Wybadałoby się, że rząd Premieru Tusku po kilku „strzałach znikąd” (Papcio Chmiel) już się nie podniesie, a tu niespodzianka. Według sondaży Polacy ciągle ufają ich królowi. Inna sprawa, że sondażom wierzyć nie można… Ale trudno się dziwić, kiedy podpisanie przez Prezydenta traktatu lizbońskiego – czyli ostateczne formalne zrzeczenie się niepodległości Polski – nieznane dotąd w historii nie wywołało praktycznie żadnych społecznych zawirowań, więc co tam jakieś ustawianie ustawy?
Przypomina mi się stary skecz Janusza Drozdy z czasów, gdy nie pokazywał jeszcze w telewizji głupich filmików. Opowiedział w nim histerię o mistrzu Zen, który siedział i medytował pod drzewem. Miał niewielką rankę na ręku, więc natychmiast pojawiły się głodne muchy i zajęły się spijaniem krwi mistrza. Widząc to jeden z jego uczniów odpędził muchy. Ocknięty z medytacyjnego letargu mistrz powiedział: „I coś ty zrobił! Te były najedzone”.
Widać Polacy postępują tak jak mistrz Zen, tylko zapominają, że apetyt wzrasta w miarę jedzenia. Opierają się na założeniu, że jednak są jakieś granice, a politycy są dobrzy bo się nie awanturują. Czyli czy zatem cichy złodziej jest lepszy od głośnego? Pewnie tak. Poza tym należy wpuszczać tylko klientów w krawacie, bo taki klient jest mnie awanturujący się. Więc rośnie nam armia much, ale w krawatach na państwowym wikcie.
Mój przyjaciel zwierzył mi się, że będąc w jednej z firm widział jak jakaś kobieta odbierała wynagrodzenie. Otrzymała 640 zł „na rękę”. Pewne formalne była zatrudniona na pół etatu a tyrała całe osiem godzin. Trudno jest się zatem dziwić, że znaczna część rodaków ma po prostu gdzieś i jakiś traktat i jakiegoś premiera i nie ma wiedzy na temat meandrów afery hazardowej. Nie mówiąc już o czytanie gazet na które ich po prostu nie stać. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak w odseparowanym nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością świecie, żyje inna – ta lepsza – część społeczeństwa. Dla pozostałych wystarczy że premier jest elegancko urany i od czasu do czasu jak Kaszpirowski zahipnotyzuje publikę mówiąc coś tam, coś tam. Jaka niepodległość? Jaka wizja polityczna? O czym my mówimy?
Wydaje mi się, że problem jest znacznie szerszy. Nauczeni patriotyzmu i miłości do Polski za którą przelano tyle krwi kochamy ją. Z drugie zaś strony państwo utożsamia nam się z chorymi instytucjami, których nie nawiedzimy. Jesteśmy więc rozdarci jak ten Dr Jekyll i Mr Hyde, mając dwie osobowości. Polskę kochamy i nienawidzimy jej zarazem. W takiej sytuacji następuje naturalne wyparcie tej toksycznej miłości. A im władza jest bardzie marionetkowa, tym coraz większe rzecze społeczeństwa będą uciekały od polityki, która bardziej jeszcze bardziej okupowana przez wszelkiej maści hieny. Jednak gdy pozwoliliśmy na oddanie niepodległości proces ten sięgnął dna. Może być już tylko lepiej. Bułgaria była okupowana przez 600 lat i się odrodziła.
Przypomina mi się stary skecz Janusza Drozdy z czasów, gdy nie pokazywał jeszcze w telewizji głupich filmików. Opowiedział w nim histerię o mistrzu Zen, który siedział i medytował pod drzewem. Miał niewielką rankę na ręku, więc natychmiast pojawiły się głodne muchy i zajęły się spijaniem krwi mistrza. Widząc to jeden z jego uczniów odpędził muchy. Ocknięty z medytacyjnego letargu mistrz powiedział: „I coś ty zrobił! Te były najedzone”.
Widać Polacy postępują tak jak mistrz Zen, tylko zapominają, że apetyt wzrasta w miarę jedzenia. Opierają się na założeniu, że jednak są jakieś granice, a politycy są dobrzy bo się nie awanturują. Czyli czy zatem cichy złodziej jest lepszy od głośnego? Pewnie tak. Poza tym należy wpuszczać tylko klientów w krawacie, bo taki klient jest mnie awanturujący się. Więc rośnie nam armia much, ale w krawatach na państwowym wikcie.
Mój przyjaciel zwierzył mi się, że będąc w jednej z firm widział jak jakaś kobieta odbierała wynagrodzenie. Otrzymała 640 zł „na rękę”. Pewne formalne była zatrudniona na pół etatu a tyrała całe osiem godzin. Trudno jest się zatem dziwić, że znaczna część rodaków ma po prostu gdzieś i jakiś traktat i jakiegoś premiera i nie ma wiedzy na temat meandrów afery hazardowej. Nie mówiąc już o czytanie gazet na które ich po prostu nie stać. Nie zdajemy sobie nawet sprawy jak w odseparowanym nie mającym nic wspólnego z rzeczywistością świecie, żyje inna – ta lepsza – część społeczeństwa. Dla pozostałych wystarczy że premier jest elegancko urany i od czasu do czasu jak Kaszpirowski zahipnotyzuje publikę mówiąc coś tam, coś tam. Jaka niepodległość? Jaka wizja polityczna? O czym my mówimy?
Wydaje mi się, że problem jest znacznie szerszy. Nauczeni patriotyzmu i miłości do Polski za którą przelano tyle krwi kochamy ją. Z drugie zaś strony państwo utożsamia nam się z chorymi instytucjami, których nie nawiedzimy. Jesteśmy więc rozdarci jak ten Dr Jekyll i Mr Hyde, mając dwie osobowości. Polskę kochamy i nienawidzimy jej zarazem. W takiej sytuacji następuje naturalne wyparcie tej toksycznej miłości. A im władza jest bardzie marionetkowa, tym coraz większe rzecze społeczeństwa będą uciekały od polityki, która bardziej jeszcze bardziej okupowana przez wszelkiej maści hieny. Jednak gdy pozwoliliśmy na oddanie niepodległości proces ten sięgnął dna. Może być już tylko lepiej. Bułgaria była okupowana przez 600 lat i się odrodziła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jak masz ochotę to skomentuj