poniedziałek, 5 października 2009

Czar prysł

Wydaje mi się, że w wyniku tzw. "afery hazardowej" Platformie skończył się już okres powszechnego społecznego zaufania. To tak jak początkiem końca SLD były firanki w Mercedesie Posła Pęczka. Potem to już z górki. Żaden PR i działania pod publiczne nie zmyją tej rysy na szkle, która tylko czeka na pęknięcie. Sama rysa? Może nic specjalnego, ale niech tylko powieje wietrzyk.

Cała sytuacja przypomina mi historię mojego kolegi, który na początku lat 90-tych prowadził skup złomu metali kolorowych. Pewnego jesiennego poranka, przyszło do niego dwóch dobrze mu znanych jegomości. W porannej mgle w odległości kilkudziesięciu metrów mój kolega zobaczył w wykonaniu tychże dżentelmenów taniec chasydzki. Oniemiał. Powiało mistycyzmem. Skąd w dwóch przecież zwykłych ludziach, w porannym jesiennym chłodzie, nagle takie uniesienie? Jednak z jegomości kręcił się w koło z podniesionymi rękami, drugi zaś nieco pochylony klaskał nabijając mu rytm. Trwało to przez jakąś chwilę. Kolega porażony metafizyką sytuacji i nie mogąc znaleźć nie racjonalnego wyjaśnienia trwał jak skamieniały. W pewnym momencie postanowił podejść bliżej. Czar prysł. Okazało się, że panowie wcale nie tańczyli, tylko wynieśli z zakładu uzwojenie od silnika. Jeden z nich został tymże uzwojeniem okręcony, założył nań kufajkę, a cały układ choreograficzny był tylko pracowitym rozwijaniem miedzianego drutu z delikwenta. "Tańczący" obracał się w koło z podniesionymi rękami, a stojący obok "klaszczący" pochylony jegomość zwijał drut, który trafił następnie na wagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jak masz ochotę to skomentuj