Kiedyś przeczytałem (nie pamiętam gdzie) pewien reportaż ze wspominaniami z wojny w Afganistanie rosyjskich weteranów. Szczególnie w pamięci utkwił mi pewien fragment. Otóż idący na wojnę młody chłopak umówił się ze swoją matką, że gdy będzie mu tam źle w liście na marginesie narysuje kwiatek. Miał być to sposób na ominięcie cenzury. Po pewnym czasie matka otrzymała list. W liście rekrut zachwalał odwagę radzieckiej armii, koleżeństwo i przyjaźń między towarzyszami broni, entuzjazm z jakim cywilna ludność wita wyzwolicieli. Cały list był napisany na narysowanej odręcznie kwiecistej kolorowej łące. Dla matki ten widok był ważniejszy niż tony synowskiej propagandy, bo oboje wiedzieli, że specjalnie prawdy to on napisać nie może.
Przypomniałem sobie tę historię, gdy usłyszałem w radiu historię pewnego artystycznego przedsięwzięcia. Podobno jakiś jegomość w ramach akcji artystycznej postanowił w dziurach w asfalcie posadzić kwiaty. Akcja pewnie proekologiczna miała zwrócić uwagę opinii publicznej na problem dziur w asfalcie. Happening nie odbywał się w Polsce. W przeciwnym razie zamiast dróg mielibyśmy nieskończone łany kwiatowe. A uwagi opinii publicznej na ten problem zwracać nie trzeba. Opina publiczna sama zwraca zawartość żołądka po przejechaniu paru kilometrów polskimi drogami na skutek wibracji.
Przypomniałem sobie tę historię, gdy usłyszałem w radiu historię pewnego artystycznego przedsięwzięcia. Podobno jakiś jegomość w ramach akcji artystycznej postanowił w dziurach w asfalcie posadzić kwiaty. Akcja pewnie proekologiczna miała zwrócić uwagę opinii publicznej na problem dziur w asfalcie. Happening nie odbywał się w Polsce. W przeciwnym razie zamiast dróg mielibyśmy nieskończone łany kwiatowe. A uwagi opinii publicznej na ten problem zwracać nie trzeba. Opina publiczna sama zwraca zawartość żołądka po przejechaniu paru kilometrów polskimi drogami na skutek wibracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj