lipy! Mądrość życiowa utworu pozostaje oczywistością, więc dlaczego nie uczyli tego w szkole? Bo u nas każdy artysta musi być pomnikiem (oczywiście po śmierci), no ostatecznie popiersiem. Ta fraszka dowodzi jeszcze jednego; kiedyś ludzie nawet ci WIELCY też byli normalni; świntuszyli, lubili walnąć pół litra i kurwami porzucać. Istniał czas prywatny i publiczny, sacrum i profanum.
Teraz kurew może wejść do parlamentu (zdarzyło się to parę lat temu u kochających demokrację Włochów), ale słowo na "K" wychodzące z ust jakiegoś polityka to już przegięcie. Byle polityczyna musi uważać, by go gdzieś nie nagrali jak powie coś od serca, nie wspominając o nakręceniu na kamerę w czasie na przykład robienia kopy w krzakach.
Jego stolec stałby się wtedy pierwszym newsem we wszystkich serwisach (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) i wywołał publiczna dyskusję na temat konieczności stawiania publicznych toalet. Natychmiast pewne środowiska słysząc o toaletach publiczny przygotowałby społeczny projekt ustawy na temat domów publicznych, które ich zdaniem powinny być naprawdę publiczne. Bardziej trockistowska frakcja przygotowała by projekt nacjonalizacji nie tylko kibelków ale i burdeli, w wyniku czego powstałaby kolejna instytucja też publiczna: Zarząd Przybytków Publicznej Próżności, albo Urząd Ulgi Powszechnej. Oczywiście co obrotniejsi politycy natychmiast powsadzali by tam swoich kolesi. Ruchy ekoterrorystyczne zaprotestowałby przeciwko robieniu w krzakach na stojaka, bo zwiększa to dziurę ozonową a spożywane w pożywieniu konserwanty dostają się do naturalnego środowiska. Oczywiście prezes partii, do której należał jegomość i przewodniczący klubu parlamentarnego wyraziliby swoje ubolewanie z zaistniałej sytuacji i ukarali by upomnienie autora kloca. Potem to już tylko formalność i wykreślenie gościa z życia publicznego, przypięcie etykietki na całe życie o usunięciu z partii i towarzyskim ostracyzmie nie wspominając.
Ale może być też odwrotnie. Mógłby zacząć powtarzać, że rząd tak jak on robi gówno i dobrze wykorzystać czas medialny. Z pewnością w kwestii oceny rządu miałby we mnie swego sprzymierzeńca... Promocja miejscowości byłaby tak duża Powstały nowy segment rynku agroturystycznego organizowałby tam wczasy gastrologiczne. Kop dla gospodarki ograniczyłby, bezrobocie niskie, dzięki czemu Pan Polityk miałby dożywotnią gwarancję wygrania wszelkich organizowanych w okolicy wyborów. Inne miasta zapraszałyby go na odczyty i prezentacje. Było gombrowiczowskie upupienie, teraz przyszłaby epoka ogównienia w czym już teraz specjalizuje się brukowa prasa.
Znalazłby także grono naśladowców choć ma i prekursorów.
Pewien robotnik ze stoczni co przeskoczył przez płot albo przypłynął motorówka też nigdy by się nie spodziewał, że zostanie prezydentem. A jednak. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - albo odwrotnie zależy jak na to spojrzeć.
Jego stolec stałby się wtedy pierwszym newsem we wszystkich serwisach (zwłaszcza w sezonie ogórkowym) i wywołał publiczna dyskusję na temat konieczności stawiania publicznych toalet. Natychmiast pewne środowiska słysząc o toaletach publiczny przygotowałby społeczny projekt ustawy na temat domów publicznych, które ich zdaniem powinny być naprawdę publiczne. Bardziej trockistowska frakcja przygotowała by projekt nacjonalizacji nie tylko kibelków ale i burdeli, w wyniku czego powstałaby kolejna instytucja też publiczna: Zarząd Przybytków Publicznej Próżności, albo Urząd Ulgi Powszechnej. Oczywiście co obrotniejsi politycy natychmiast powsadzali by tam swoich kolesi. Ruchy ekoterrorystyczne zaprotestowałby przeciwko robieniu w krzakach na stojaka, bo zwiększa to dziurę ozonową a spożywane w pożywieniu konserwanty dostają się do naturalnego środowiska. Oczywiście prezes partii, do której należał jegomość i przewodniczący klubu parlamentarnego wyraziliby swoje ubolewanie z zaistniałej sytuacji i ukarali by upomnienie autora kloca. Potem to już tylko formalność i wykreślenie gościa z życia publicznego, przypięcie etykietki na całe życie o usunięciu z partii i towarzyskim ostracyzmie nie wspominając.
Ale może być też odwrotnie. Mógłby zacząć powtarzać, że rząd tak jak on robi gówno i dobrze wykorzystać czas medialny. Z pewnością w kwestii oceny rządu miałby we mnie swego sprzymierzeńca... Promocja miejscowości byłaby tak duża Powstały nowy segment rynku agroturystycznego organizowałby tam wczasy gastrologiczne. Kop dla gospodarki ograniczyłby, bezrobocie niskie, dzięki czemu Pan Polityk miałby dożywotnią gwarancję wygrania wszelkich organizowanych w okolicy wyborów. Inne miasta zapraszałyby go na odczyty i prezentacje. Było gombrowiczowskie upupienie, teraz przyszłaby epoka ogównienia w czym już teraz specjalizuje się brukowa prasa.
Znalazłby także grono naśladowców choć ma i prekursorów.
Pewien robotnik ze stoczni co przeskoczył przez płot albo przypłynął motorówka też nigdy by się nie spodziewał, że zostanie prezydentem. A jednak. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - albo odwrotnie zależy jak na to spojrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj