wtorek, 19 października 2010

Wykrakałem...

A więc polała się krew. Kilka miesięcy temu opisując okoliczności tworzenia partii Palikota, gdy nikt jeszcze specjalnie o tym nie myślał, napisałem także o czymś jeszcze. A mianowicie o tym, że gdy nie wyjdzie gra na rozłam w PIS, prawdopodobnym wydaje się fizyczna likwidacja Jarosława Kaczyńskiego. Na szczęście przepowiednia czy wizje przyszłości mają to do siebie, że nie sprawdzają się (o ile w ogóle się sprawdzają) dosłownie. Szaleniec nabuzowany przez medialną politykę miłości jest tylko wskaźnikiem tego co może nastąpić i co może czekać każdego niezależnie myślącego człowieka w tym kraju. 
Obym się znów mylił, lecz odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z pretekstem poprzedzającym terror, który można porównać z podpaleniem Reichstagu w 1933 roku. Faszystowski – wtedy jeszcze nie reżym – winił za to komunistów. Jakoś dziwnie się to zbiega z ostatnimi rewolucyjnymi odkryciami redaktora Michnika porównującymi PiS do Komunistycznej Partii Polski. Brzydzę się wszelką formą komuny, ale w końcu NSDAP to także była partia socjalistyczna. I znów historia się powtarza, bo tego rodzaju „akcje” często poprzedzają dyktaturę.

Ponad rok temu pisałem następujący wierszyk:
http://kolatka.blogspot.com/2009/09/rachmistrze-miosci.html

"Gdy policzą już twe kości,
jak w budżecie wielką dziurę,
wnet polityka miłości,
zmieni się w jej dyktaturę."


Czyżbym znowu wykrakał?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj