niedziela, 25 września 2011

Poznawcze skutki oglądania telewizji w niedzielę

Warto jest pooglądać w przedwyborczą niedzielę stacje z wiadomościami. Ponieważ wydarzeń jest wiele, a załoga w telewizyjnych stacjach mniejsza, trzeba puszczać materiały niezmontowane, na żywo. W niedzielę polityków czasami media pokazują takimi jakimi są naprawdę. Relacjonowani nie wiedza w którym momencie pójdą w eter, a ekipa nie ma czasu poprawić wpadki. Wychodzi wtedy miernota prezenterów i naszych figurantów. Zabawa przednia jak za pionierskich czasów telewizji. Pamiętam jak wiele, wiele lat temu w jakimś programie towarzysz Włodzimierz Sokorski – wieloletni szef Radiokomitetu opowiadał jak w czasie relacjonowanego na żywo przemówienia Gomułki doszło w wpadki. Jakiś telewizyjny technik zapytał retorycznie, nie zdając sobie sprawy, że stoi przy włączonym mikrofonie: „Kiedy ten skur...n przestanie wreszcie pier..ć?”
Wybuchł ponoć niesamowity skandal. Sokorski opowiadał tę historię jako dowcip. Ale jakie czasy, takie poczucie humoru. 
Dziś technika jest lepsza, ale aby nikt nie zacytował anonimowego telewizyjnego technika nie transpiruje się jednego figuranta, tylko tasuje się ich wypowiedziami. W niedzielę oczywiście na żywo, bo zmontować się nie da. 
I tak włączam telewizor, a tu  Kowal z obecnie z PJN wali od rzeczy farmazony o tym, ile to my pozyskamy z Unii pieniędzy. 
Widać na szkoleniach dla figurantów nie mówili skąd się biorą pieniądze. A one biorą się z pracy. Jeśli zatem ktoś nauczy się żebrać wejdzie mu to w krew i miast deklarowanego pobudzenia pozostaną tylko zgliszcza kolonializmu. Rzecz jasna, aby dostać unijne dobrodziejstwa trzeba najpierw kasę wpłacić, co takim znowu interesem już nie jest. Miast piać o „unijnych dobrodziejstwach” mógłby poczytać trochę o redystrybucyjnej grabieżczy. Unia - rzecz jasna - kasy nie ma, a jak ma to tak świeżą, że jeszcze nie wyschła drukarska farba, więc taką trefną forsą z frajerami się chętnie podzieli. Ale czy to powód aby się tym tak podniecać? Ale skąd Kowal ma to wiedzieć? Gdy był mądrzejszy już dawno byłby w PO, jak jego była szefowa, a tak ostatni gasi światło. Gdyby Kowal odwiedzał tego bloga, to może przeczytałby jak to działa i przestał się kompromitować. 
Po chwili Napieralski gada jak po szaleju o tym, co się stanie jak SLD dojdzie do władzy. Jakie to dobre ustawy będą przygotowywali, jakie fajne jest lewicowe prawo, jak wiele można zdziałać będąc w parlamencie. Dobrze, że wzorem swego poprzednika Olejniczaka nie postanowił się rozebrać. Dobre, że na ten pomysł nie wpadł Kalisz. Wtedy w całym kraju serwisy RTV zanotowałyby znaczną liczbę uszkodzonych odbiorników oddanych do serwisów, bo ludzie rzucaliby w nie czym popadnie. Ale co tam Kalisz z Olejniczakiem. Teraz na topie jest Napieralski, który jak na lewaka przystało, albo nic nie rozumie albo tylko udaje aby się dostosować do elektoratu. Gdyby zdecydował się mówić prawdę, co lewakom często nie przechodzi przez gardło, to pewnie by wiedział, że Polsce potrzebna jest kompleksowa deregulacja. Najgorsze jest to, że ów węzeł gordyjski jest nie do rozwiązania biurokratyczno – prawnymi metodami, bo urzędnicza mafia sama z siebie nie pozwoli na uszczuplenie swego stanu posiadania. Niestety nikt tego głośnio nie powie. Jak tłumaczył mi kiedyś pewien znajomy topowy polityk, nie można mówić, że chce się ograniczyć biurokrację, bo biurokraci z rodzinami to jedyni pewni, którzy pójdą głosować. Czyli panie Napieralski szacun: Czai pan wszystko, tylko pali pan głupa. A telewizyjna transmisja na żywo wymaga, aby czynić to stale, bo nie wiadomo kiedy obraz pójdzie w Polskę, więc po tylu latach może wejść w krew. 
Po kolejnych kilku kliknięciach pilotem w TV pojawia się informacja o tym, jak to przejeżdżając przez Mazury, Premier zobaczył dzieci grające na Orliku i postanowił z nimi zagrać spontanicznie w gałę. O starzy PRLowscy propagandziści! Młody narybek nie dorasta wam nawet  do pięt! W takie spontany nie uwierzy nawet najbardziej naiwny leming. Dzieci pewnie były karami poprzebieranymi z krótkie gacie, a wójt od dwóch tygodni czkał na tę „gospodarską, niezapowiedzianą wizytę” i martwił się, że pomalowana na zielono trawa nie wytrzyma tak długo. W końcu przygotowywanie santonów to starta świecka tradycja. Aby daleko nie szukać wystarczy obejrzeć w necie, jak to spontanicznie Ronald Reagan spodlał kiedyś na Placu Czerwonym w Moskwie turystę Putina, który akurat tamtędy przechodził. A że akurat pracował w KGB, to przecież tylko zbieg okoliczności. 

I tak wesoło płynie przedwyborczy czas. Wystarczyłoby dodać jeszcze to, co pan Prezydent opowiadał na żywo na Prezydenckich Dożynkach, aby się przekonać do reszty kto tworzy naszą polityczną klasę. Jest co prawda pewnie wyjątek. Ponieważ reżimowe stacje poświęcają PiSowi najmniej antenowego czasu, muszą montować wypowiedzi Prezesa i o dziwo wypada od na tle peletonu najlepiej. 

A teraz nieco z innej beczki. 
Fan Beatlesów to ma przechlapane. Nawet jak włączy telewizor. Dziś po politycznej beczce śmiechu trafiłem na jakiś totalnie kretyński serial, który być może z miłości do jedynie słusznej partii scenarzyści zatytułowali "Pogodni". Tytuł "Żałośni" odpowiadał by bardziej prawdzie ekranu. Serial ten ma jedną generalną zaletę: jest krótki. Ale za to na początku i na końcu słychać coś wyjątkowo znajomego. Zresztą proponuję samemu posłuchać. Wystarczy pierwsze 10 sekund. Dalej nie polecam, bo reakcja organizmu może być podobna jak w przypadku striptizu Kalisza.

A teraz dla porównania "inspiracja".

Autor muzyki do serialu niestety nie przedstawił się z imienia i nazwiska w końcowych napisach, więc a nuż to Paul McCartney? Ale to mało prawdopodobne, bo ten napisałby coś oryginalnego, albo podpisałby się jako na przykład Paul Ramon, jak to miał w zwyczaju w swej młodości. 
Z kolei poniższy przykład udowadnia, że wpadki zdarzają się nawet beatlesom, więc co się dziwić jakiemuś anonimowemu „podprowadzaczowi akordów”? W końcu jak mawiał inż. Mamoń: „ludzie lubią piosenki, które już kiedyś słyszeli”. To doskonała puenta podsumowująca także bełkot polityków w niedziele popołudnie.





Po opublikowaniu tego posta odkryłem, że Andrzej Krauze w Rzeczpospolitej ma podobne refleksje

5 komentarzy:

  1. Po co pan pisze takie bzdury, że pomalowanie pokoju wymaga zgłoszenia do "odpowiedniego organu"? Jest wiele absurdów w Prawie budowlanym, które można by podać jako przykład, ale to akurat jest po prostu nie prawdziwe. Takimi nietrafionymi przykładami osłabia Pan niepotrzebnie swoja wiarygodność. A szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Anonimowy
    Rzecz jasna specjalistą od prawa budowlanego nie jestem, ale na to akurat potrafię podać stosowne źródło:
    http://www.prokapitalizm.pl/andrzej-baranski-przedsiebiorca-kontra-biurokracja.html
    proszę pobrać załączony pod tekstem plik MP3 do wywiadu, lub od razu pobrać go stąd:
    http://www.prokapitalizm.pl/wp-content/uploads/2010/09/baranski_wyklad.mp3

    Po przesłuchaniu tego materiału, proponuję ponownie przemyśleć kwestę mojej wiarygodności.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę wybaczyć , ale wiarygodnym źródłem dla mnie jest po prostu Prawo budowlane.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale najwspanialsze jest to, że są ludzie tacy jak Pan, którzy potrafią wyłapać tego typu nieścisłości. Ma Pan rację. Przykład jest niefortunny. Wkrótce się go pozbędę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo cenię Pana Blog, jestem stałym czytelnikiem. Moja uwaga wynikała wyłącznie z troski - szkoda osłabiać wymowę trafnego bardzo tekstu- nietrafnym przykładem. Mam nadzieję że nie uraziłem. Z pozdrowieniami - były pracownik urzędu wydającego owe - krytykowane powszechnie - pozwolenia na budowę.

    OdpowiedzUsuń

Jak masz ochotę to skomentuj