Wiadomym jest, że realny ośrodek władzy nad naszym krajem nie znajduje się wcale w którymś z konstytucyjnych jego organów. Najlepszy dowód na to dała słynna afera Rywina, wskazując na istnienie legendarnej „grupy trzymającej władzę”. Nie o taki jednak ośrodek władzy chodzi. Hipokryzja wszelkich instytucji polega na tym, że owe prawdziwe ośrodki władzy nie bardzo rzadko znajdują się tam gdzie powinny, ale przeważnie oscylują wokół tych, które ostatecznie przyklepują podjęte wcześniej decyzje. Ktoś przecież przygotowuje projektu pism, ustaw. W czyichś głowach rodzą się różnego rodzaju koncepcje i strategie. Ktoś coś poleca, nakazuje, za czymś lobuje. Jednym słowem prawdziwy układ sterowniczy jest niejednorodny jednak nie ma najmniejszych wątpliwości, że istnieje i będzie istnieć. Nawet absolutny monarcha musiał liczyć się z czyimś głosem podejmują swe decyzje.
Rozmyślania na ten temat przyszły mi do głowy, gdy reżimowe media napomknęły gdzieś półgębkiem cytując wypowiedź rzecznika PiS o PSL jako chłopach, którzy wyparli się swych korzeni. Pan rzecznik raczył wspomnieć także i o głosowaniach w europarlamencie posłów z PSL w kwestii wprowadzenia GMO. Podobno byli za. Co zatem, jaka siła pcha ludzi do głosowania wbrew interesom narodowym, własnym wyborcom, ale i wbrew zdrowemu rozsądkowi? Przecież nie trzeba być ekonomistą, ani technologiem żywienia, że tego typu regulacje to strzał w kolano dla naszego rolnictwa, gdyż jedną z niewielu nisz rynkowych w których nasze rolnictwo może zaistnieć jest produkcja zdrowej nieskażonej żywności.
Odpowiedzią na to pytanie mogą być dokumenty opublikowane na portalu Wikiliks dotyczące lobbingu amerykańskich dyplomatów reprezentujących producentów GMO. Lobbing miał dotyczyć naszych polityków, naukowców i mediów ze szczególnym uwzględnieniem Gazety Wyborczej. Czy nie ma już zasad i jest tylko deal? Czy nikt nie troszczy się już o wspólne dobro?
Czy gdy nawet za miesiąc wybierzemy nowych ludzi do parlamentu, będą oni odporni na lobbing i naciski, a może po prostu przyznają się, że państwo ma charakter kadłubkowy i pójdą do domu? Nie wydaje mi się. Musielibyśmy stworzyć partię złożoną wyłącznie z ludzi zamożnych, bo na nich nacisk jest najmniejszy. Ludzie ci musieliby być dodatkowo krystalicznie czyści, uczciwi, a swój majątek uzyskać uczciwą pracą. Musieliby także chcieć zorganizować nasz kraj na kształt firmy, która rezygnuje ze szkodliwych kontraktów, redukuje koszta i zapewnia prawdziwy, a nie papierowo - kredytowy rozwój. Ilu liczyłaby ta partia, której oddalibyśmy władzę w naszym kraju członków? Pięciu? Dziesięciu? Mi na razie przychodzi do głowy tylko jeden człowiek. Roman Kluska. A reszta? Może ktoś ma jeszcze jakiś pomysł?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj