wtorek, 16 listopada 2010

Fetysz czyli no to się narobiło

Mamy wreszcie upragnionego pierwszego gejowego Rzeczypospolitej. Aby nim zostać trzeba było przejść inicjację policyjnych pałek i w ten sposób w oczach salonu stać się męczennikiem. Bo bez męczenników nie dokona się żadna rewolucja. Ale z gejogo nigdy nie da się zrobić prawdziwego męczennika. Bo co to za cierpienia? Złamany paznokieć, albo obcas od szpilek. Nie dość, że chłopcy w mundurach chcieli zrobić mu dobrze i ochronić nieszczęsnego sodomitę od tłumu „chomofobów”, to jeszcze się odgraża i paraduje po telewizyjnych studiach w ortopedycznym gorsecie. A fe. 
Dobra, żarty na bok.

Oglądałem wczoraj w jakiejś TV debatę między tą że ofiarą policjantów homofonów, a byłym posłem Bosakiem. O ile „Pan” w gorsecie był żałosny i śmieszny, o tyle poseł Bosak wypadł całkiem przekonywująco. Najczęściej powtarzanym argumentem było to, iż marsz 11 listopada był marszem faszystowskim. Bo przecież faszyści nie lubią gajówek. A to jest nieprawda. Co więcej w łonie NSDAP istniała silna grupa sodomitów. Co więcej nie jaki Ernst Röhm – wysoko postawiona w nazistowskich strukturach persona, był nie tylko  zadeklarowanym sodomitą ale uwielbiał też ze swoimi chłopakami z SA zabawiać się na pewnej romantycznej wyspie. Tak więc gajówki uwielbiają faszyzm - jak pisał Waldemar Łysiak.

Są więc dwie możliwości: Albo marsz był rzeczywiście faszystowski i sodomici mają pretensję o to, że nie wzięli w nim udziału, albo marsz był całkowicie normalnym pochodem sił patriotycznych i wolnościowych, a sodomici rozpaczają teraz, że nie był faszystowski. Oczywiście pierwsza alternatywa jest wykluczona, gdyż faszyzm jest ideologią lewicową. Pozostaje tylko zatem ta druga ewentualność. Przemarsz takich młodych dziarskich chłopaków w eleganckich mundurach i długich błyszczących butach to byłoby coś!

I znowu przeciętny leming ma pomieszanie pojęć. I pewnie o to w tym wszystkim chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj