sobota, 9 października 2010

Lennon

Od kilku dni YouTube i Google przyjęło wizerunek tego chłopca, który w dzieciństwie nie zaznał miłość jako swoje logo. Od kilku też dni pobrzmiewa jako manifest jego Imagine, najbardziej naiwna i lewacka pieśń jaką napisał. I taki właśnie był ten chłopiec z rozbitej robotniczej rodziny. Ale nie do końca. Twierdzę, że przypięto mu pewną gębę, że postać ta jest znacznie bardziej złożona i skomplikowana. Posłużono się nim, a właśnie zrobiła, to ta mała japonka od której się uzależnił, ów społeczny kundel, któremu los dał talent i odrobinę szczęścia. Wiem o nim sporo. Jaki obraz tego człowieka przebija się ze strzępków wywiadów, jego utworów i fragmentów biografii? Co robiłby teraz? 
No dobra. Przyznam się. Był idolem mojej młodości i w pewnym sensie jest nim nadal. Jutro skończyłby 70 lat. Aż trudno w to uwierzyć, ale uwielbiałem jego twórczość wręcz obsesyjnie. Potem nastąpiła drobna korekta jak na giełdzie, ale nadal cenię go jako człowieka, który szukał odrobiny szczęścia, a to że stał się gwiazda było to trochę szczęściem, trochę przypadkiem. Nie pasował do obrazu klasycznych i tych współczesnych gwiazd, choć to on wymyślił medialne spektakle i skandale (np. bed-in) wykorzystujące media jako narzędzie w wale o ideały. Dziś to powszechne i wcale często nie o ideały chodzi w dzisiejszym skudlonym świecie. Powiem szczerze jego lewacka naiwność do dziś mnie rozbraja, bo stał on się częścią mnie i mojej przeszłości, więc rozumiem go jak nie wiem co. Tak jak odrzucał i kontestował dawną poprawność  dziś pewnie kontestowałby tę polityczną, a świat by o nim starał się nie pamiętać. Ale umarli nie mają głosu. Przede wszystkim patrzę dziś na niego jako na lewaka i człowieka nie mieszczącego się w ramach społeczeństwa. Ale to także stereotyp jego osoby bo nie dane mu było dożyć swej metamorfozy.  Pamiętam fragment dokumentalnego filmu z nim w roli głównej, gdzie przed jego domem koczuje młody chłopak. Zagorzały fan, który nie jadł pewnie od kilku przyjmuje zaproszenie na śniadanie. A John mówi mu o sobie, że jest normalnym człowiekiem ma normalną rodzinę i że chce normalne żyć. A to co robi to tylko jego sposób na życie i na zarabianie pieniędzy.
Do dziś jest postrzegany jako najważniejszy Beatles, tym czasem większość ich twórczości to właściwie dzieło McCartneya. John odpowiadał za „eksperymentalną” część tego zespołu. 

Lewak
Jako człowiek wyrosły w klasie robotniczej w naturalny sposób był podatny na lewackie ideały. I czemu tu się dziwić. Ale w dzisiejszych czasach, gdy z klasy robotniczej w Europie pozostały strzępki, a Mick Jagger przyjmuje tytuł szlachecki z rąk tej samej królowej dla której Lennon zwrócił Order Imperium Brytyjskiego w narkotykowym widzie, cóż może dziwić? Lewactwo jest dla marzycieli, ma szczytne ideały i wiarę w utopię. Być może dlatego tylu artystów wpada w ten kanał nawet i teraz? Gdy w 1964 Beatlesi u szczytu swej pierwszej fali popularności grali koncert dla „elity”, John powiedział, aby wszyscy klaskali, a bogatsze rzędy potrząsały biżuterią. Potem porównał Beatlesów do Chrystusa i wybuchała afera. A przecież przy dzisiejszych medialnych standardach takie teksty to nic zdrożnego. Te drobne fakty, jak też jawne przywiązanie do lewicy sprawiły, że stał się ikoną dla zwolenników Nowego Wspaniałość Świata. Kandydatem na ich świętego. A to nie jest takie proste. On po prostu kontentował świat w którym przyszło mu żyć i chciał innego. W ostatnim okresie życia chciał żyć normalnie i aby dano mu święty spokój. Nie wiedział co zrobić ze swoją sławą, na którą się załapał. Wystarczy tylko posłuchać jego ostatniego albumu aby się o tym przekonać. 

Co robiłby dziś?
Z pewnością kontestowałby sam siebie i oddzieliłyby się od wizerunku, który przyprawił mu salon. Wydaje mi się że stałby się konserwatystą jak jego kumpel George Harrison czy Cat Stevens. Ale tak jak w przypadku obu tych panów jego konserwatyzm nie polegałby na powrocie do kulturowych korzeni. Na pewno nie poszedłby drogą Paula, który stał się elementem brytyjskiego establishmentu. Gdyby żył dziś media robiłby z niego rockowego ekscentryka, oszołoma. Człowiek taki jak on walczyłby z systemem współczesnym tak samo jak walczył z tamtym, o ile zachowałby swoją społeczną naiwność. 

Był prostym chłopakiem z robotniczej dzielnicy. Podobnie jak Elvis lubił się zabawić, zarobić parę groszy i na pewno nie zasługiwał na kult, którym zaczyna coraz bardziej być otaczany przez mediokrację. Lewackie wybryki? Człowiek z nich wyrasta, gdy widzi, że sprawiedliwość polega na czym innym. A to że umiał pisać fajne piosenki? Pisałby je pewnie nadal. Wiem jedno. Na pewno gdyby żył i widział co z niego zrobiły media i wdowa śmiałby się z tego siedząc być może w swej celi mnicha buddyjskiego lub benedyktyńskiego klasztoru, w zależności od tego, w którą stronę by mu odbiło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj