sobota, 27 lutego 2010

Muzyka tak osobista jak tatuaż

Dawno nie nie zrobiło na mnie muzycznie takiego wrażenia jak Scratch My Back Peter'a Gabriel'a. Płyta nie daje się z niczym porównać. Widać, że ta muzyka siedziała w nim od dawna i ... eksplodowała. Muzyka bardzo osobista, jak sugeruje sam tytuł w wolnym tłumaczeniu to: „wytatuowana na grzbiecie”. Czy może być jakieś dzieło bardziej osobiste od tatuażu? Ktoś pokazując Ci takie działo otworowa przed sobą najbardziej osobisty fragment siebie i już nie ma nic więcej do ukrycia.

A wrażenie które na mnie zrobiła ta płyta można porównać tylko z kamieniami milowymi muzyki. Ostatnim razem zasłuchałem się chyba tak w Love Beatles, gdzie na stare numery znane na pamięć można było popatrzeć w nowym świetle. A poza tym? Nie wiem. Może "The Wall" Pink Floyd? "Amused to Death"  Roger'a Waters'a? "Robbie Robertson"? "...Nothing Like the Sun" Sting'a? "Script For a Jester's Tear" Marillion? "Selling England by the Pound" Genesis?
Zacząłem tej płyty słuchać wręcz obsesyjnie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz zapętliłem płytę w odtwarzaczu. To też o czymś świadczy. A może się starzeję i jako stary piernik potrafię docenić już tylko dorobek innych jeszcze starszych pierników?

Muszę wyłączyć bo się przeje. A dobre dania nie są po to aby zaspokoić głód, ale po to aby się nimi delektować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj