czwartek, 28 października 2010

Żałobnicy

Jadąc do pracy samochodem, a właściwie stojąc z korkach którymi obfituje miasto znajdujące się obok mojej wioski, mam okazję przyjrzeć się plakatom wyborczym wszelkich kandydatów. Plakaty wiszące dłużej niż tydzień posiadają już nieodwracalne ślady toczącej się kampanii. To ktoś dorysował jakiemuś kandydatu wampirze zęby, innemu wydrapano oczy, jeszcze inny ma domalowane sprayem rogi. Ot taki folklor. Kampania do samorządów skutecznie przysłoniła normalne komercyjne reklamy. O od razu wdziać co jest najlepszym interesem w naszym kraju: dostać się na stołek, brać diety,   wepchnąć do urzędu kuzyna i chodzić przez cztery lata z wydętą piersią. 
W jakimś węgierskim filmie, który pamiętam z dzieciństwa pewna stara emerytowana złodziejka opowiadała o niejakiej „Mańce Kondolentce”. Była to według jej relacji wysoce wyspecjalizowana doliniara (kieszonkowiec), która wyspecjalizowana się w pracy na pogrzebach. Przychodziła ubrana na czarno i rzewnie płacząc, tuląc się do żałobników bez skrupułów obrabiała im kieszenie. 
Po zabójstwie w Łodzi dziś pogrzeb ofiary, na który wybierają się wszyscy politycy rangi małej i większej, aby "zaprotestować przeciw pomocy". Każdy chce przecież pokazać swą gębę w TV. Taki pogrzeb to przecież także element politycznego przedstawienia podobnie jak kampania. Czy więc niema już żadnej świętości? A kto z przybyłych na pogrzeb polityków znał ofiarę? Podejrzewam, że nie wielu, poza niektórymi politykami PiS i PSLu (w końcu Janusz Wojciechowski był kiedyś prezesem tej partii). Pozostali polityczni żałobnicy działają podobnie jak owa pogrzebowa złodziejka.
Nagle też w przedziwny sposób rozmnożyła się lista potencjalnych ofiar łódzkiego mordercy. Znalazł się już nawet na niej Niesiołowski, bo podobno ktoś o niego tego dnia pytał. Być może chciał przyjąć, miał jakąś sprawę? Może pierwszą w tej kadencji? Bo kto mógłby mieć do Niesiołowskiego jakąś sprawę o ile w grę nie wchodzą konsultacje entomologiczne? Złośliwi mówią, że morderca chciał przyjść do niego po konsultacje, którego "Pisiora" należy zgładzić w pierwszej kolejności. Gdyby zastał w biurze posła, ten z pewnością poleciłby mu jakąś truciznę na robaki. Ten wątek sprawy przypomina mi to film "Poszukiwany Poszukiwana", w którym malarz – niejaki Adamiec – uwierzył w swój geniusz, gdy dowiedział się, że z muzealnego magazynu ktoś ukradł jego obraz. Gdy wątpliwej jakości dzieło znalazło się w pawlaczu pewnego aparatczyka (granego zresztą przez genialnego Jerzego Dobrowolskiego), malarz wpadł w rozpacz. W jaką rozpacz musiał wpaść Niesiołowski, gdy się dowiedział, że jednak nie jego chciano zabić? 

Jedno jest pewne: nie ma już żadnych granic, poza które są w stanie posunąć się nasi kuglarze udający polityków. Zginął człowiek zabity w nienawistnym, podsycanym przez media szale. Na naszych oczach za chwilę odbędzie się polityczne przedstawienie w wykonaniu tych, którzy z znacznej mierze przez swoje działania się do tej tragedii moralne niego przyczynili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj