„Nie sztuką jest ukraść tak, aby cię nie złapali sztuką jest ukraść tak, aby nikt nie wiedział że zginęło” - nauczał pewien emerytowany złodziej z mojej dzielnicy, gdy byłem jeszcze małym brzdącem. Sztuką jest zrobić tak, aby nikt do końca nie wiedział jakie są Twoje prawdziwe cele, a wszyscy byli przekonani, że je znają. Machiavelli od inżynierów nowego porządku mógłby się wiele nauczyć.
Lektura w wikipedii hasła „Józef Oleksy”, a także powiązanego z nim hasła „Agenturalny Wywiad Operacyjny” przekonuje, że istniały w PRL służby o których istnieniu nie wiedział prawie nikt, a co ciekawsze przynależność do nich nie podlegała nawet lustracji. Pokazuje to w innej perspektywie fikcję dotychczasowych lustracyjnych podskoków. Pojawia się więc pytanie: O jakim odsetku agentury mamy jakąkolwiek wiedzę?
Od 20 lat słyszymy, że ktoś był agentem, albo TW. Od 20 lat słyszymy także zapewnienia osób, o to podejrzanych że to nie prawda, lub gdy kwity są oczywiste, że działali bez wiedzy i zgody. Media nie specjalnie zajmują się tymi, którzy w swych oświadczeniach lustracyjnych napisali, że byli agentami. Problem pojawia się w chwili oskarżeń o współpracę lub gdy ktoś oświadczył nieprawdę.
Na przykład taki Pan Olechowski, agentem był do czego się przyznał i III RP klepie go po plecach. W takim razie większym łajdactwem było się nie przyznać do współpracy niż być konfidentem. Tak głosi obecny porządek medialno propagandowy. Lecz problem jest gdzie indziej.
System czerwonych był i jest zbrodniczy w swojej istocie. Ludzie byli łamani i niszczeni, ale nikt nie ma pretensji do funkcjonariuszy starego systemu. To oni zeznają w procesach lustracyjnych wydając wyroki moralne. Przez 20 lat propaganda III RP z uporem maniaka utrzymuje, że współpraca z SB była czymś złym, zaś sama SB nie koniecznie. To zakodowanie przez propagandę w społecznej świadomości faktu, że TW to największe zło powoduje, że ludzie boją się zdemaskowania. Dzięki temu przez następne 20 lat będzie można szafować papierami posiadanymi na kogoś aby wywierać na niego presję. Co innego byłoby, gdy archiwa i rozwiązać ten problem, lecz przykład Oleksego świadczy o tym, że tylko po części. Temat wraca co chwila, bo utrzymywany przez propagandę ostracyzm wobec współpracowników jest straszakiem absolutnym. Najgorsze jest to, że teczki mogą znajdować się w obcych rękach i dzięki temu obce wywiady mogą jeszcze bardziej skolonizować nasz kraj rękami jego obywateli. Po co wojna, podrzynanie gardeł? Wystarczy trochę kwitów i powszechny społeczny ostracyzm. Nie mam zamiaru przekonywać kogokolwiek do wybaczania konfidentom, ale 20 lat życia w strachu to dostateczna kara.
Należy przede wszystkim specom od manipulacji wybić teczkową broń z ręki. Aby to zrobić potrzebna jest zmiana społecznego nastawia do agentury. To niby co? Mamy zrobić kampanie medialną: „Przytul agenta”? To rozwiązanie demoralizujące. Więc co? Naprawdę nie wiem. Ale wiem jedno: o problemie należy mówić i przedstawiać go w odpowiednim świetle. Należy mówić, że podtrzymywana medialnie niechęć do agentury może być zagrywką utrzymującą w strachu i dyspozycyjności tysiące ludzi.
Wpadamy w sidła naszego patriotyzmu. Wpadamy w sidła propagandowego upadku komuny i jesteśmy bezsilni, bo każdy krok jest niewłaściwy. Tego nie wymyślił Machiavelli. To pomysł godny Mefista.
Lektura w wikipedii hasła „Józef Oleksy”, a także powiązanego z nim hasła „Agenturalny Wywiad Operacyjny” przekonuje, że istniały w PRL służby o których istnieniu nie wiedział prawie nikt, a co ciekawsze przynależność do nich nie podlegała nawet lustracji. Pokazuje to w innej perspektywie fikcję dotychczasowych lustracyjnych podskoków. Pojawia się więc pytanie: O jakim odsetku agentury mamy jakąkolwiek wiedzę?
Od 20 lat słyszymy, że ktoś był agentem, albo TW. Od 20 lat słyszymy także zapewnienia osób, o to podejrzanych że to nie prawda, lub gdy kwity są oczywiste, że działali bez wiedzy i zgody. Media nie specjalnie zajmują się tymi, którzy w swych oświadczeniach lustracyjnych napisali, że byli agentami. Problem pojawia się w chwili oskarżeń o współpracę lub gdy ktoś oświadczył nieprawdę.
Na przykład taki Pan Olechowski, agentem był do czego się przyznał i III RP klepie go po plecach. W takim razie większym łajdactwem było się nie przyznać do współpracy niż być konfidentem. Tak głosi obecny porządek medialno propagandowy. Lecz problem jest gdzie indziej.
System czerwonych był i jest zbrodniczy w swojej istocie. Ludzie byli łamani i niszczeni, ale nikt nie ma pretensji do funkcjonariuszy starego systemu. To oni zeznają w procesach lustracyjnych wydając wyroki moralne. Przez 20 lat propaganda III RP z uporem maniaka utrzymuje, że współpraca z SB była czymś złym, zaś sama SB nie koniecznie. To zakodowanie przez propagandę w społecznej świadomości faktu, że TW to największe zło powoduje, że ludzie boją się zdemaskowania. Dzięki temu przez następne 20 lat będzie można szafować papierami posiadanymi na kogoś aby wywierać na niego presję. Co innego byłoby, gdy archiwa i rozwiązać ten problem, lecz przykład Oleksego świadczy o tym, że tylko po części. Temat wraca co chwila, bo utrzymywany przez propagandę ostracyzm wobec współpracowników jest straszakiem absolutnym. Najgorsze jest to, że teczki mogą znajdować się w obcych rękach i dzięki temu obce wywiady mogą jeszcze bardziej skolonizować nasz kraj rękami jego obywateli. Po co wojna, podrzynanie gardeł? Wystarczy trochę kwitów i powszechny społeczny ostracyzm. Nie mam zamiaru przekonywać kogokolwiek do wybaczania konfidentom, ale 20 lat życia w strachu to dostateczna kara.
Należy przede wszystkim specom od manipulacji wybić teczkową broń z ręki. Aby to zrobić potrzebna jest zmiana społecznego nastawia do agentury. To niby co? Mamy zrobić kampanie medialną: „Przytul agenta”? To rozwiązanie demoralizujące. Więc co? Naprawdę nie wiem. Ale wiem jedno: o problemie należy mówić i przedstawiać go w odpowiednim świetle. Należy mówić, że podtrzymywana medialnie niechęć do agentury może być zagrywką utrzymującą w strachu i dyspozycyjności tysiące ludzi.
Wpadamy w sidła naszego patriotyzmu. Wpadamy w sidła propagandowego upadku komuny i jesteśmy bezsilni, bo każdy krok jest niewłaściwy. Tego nie wymyślił Machiavelli. To pomysł godny Mefista.
Czytuję tego bloga dość regularnie i zastanawia mnie znikoma ilość komentarzy pod tekstami.
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że nie wiem. Może dlatego, że nie specjalnie się promuję. Mam jednak garstkę wiernych czytelników i za to dziękuję.
OdpowiedzUsuńSądzę, że znaczą część potencjalnych czytelników odstrasza tytuł, bo zmusza do abstrakcyjnego myślenia. Ale powiem szczerze, że na tych, który nie posiadają tej umiejętności specjalnie mi nie zależy. :-)
pozdrawiam