poniedziałek, 4 października 2010

Dwa teatry

Wiele sztuk teatralnych i filmów ima się problemu samego teatru lub ich akcja rozgrywa się w aktorskim środowisku. Wystarczy wymienić słynnego "Garderobianego", czy fantastyczną "Iluminatę", która nie wiedzieć czemu nie zrobiła szczególnej kariery. Efekt przy tym podejściu jest tani i gwarantujący sukces także dlatego, że po co wydawać masę pieniędzy na scenografię, gdy tą naturalną jest pozasceniczny rozgardiasz i fragmenty starych dekoracji, a widzom zdaje się że oglądają teatr zza kulis.  
Ale jak zwykle życie jest najlepszym scenarzystą. Oto aktor średniej kategorii Janusz P. słynący z występów w telewizyjnych spektaklach z udziałem niezbyt wyszukanych i czasami łatwo-psujących się rekwizytów postanowił założyć własną teatralną trupę. Bycie reżyserem było od dawna marzeniem tego najpierw statysty, potem aktora, który mimo nie najlepszej dykcji imał się różnych zajęć z pędzeniem bimbru w teatralnej rekwizytorni włącznie. Odejście udało się nad podziw gładko. Inni aktorzy ze starego składu teatru, którzy nie poszli razem z nim powinni przecież nienawidzić rozłamowca i domagać się pozbycia się go jak najszybciej. Jednak jakoś nikt specjalnie nie kwapił się z usunięciem tego aktorzyny, choć od dawna trąbił na lewo i prawo, że teatr ten gra za mało zaangażowane spektakle i że pora zwijać manatki. Z pozoru to dziwne ale tylko z pozoru. Bo ile może widz chodzić do teatru na te same przedstawienia? Ile można słuchać tych samych kwestii wypowiedzianych coraz bardziej wysłużonym głosem? Wszak wiadomo, że budynek teatru sypie się od spodu, a aktorskie garze już dawno przerosły dochody z biletów. Nowy teatr jest w stanie przecież stworzyć nowy repertuar i przyciągnąć nowych widzów,  lub skłonić starych to obejrzenia jeszcze kilku innych wodewili. Na ambitny repertuar nie ma raczej co liczyć. Bo przecież nie jest ważne ile teatrów ma dany właściciel, ważne jest to ilu widzów jest w stanie zatrzymać i ile kasy dzięki temu zarobić. 
Popularny w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zespołów Boney M ma ponoć na świecie aż pięć "mutacji".  Dlaczego ktoś spyta. A no dlatego, że są w stanie zagrać rocznie 1000 koncertów. Występują w różnych częściach świata jednocześnie nie tyle nie konkurując ze sobą, ale koordynując ze sobą kalendarze występów, aby nie grać w tym samym miejscu. W końcu wszystkie składy należą do jednego producenta.  
Dla dobrego przedstawienia ważny jest nie tylko reżyser, aktorzy, scenopis. najważniejszy jest wszakże producent wykładający kasę na produkcję wcale nie z miłości do sztuki ale po to aby zarobić. Równie ważny jest i sufler podpowiadający aktorom co mają grać. Co zagra nowa teatralna trupa? Trup - to bardzo właściwe słowo, bo teatrów o podobnym repertuarze było już kilka i wszystkie skończyły klapą, bo widzów było za mało. Ale przecież producent nie jest idiotą i nie pcha pieniędzy w z góry mający przynieść fiasko spektakl. Więc co zagrają? "Dziady" będą najbardziej adekwatne. Na razie odbyła się kilka dni temu próba klakierów. Wypadła ponoć zdumiewająco dobrze. Być może zatem sam podział teatru na dwie sceny to tylko kolejne przedstawienie, które nie potrzebuje sceny dla jego odegrania?

3 komentarze:

  1. Witaj,pierwszy raz trafiłem i już mi się podoba,chociaż dopiero zaczynam czytać.Cóż,jakie tespiańskie moce - taki teatr.Moje skojarzenie przy okazji sabatu pana P.było mniej wyrafinowane-
    raczej Młynarski i jego "Ballada o Dzikim Zachodzie".No,ale ja tu tak "Ty" a może trzeba inaczej?
    Pozdrawiam

    kuglarz

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie koniecznie. Polecam moje opowiadanie http://kolatka.blogspot.com/2010/09/kajmany.html
    to taki Młynarski tylko na o poziom wyższym (bo nie dotyczącej jednego gangu poziomie). Zapraszam częściej. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki.Byłem i jestem pod wrażeniem.Upiornym,ale
    trudno,żeby nie.Świetny tekst.

    kuglarz

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj